Znaleziono 0 artykułów
20.06.2023

„It’s about LoVe”: Z Pharrellem Williamsem, w studiu Louis Vuitton, na chwilę przed jego wielkim debiutem

20.06.2023
(Fot. Julia Marino)

Muzyk, który został projektantem, przygotowuje się do najbardziej oczekiwanego pokazu mody męskiej w sezonie wiosna–lato 2024. Pharrell Williams wspomina przeszłość, w której ciąg zdarzeń doprowadził go do miejsca, w którym jest, i uchyla rąbka tajemnicy tego, co mamy za chwilę zobaczyć.

Artykuł ukazał się oryginalnie na Voguebusiness.com. 

– Znowu zrobiło się cicho! – Pharrell Williams nie znosi ciszy. Rozmawiamy na kilka dni przed pokazem jego debiutanckiej męskiej kolekcji dla Louis Vuitton, który odbędzie się 20 czerwca wieczorem. Zaszyliśmy się w studiu w pobliżu Pont Neuf, gdzie nagrywamy wideo na media społecznościowe. Za każdym razem, gdy ekipa zaczyna filmować, wszyscy zgromadzeni w studiu milkną. Williamsowi się to nie podoba – jest zbyt sztucznie, za bardzo wyreżyserowanie i nie w stylu Pharrella. 

Gdy w studiu ponownie słychać naturalny szum – cichą rozmowę w akompaniamencie uderzeń w klawiaturę laptopów, która toczy się między pięcioosobowym zespołem Williamsa a członkami ekipy siedzącymi przy jednym stole – człowiek stojący za najbardziej oczekiwanym pokazem mody męskiej na sezon wiosna–lato 2024 wpada w swój rytm. Do kamery „Vogue’a” mówi: – To nie praca. To marzenie. Więc moim jedynym zadaniem jest nie budzić się.

Pomijając sporadyczne wypady, Williams wraz z rodziną przebywają na stałe w Paryżu, by urzeczywistniać to „marzenie”. Jak mówi Williams, kolekcja i pokaz będą obracały się wokół hasła „Lovers” – „Kochankowie”. To właśnie dla nich istnieje Virginia, miejsce, w którym się urodził. Prace nad kolekcją rozpoczął w tegoroczne Walentynki, w ten sam dzień, gdy Louis Vuitton oficjalnie ogłosił powołanie go na stanowisko jako następcę zmarłego Virgila Abloha. Jak mówi, to Alexandre Arnault zadzwonił do niego, by przekazać mu decyzję prezesa LV, Pietro Beccariego – propozycję objęcia stanowiska.

Gdy ogłoszono, że Pharrell przyjął ofertę, wśród osób, które upierały się, że stanowisko to powinno trafić w ręce „uznanego” projektanta, zapanowała konsternacja. W czasie powolnego procesu rekrutacyjnego wielu projektantów brało udział w rozmowach. Komentatorzy nie dostrzegali jednak, że nawet nie posiadając formalnej edukacji modowej, Williams, który dzięki Marcowi Jacobsowi po raz pierwszy współpracował z Louis Vuitton przy linii okularów przeciwsłonecznych w roku 2004, ma branżowy rodowód. Najważniejsze punkty z jego modowego życiorysu to między innymi Billionaire Boys Club założony wspólnie z Nigo w 2003 roku, długotrwały związek projektowy z Adidasem oraz seria udanych współprac z luksusowymi markami – zarówno z grupy LVMH (Tiffany, Moynat), jak i spoza niej (Chanel, Moncler). 

Pharrell Williams w studiu przed swoim debiutem w roli projektanta kolekcji Louis Vuitton Men. (Fot. Julia Marino)

W przeszłości Williams wielokrotnie wspominał, jak wiele nauczył się od Karla Lagerfelda. Był również przyjacielem Abloha. Jak wskazuje lista partnerów, z którymi współpracował – od Francesco Ragazziego z Palm Angels po założycielkę Colette, Sarę Andelman, z którą 19 czerwca zainaugurował aukcję „Just Phriends” na platformie Joopiter – sieć jego powiązań w branży jest rozległa. Za swojego najbliższego modowego sprzymierzeńca uważa natomiast Nigo, który był zaangażowany w przygotowanie kolekcji.

