Stare polskie filmy? Znamy! Jakie? „Człowiek z marmuru” i „Człowiek z żelaza”. Może jeszcze „Popiół i diament”. Jednak choć Andrzej Wajda niewątpliwie stworzył jedne z najbardziej ikonicznych pozycji w polskiej kinematografii, nie tylko jego dziełami polskie kino żyło. Zapraszamy na podróż w czasie i przyjrzenie się produkcjom, które pomyślnie przeszły próbę czasu. A dziś często ukazują całkiem nowe, zaskakujące oblicze.
Leonard Buczkowski, „Zakazane piosenki” (1946)
To miał być krótki film dokumentalny z piosenkami śpiewanymi przez Polaków na poprawę humoru w mrocznych czasach. Przeobraził się w pierwszy powojenny fabularny film polski. Premiera dzieła Leonarda Buczkowskiego zainaugurowała powrót do funkcjonowania warszawskiego kina Palladium przy ul. Złotej, dziś już nieistniejącego. „Zakazane piosenki” zapraszają w bezcenną podróż w czasie, do przedwojennej Warszawy, miasta, którego już nie ma, a w pewnym sensie nigdy go nie było, bo akcja, poza kilkoma wyjątkami, rozgrywa się w zbudowanych w Łodzi dekoracjach. W centrum historii – muzycy, walczący z okupantem i rozmaite opowieści z życia mieszkańców.
To pozycja, która przyniosła sławę Danucie Szaflarskiej, zmarłej przed pięciu laty w wieku lat 102 legendzie polskiego kina i teatru. To tu na ekranie debiutowała też Alina Janowska, która w czasie Powstania Warszawskiego była łączniczką w Batalionie „Kiliński”.
Po premierze film nie wszystkim się podobał. Niektórym nie podobał się jego lekki ton, a jakość dźwięku i zmiany w tekstach krytykowała sama Maria Dąbrowska. Na wniosek władzy po kilku miesiącach „Zakazane piosenki” zdjęto z ekranów. Wróciły „poprawione” w 1948 roku i stały się najchętniej oglądaną polską produkcją aż do premiery kolejnego wielkiego hitu – „Krzyżaków”. Wykonywane przez aktorów okupacyjne piosenki – „Serce w plecaku”, „Czerwone jabłuszko” czy „Siekiera, motyka” – stały się wielkimi hitami i wciąż są śpiewane na rozmaitych koncertach okolicznościowych.
Wanda Jakubowska, „Ostatni etap” (1947)
Wanda Jakubowska była jedną z niewielu – obok między innymi Franciszki Themerson – kobiet tworzących z sukcesami filmy w czasie okołowojennym. A jej „Ostatni etap” stał się ogromnym sukcesem polskiego kina na scenie międzynarodowej – trafił do dystrybucji w ponad pięćdziesięciu krajach na świecie, co i wtedy, i dziś było osiągnięciem niezwykłym. Doczekał się też bardzo przychylnych recenzji. Z dzisiejszej perspektywy język filmowy tego czarno-białego dzieła może się wydawać przedatowany, a na postrzeganie tytułu rzutować też mogą późniejsze polityczne afiliacje Wandy Jakubowskiej. W „Etapie...” prowadzi akcję tak, by stworzyć opowieść o bohaterze zbiorowym (łączącym ponad narodowościami i osobistymi historiami w komunistycznym ruchu oporu).
Nie zmienia to jednak faktu, że „Ostatni etap” to unikalna opowieść o rzeczywistości Auschwitz-Birkenau, napisana i wyreżyserowana przez kogoś, kto koszmar oświęcimskiego obozu widział na własne oczy. Co ciekawe – a z dzisiejszej perspektywy szokujące i pokazujące radykalną zmianę filmowych i obyczajowych standardów – Jakubowska zdecydowała się też zrealizować tę opowieść w autentycznej obozowej scenerii.
Czesław Petelski, „Baza ludzi umarłych” (1958)
Bieszczadzkie lasy, niedługo po zakończeniu II wojny światowej. Grupa doświadczonych przez życie wyrzutków pracuje w punkcie zwózki drewna. Awaria transportowa, odcinająca bazę od zewnętrznego świata, niebezpiecznie podniesie napięcie i zapoczątkuje ostre konflikty. Czy wysłannik z zewnątrz zdoła rozbroić tę tykającą bombę? To miała być adaptacja „Następnego do raju” Marka Hłaski, wówczas uznawanego za głos pokolenia. Ostatecznie film Czesława Petelskiego odszedł od wydźwięku literackiego pierwowzoru, ale tak mocno zmienił zakończenie, że pisarz wycofał swoje nazwisko z napisów.
