Znaleziono 0 artykułów
10.03.2025

Twórczość artysty Włodzimierza Jana Zakrzewskiego spajała pięć dekad i dwa kontynenty

10.03.2025
Włodzimierz Jan Zakrzewski, 1983 rok / (Fot. Czesław Czapliński/FOTONOVA)

Anda Rottenberg żegna przyjaciela Włodzimierza Jana Zakrzewskiego – malarza, grafika i rysownika, autora filmów oraz instalacji, wybitnego artystę, którego twórczość spajała pięć dekad i dwa kontynenty.

W czasie 45 lat naszej znajomości, która z czasem przerodziła się w przyjaźń, napisałam o nim sporo tekstów. W każdym próbowałam przybliżyć i wyjaśnić istotę jego twórczości. Przede wszystkim sobie samej. I za każdym razem miałam poczucie klęski. Nie dawał się zdefiniować. Nie pomagało rozklejanie kolejnych warstw jego obrazów, ponieważ tylko nałożone na siebie stanowiły całość, nadal niedomkniętą, nadal pozostawiającą widza w poznawczym niedosycie.

Owszem, widziałam rytm wciąż ponawianych oddaleń i przybliżeń malowanego świata pojęć i rzeczy, widoków i wspomnień: im większy był dystans „spojrzenia ogólnego”, tym grubsza soczewka przybliżająca szczegół, którym mógł być ukryty pod wierzchnią warstwą malarską widok wiejskiej drogi w stanie Nowy Jork albo widok z okna przyjaciela z Warszawy. Oba schowane pod innymi widokami, takimi jak linearne sylwetki jeźdźców czy wzięte z rodzinnego albumu „autoportrety” z dzieciństwa, znaczone czarnymi punktami „wspomnień” rozrzuconych po niewidocznej mapie świata. Zajmował się też mapą nieba, już nie na płótnie, lecz w zrealizowanej z rozmachem, w trzech wymiarach, kompozycji z zaznaczonymi na podłodze pozycjami gwiazd nad Poznaniem albo Berlinem. Tworzył też „obrazy z dźwiękiem”, czasem z całymi koncertami – puszczonymi od tyłu. Co pozwala przypuszczać, że na świat również patrzył „do tyłu”, jak się patrzy przez odwróconą lunetę.

Rysunek dziecka, Włodzimierz Zakrzewski / (Fot. Dzięki uprzejmości Ciacek Gallery)

W młodości malował „obrazy z błędem”, podważającymi wyuczone zasady harmonii barw. I nie trzymał się jednego stylu, zmieniał techniki i sposoby malowania, lecz jego podpis zawsze dawał się odczytać. Nawet po latach spędzonych poza Polską, kiedy tropił luki w pamięci, zderzał stare z nowym, mieszał odległe wątki, nakładał je na siebie, żonglował nimi aż do wyczerpania możliwości kombinatorycznych. Wówczas wracał do innych, już zapomnianych, motywów jak do wyblakłych klisz i nadawał im świeżość nowego. Tak się też działo w ostatnim okresie, kiedy dzielił czas między Warszawą i wsią w Portugalii, gdzie pracował z większym skupieniem. Powstawały „dzienniki” przypominające barwny kod kreskowy, nie do odczytania, nawet jeśli się widzi w nich odległe echo jego amerykańskich praktyk sprzed paru dekad. Kilka z nich umieścił na swojej ostatniej wystawie, dla mnie dość zaskakującej nieznanymi mi wcześniej kompozycjami – będącymi znakiem nowego obszaru zainteresowań.

Jednak nad całością tej wystawy dominowała nowa wersja obrazu „Rysunek dziecka”. Kopia jego dziecięcego rysunku z wyliczeniem kilometrów na drodze od Ziemi do Słońca. Tym razem na białym tle. Wernisaż był 22 listopada 2024 roku, w Jego urodziny. Trzy miesiące później Włodek wyruszył w tę samą stronę.

Dobrej drogi, Przyjacielu.


Włodzimierz Jan Zakrzewski, urodzony w Łodzi 22 listopada 1946 roku, zmarł w Warszawie 21 lutego 2025 roku.

Anda Rottenberg
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Twórczość artysty Włodzimierza Jana Zakrzewskiego spajała pięć dekad i dwa kontynenty
Proszę czekać..
Zamknij