By podkreślić ten fakt, Williams ma na sobie T-shirt z napisem „I know Nigo” od Human Made oraz parę spranych, lekko rozkloszowanych jeansów w kratę Damier ze swojej nowej kolekcji. Oznacza to, że – pomijając nową kampanię z Rihanną, która właśnie ujrzała światło dzienne – jeansy to prawdopodobnie pierwszy projekt z jego inauguracyjnej, męskiej kolekcji dla Louis Vuitton, jaki ujrzał światło dzienne. W studio rozrzuconych jest kilka innych przyszłych Świętych Graali, między innymi projekty ukazujące nowe spojrzenie na kratę Damier domu mody. Określane słowem „Damouflage”. natychmiast rozpoznawalne z powodu szerszego kontekstu, wykraczającego poza kody Vuitton, będą jednym z wizualnych filarów jego pracy dla francuskiego domu mody.

We foyer Louis Vuitton, które znajduje się pod nami, czeka wiele modelek i modeli, którzy przyszli tu na casting. Krążą plotki, że zarówno jeśli chodzi o widownię, jak i prawdopodobnie powierzchnię, będzie to największy w historii pokaz męskiej linii Louis Vuitton. Podobnie jak w wypadku pierwszego pokazu Abloha, plan przewiduje, że odbędzie się on na zewnątrz.

Williams jest znany przede wszystkim jako producent i wykonawca muzyki, a aluzja, jaką podsuwa w trakcie naszej rozmowy, znajduje później potwierdzenie w słowach innych: akompaniamentem dla pokazu będzie nowa, stworzona przez Williamsa ścieżka dźwiękowa, między innymi utwór „Joy (Unspeakable)”, wykonany przez pochodzący z Virginii chór gospel Voices of Fire. – Jest bardzo, bardzo emocjonalny – mówi o soundtracku. Wspomina też nagranie zatytułowane „Chains & Whips” oraz inną kompozycję, nad którą pracował przez dekadę, pod tytułem „Peace Be Still”, w skład której wchodzi fragment grany na pianinie przez Langa Langa.

(Fot. Julia Marino)

Williams rozsiada się na sofie ze swoim kubkiem do kawy z monogramem LV. Gigantyczny posąg współpracującej z Louis Vuitton artystki Yayoi Kusamy, który został zainstalowany na ulicy przed studiem, przygląda mu się zza pleców przez okno, gdy zdradza niektóre szczegóły tego, co przygotowywał przez ostatnich kilka miesięcy. Opowiadając historię, łączy kropki dotyczące jego mianowania na zajmowane przez niego stanowisko. Oto zredagowany w kilku miejscach zapis naszej rozmowy.

Co możesz powiedzieć o zbliżającym się pokazie?

Jest wciągający. I w dużym stopniu inspirowany miłością i wsparciem ludzi tu obecnych, którego miałem szczęście doświadczać przez ponad 30 minionych lat.

W jakim sensie wciągający?

Ze względu na integracje społeczności, atmosfery i sceny. Tego, gdzie odbędzie się pokaz, gdzie ta kolekcja po raz pierwszy zostanie obejrzana... Jest naprawdę wciągający. Ludzie ciągle używają słowa „różnorodność”, więc będzie on też różnorodny, bo mój świat taki jest. Inni używają słowa „inkluzywność”, więc będzie też inkluzywny. Choć jest to kolekcja męska, tworzę rzeczy przede wszystkim dla ludzi.

Nie dało się nie zauważyć, że do i z budynku pod studiem wchodziło i wychodziło całkiem sporo modelek…

Tak jak mówię, tworzę rzeczy dla ludzi.

Wspominałeś już, że inspirują Cię przyjaciele. Czy praca przy tej kolekcji była pracą zespołową?

Tak. Moje życie to praca zespołowa. A współpraca z innymi to mój przywilej. Choć jest to miejsce, do którego mogę wnosić idee i swoją wizję, jestem tu z ludźmi, którzy są dużo bardziej utalentowani ode mnie. Są mistrzami, więc przechodzę tu intensywny kurs innych metod, innych procesów, innych punktów widzenia i nowych możliwości. Szczycę się umiejętnością współpracy z innymi, tu nie jest inaczej. Wszyscy moi ludzie: Cactus Plant, Matthew Henson, obecny tu mój zespół, całe atelier, wszystkie 55 różnych departamentów – są mistrzami rzemiosła. Od osoby, która tworzy sprzączkę, po osobę pracującą przy zamkach kufrów, za każdym szczegółem stoi mistrz rzemiosła, który nigdy się nie myli.