„Baza...” uznawana jest za przedstawiciela tak zwanej „czarnej serii”, czyli filmów z drugiej połowy lat 50., które krytycznie patrzyły na ówczesną Polskę. Jednocześnie pewne „ugrzecznienie” i smrodek propagandy, które wytykał projektowi Hłasko (pozytywnie wartościowany bohater to oczywiście komunista), przekreślają szanse filmu na bycie udaną produkcją o zacięciu społecznym. „Bazę...”, romansującą z estetyką westernu czy noir, spektakularnie zrealizowaną, świetnie się ogląda – nawet dziś – jako sprawne kino popularne.
Ciekawostką jest, że choć film firmuje swoim nazwiskiem wyłącznie Czesław Petelski, to twórczynią większej części zdjęć do produkcji, zrealizowanych we wnętrzach, była jego żona Ewa (także absolwentka łódzkiej filmówki). Zdjęć plenerowych już nie zrealizowała – zajmowała się wówczas ich nowo narodzonym synem. Para współpracowała przez ponad trzydzieści lat, nawet po rozstaniu.
Jerzy Kawalerowicz, „Pociąg" (1959)
Jeden z moich ukochanych polskich filmów z dawnych lat, doceniony między innymi przez jury na Festiwalu Filmowym w Wenecji. Kryminał miesza się tu z kinem psychologicznym, a nad całością unosi się duch Michelangelo Antonioniego. Film Jerzego Kawalerowicza to pełna tajemnic, klimatyczna opowieść o spotkaniu meteorolożki (Lucyna Winnicka) i chirurga (Leon Niemczyk) w tytułowym pociągu, jadącym znad morza do stolicy. Pojazd jest pełny, więc para nieznajomych, zamiast w osobnych przedziałach sypialnych, zmuszona jest jechać w jednym. Między bohaterami pojawia się nieoczywista chemia, sprawę komplikuje jednak fakt, że ciągle obok przemyka jakiś psujący atmosferę bohater – zapatrzony w Martę adorator, wścibski ksiądz, opryskliwa konduktorka. Do tego wkrótce okazuje się, że gdzieś w składzie grasuje także zbiegły zabójca, którego bohaterowie postanawiają namierzyć.
„Pociąg” to nie błaha komedia pomyłek, a portret społeczeństwa w pigułce, egzystencjalna opowieść o ludzkim losie, o czającej się za rogiem samotności, o przegranych sprawach i niewykorzystanych szansach. Filmowa podróż staje się tu metaforą życia. Jak na tamte czasy i rodzime okoliczności film był bardzo innowacyjny, wizjonerski, porównywany wielokrotnie do dzieł Nowej Fali czy neorealizmu. Jego melancholijny klimat i uniwersalne obserwacje bronią się do dziś, mimo upływu lat.
Wojciech Jerzy Has, „Rękopis znaleziony w Saragossie” (1964)
Jeden z najbardziej wizjonerskich filmów w historii kina powstał pod Częstochową, w odciętej od świata PRL-owskiej Polsce. Hiszpania została na ekranie przedstawiona tak realistycznie, że jeden z hiszpańskich krytyków miał się obrazić na ówczesnego Ministra Kultury, że ten nie poinformował go o realizacji polskiego projektu na hiszpańskich ziemiach. Na ekranie śledzimy losy młodego oficera Alfonso van Wordena (Zbigniew Cybulski), który w drodze do Madrytu spotyka wielu różnych bohaterów i wysłuchuje ich opowieści. Obok Cybulskiego na ekranie pojawiają się m.in. Iga Cembrzyńska, Franciszek Pieczka, Barbara Krafftówna, Pola Raksa, Beata Tyszkiewicz, Leon Niemczyk czy Elżbieta Czyżewska.
„Rękopis...” to adaptacja wielowątkowej i do momentu premiery niemal zapomnianej XVIII-wiecznej powieści Jana Potockiego o charakterystycznej, szkatułkowej, labiryntowej konstrukcji. Oniryczny klimat, w którym kabała spotyka powieść łotrzykowską, a oświeceniowe idee zderzają się z szlacheckimi wartościami. Jeden z niewielu filmów, w których Zbigniew Cybulski występuje bez charakterystycznych okularów z przyciemnianymi szkłami. Ponoć Luis Buñuel, legendarny hiszpański reżyser surrealista, który filmów nie oglądał prawie nigdy, był takim fanem „Rękopisu...”, że widział go aż trzy razy. Jako ulubiony wskazują go również Francis Ford Coppola i Martin Scorsese.
