Znaleziono 0 artykułów
04.04.2023

Ciekawy przypadek artysty fotografa

04.04.2023
Fot. David Abrahams

Irving Penn będzie tu służył za przykład tego, jak nowe, niemożliwe i trudne do zaakceptowania wżera się w kanon. To historia o oku, które – raz zaskoczone – wiąże się z obrazem w trwałe małżeństwo. Tak naturalne zjawisko, że po czasie niemal się go nie zauważa.

Są wśród nas „umysły i oczy, które wiedzą, co chcą zobaczyć”. Przynajmniej tak definiował ten rzadki talent Alexander Liberman, fotograf, malarz i rzeźbiarz, a co dla tej historii ważniejsze – pracownik amerykańskiego Condé Nast, gdzie w 1941 roku, wbrew życzeniom ówczesnego dyrektora kreatywnego, został asystentem tegoż właśnie. Panowie dyskomfort bycia skazanymi na siebie musieli znosić niespełna rok. Po tym czasie Liberman po prostu wygryzł szefa. Za pierwszym awansem szły kolejne. Liberman zawdzięczał je właśnie oku. Temu, jak widział sam i jak umiejętność podobnego widzenia bez pudła dostrzegał u współpracowników.

Fot. David Abrahams

To on na początku dyrektorskiej kadencji zatrudnił do swojego działu Irvinga Penna, grafika doświadczonego już w „Harper’s Bazaar” i Saks Fifth Avenue, który z pewnym poczuciem porażki wrócił akurat z podróży do Meksyku. Wybrał się tam, by malować, ale z planu nic nie wyszło – wszystkie powstałe obrazy spalił, zanim wrócił do domu. Przywiózł jednak teczkę zdjęć. Gdy tylko Liberman je zobaczył, powiedział mu: „idź, rób” i wręczył Pennowi klucze do firmowego studia. Jeszcze w tym samym roku na okładkę „Vogue’a” trafiła kolorowa fotografia z rękawiczkami, torbą i apaszką ułożonymi w piramidę. Ta martwa natura to pierwsza ze 166 okładek, które Penn zrealizował dla „Vogue’a” w ciągu kolejnych 66 lat. Jeszcze częściej jego wywrotowe zdjęcia czytelnicy mogli oglądać w środku magazynu.

Fot. David Abrahams
Fot. David Abrahams

I tu następuje telegraficzny skrót z 75-letniej kariery Penna z akcentem na te elementy, które widoczne są w naszej sesji okładkowej i obowiązują w fotografii magazynowej do dzisiaj. To Penn jako pierwszy zaczął ustawiać modelki na gładkim tle, edytorialowe ujęcia obierając ze scenografii. To, co wcześniej było uważnie zaaranżowaną scenką z życia damy (imitującą raczej wyśnioną codzienność), zredukował do gestu i formy. Jako pierwszy fotografował w modzie detal, jako pierwszy burzył czwartą ścianę, odsłaniając granicę tła do zdjęcia i panujący za nią nieład zaaranżowanego tylko we fragmencie studia.

Fot. David Abrahams

Cały tekst znajdziecie w kwietniowym wydaniu magazynu „Vogue Polska” z dwiema okładkami do wyboru. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.

Kamila Wagner
Proszę czekać..
Zamknij