W takim razie, jeśli jesteś otoczony całym układem słonecznym utalentowanych ludzi, będących mistrzami swojego rzemiosła i zawodu, jaka jest twoja rola?

Wizja. Czasami chodzi o to, by zanurzyć się w złożoność tego wszystkiego, w najdrobniejsze szczegóły. To dla mnie bardzo ważne. Powinno się być w stanie patrzeć na swoją wizję z bliska i z perspektywy. Kolekcja i pokaz są w rozdzielczości 4K, a więc można zrobić zbliżenie na konkretną nić lub zupełnie się wycofać, by zobaczyć cały motyw. Ale chyba już za dużo zdradzam…

Jakie pojęcie lub uczucie stoi za całą tą kolekcją?

Miłość. I wygoda. Według mnie innym określeniem wygody jest luksus. Chodzi w niej o wygodę projektu i projekt wygody.

A teraz trochę tła. Czy kiedy spotkaliśmy się w listopadzie zeszłego roku, praca dla Louis Vuitton wisiała już w powietrzu?

Nie.

A więc jak to się stało?

O rany, po prostu odebrałem telefon i padło pytanie, czy bym to zrobił.

(Fot. Julia Marino)

Kto dzwonił?

Alexandre i ja rozmawialiśmy o tym, w jaki sposób moglibyśmy razem pracować. Ale nigdy nie podejrzewałem, że będę brać udział w tej rozmowie. Jeśli już, przez cały czas kibicowałem komuś innemu – mojemu bliskiemu Nigo. Gdy odebrałem telefon, myślałem, że w końcu się to dzieje!

Choć świetnie radzi sobie w Kenzo…

Radzi sobie genialnie, absolutnie genialnie. Pytałeś, jaki był zamysł tej kolekcji, a ja wspomniałem o miłości. Cóż, zobaczysz ją… A zostać powołanym na takie stanowisko, wiesz, to jak świadomość, że słońce świeci właśnie na ciebie. Co zrobisz z tym światłem? Ja po prostu chcę odwdzięczyć się ludziom, którzy pomogli mi znaleźć się w tym miejscu. Wszyscy moi paryscy przyjaciele podnosili mnie na duchu przez wiele lat. Co ciekawe, kiedyś pojechaliśmy na festwial Something In The Water w Virginii. Nasza mantra tam to „Virginia to miejsce dla kochanków”. A „kochankowie”… Pozbywając się wszystkiego i po prostu przyglądając się temu słowu, zrozumiałem, że może w nim być ogromna moc.

Ale tam, gdzie kochankowie czy miłośnicy, czasami znajdą się też hejterzy. Po twojej nominacji na stanowisko dyrektora kreatywnego wielu ludzi krytykowało tę decyzję, jako że nie ukończyłeś żadnej szkoły mody…

To oczywiste, że ludzie będą o tym mówić. Nie chodziłem do Central Saint Martins. Ale wiesz, nie chodziłem też do Juilliard, by studiować muzykę, a poradziłem sobie. Jako czarni ludzie żyjący na tej planecie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że mówi się nam, co możemy, a czego nie możemy robić… Jednak wszechświatowi nie można obwieścić, jak zostanie napisana historia. Możesz z nim pracować, być jego częścią, współtworzyć, ale nie możesz przewidzieć, co się wydarzy. Więc z mojej strony wyglądało to tak: „Wszyscy jesteście zaskoczeni? Coż, ja też jestem zaskoczony!”. Ale będę w stanie wam to raczej pokazać niż wyjaśnić.

Nie zapłaciłeś za żaden kurs w szkole mody, ale byłeś dość blisko z Karlem Lagerfeldem i dużo z nim rozmawiałeś. Czy czegoś się od niego nauczyłeś?

Oczywiście. To innego rodzaju orkiestra, w której masz do czynienia z różnymi jej sekcjami. W kolekcji jest dużo topografii, dokładnie tak jak w kompozycji. Musimy być super skoncentrowani na bliskiej i odległej perspektywie. Jest to szczególnie ważne w pierwszej kolekcji, ponieważ ustalam w niej też kluczowe elementy składowe. Kody. Konkretne szczegóły, od nitów, guzików i zamków błyskawicznych po rozmiary, kształty toreb...

Więc to jak pierwszy utwór albumu, do którego artysta odnosi się w dalszej jego części? Choć to pewnie dość niezgrabna metafora.

Nie, to świetna metafora. I absolutnie jest tam jakaś idea… Jest pewna akcja. Na sto procent, jest w tym akcja, musi być. Pierwsza kolekcja edukuje odbiorcę. Pokazuje, dokąd zmierzamy.

Jak postrzegałeś Louis Vuitton, zanim przeszedłeś przez te drzwi w lutym tego roku?

Zawsze bardzo go ceniłem. Zaczęło się, gdy w roku 2003 poznałem Marca Jacobsa, który zapytał mnie o moje okulary przeciwsłoneczne w sklepie na 57. ulicy, a potem – czy chciałbym jakieś zrobić. Powiedziałem: „Wow, to niesamowite. Ale te okulary zaprojektował Nigo, czy mogę wziąć go ze sobą?”. Wtedy po raz pierwszy ktoś taki jak ja został zaproszony do czegoś więcej niż założenie czegoś albo pojawienie się na zdjęciach. Naprawdę dostał szansę, by coś stworzyć. Marc naprawdę otworzył te drzwi. A rodzina Arnault bardzo nas w tym wspierała.

Byłeś na pokazie damskiej linii Louis Vuitton Nicolasa Ghesquière’a w Lago Maggiore. Czy rozmawiałeś ze swoim odpowiednikiem po drugiej stronie?

Nicolas to legenda. Spotykaliśmy się tu czy tam. Nieważne, jaką ilością czasu dysponuje, zawsze jestem wdzięczny, jeśli mi go poświęci. Nikt nie zna się na konstruowaniu lepiej niż on. A ja zawsze korzystam z okazji, by się od niego uczyć. Gdy się z nim umówiłem, przyszedłem do niego jako uczeń – wieczny student. W moich kolekcjach zasadniczo znajdziesz to, czego się uczę: dzielę się tym, czego się uczę dokładnie w taki sam sposób, jak zawsze robiłem to w muzyce. Wiesz, ten pokój to studio, mój ul, pełen żądeł, które zawsze trafiają w cel. A za tymi lustrzanymi drzwiami na końcu pokoju znajduje się inna sekcja mojego studia projektowego – to tam tworzę muzykę. Nagraliśmy tyle muzyki, to niesamowite.

Czy ścieżką dźwiękową do pokazu będzie twoja muzyka?

Tak, będzie to moja praca… Wszystko jest pełne emocji i ta muzyka też jest bardzo emocjonalna… W życiu zdarzają się czasem rzeczy, które tak bardzo uczą cię pokory, że myślisz: „OK, zdaję sobie sprawę, że nie kontroluję tego. Nie jestem w 100 procentach autorem swojego przeznaczenia. Współpracuję z losem, ale nie zarządzam tym przedstawieniem”. Więc nieważne, w którą stronę zawieje wiatr – nie mam z tym problemu… Jestem ogromnie wdzięczny za tę chwilę, jestem zelektryzowany i podekscytowany.

Aby otrzymywać newsletter „Vogue Business”, zapisz się tutaj.

Pharrell z Alexandrem Arnaultem, który zadzwonił do niego, by przekazać decyzję prezesa LV, Pietro Beccariego, o zaoferowaniu Williamsowi stanowiska.

Williams ze swoim najbliższym współpracownikiem Nigo w 200, roku, gdy założyli razem Billionaire Boys Club.

Po raz pierwszy Williams współpracował z Louis Vuitton w 2004 roku dzięki Marcowi Jacobsowi. Zdjęcie wykonano za kulisami pokazu kolekcji męskiej Louis Vuitton w 2008 roku.

Luke Leitch
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. „It’s about LoVe”: Z Pharrellem Williamsem, w studiu Louis Vuitton, na chwilę przed jego wielkim debiutem
Proszę czekać..
Zamknij