Andrzej Wajda, „Ziemia obiecana" (1974)
Bez Wajdy ta lista byłaby jednak niekompletna. Jego adaptacja Reymonta to w końcu jeden z najlepszych polskich filmów w historii i jeden z nielicznych, które świetnie przechodzą próbę czasu. Nic dziwnego, skoro w adaptacjach literatury Wajda był świetny: zarówno w „Brzezinie” (1970) na podstawie tekstu Jarosława Iwaszkiewicza, „Krajobrazie po bitwie” (1970) na podstawie tekstu Tadeusza Borowskiego, jak i w „Weselu” (1972) na podstawie dramatu Stanisława Wyspiańskiego. Reymont utrwalił na kartach swojej powieści marzenia okresu boomu gospodarczego w przemysłowej Łodzi, pokazał migrację do miast, niebezpieczeństwa brutalnego kapitalizmu.
Wajda, mimo wierności oryginałowi, wyniósł filmową opowieść na poziom uniwersalny, tworząc historię o ludzkich instynktach, słabościach i pragnieniach. Na zawsze w pamięci widzów zapisały się genialne główne role. Jako trzej przyjaciele, Polak, Niemiec i Żyd zakładający razem fabrykę, wystąpili Daniel Olbrychski, Andrzej Seweryn i Wojciech Pszoniak. Ich ekranowa energia uwodzi. Film ma też walor dokumentalny. Mimo iż od premiery książki do zdjęć minęło ponad siedem dekad, udało się nakręcić film w miejscach, o których pisał Reymont. Część z nich, na przykład kompleks fabryczny Izraela K. Poznańskiego, obecnie centrum handlowe Manufaktura, pozostaje centralnymi punktami tego miasta, inne bezpowrotnie znikły.
Agnieszka Holland, „Kobieta samotna” (1981)
W czasach kina wielkich tematów ona zrobiła film o codzienności. „Irytowało mnie to zachłyśnięcie się klasą robotniczą, ten hurraoptymizm, naiwny entuzjazm, egzaltacja. Chciałam zrobić coś na przekór. Pokazać, że Solidarność Solidarnością, a biedni ludzie są nadal biednymi ludźmi. To miała być trochę prowokacja” – mówiła po latach o swoim filmie Agnieszka Holland. Zainspirowana pamiętnikami listonoszki i nauczycielki (Maria Chwalibóg), stworzyła historię Ireny, kobiety ciężko pracującej, samotnej matki.
Irena nie szuka miłości, ale nie jest na nią zamknięta. Wchodzi w relację z młodszym, niepełnosprawnym Jackiem (Bogusław Linda). Nie może liczyć na pomoc z żadnej strony. Mimo ciężkiej pracy nie jest w stanie zapewnić sobie i synkowi spokojnego życia. „Kobieta samotna” to ekranowy czas poświęcony tym, którzy w każdym systemie są wiecznie przegrani, na marginesie. Najbardziej pesymistyczny, ale ogromnie uniwersalny i ponadczasowy film Agnieszki Holland wybrzmiewa głośno także w Polsce 2022.
Ryszard Bugajski, „Przesłuchanie” (1982)
Film z 1982, ale tak naprawdę z 1989 r. – bo aż siedem lat przeleżał „na półce” cenzury. Bugajski, uciekając w przeszłość, komentuje otaczającą go rzeczywistość. Stworzył osadzoną w latach pięćdziesiątych opowieść o dość przeciętnej piosenkarce kabaretowej Antoninie Dziwisz, której życie rozpada się na tysiąc kawałków w wyniku aresztowania i wymyślnych tortur, mających na celu wymuszenie zeznań obciążających jej znajomego.
Obraz zestawia bezwzględność UB z hartem ducha bohaterki, która – mimo kolejnych rzucanych pod nogi kłód i upokorzeń – nie załamuje się. Do czasu. Zło, wtłaczane w nią przez system, sprawia, że buduje się na nowo. Wszystko w cieniu ostatnich lat życia Stalina. „Przesłuchanie” cechuje niesamowita aktorska energia. To miał być film dla młodych i ten sprzeciw wobec utartych szlaków, schematów i mód doskonale w nim czuć. W głowach widzów na zawsze niesamowitą rolą Toni zapisała się Krystyna Janda.
Hanka Włodarczyk, „Bluszcz" (1982)
Dlaczego „Bluszcz” na premierę czekał aż dwa lata, skoro nie był filmem sięgającym po tematy polityczne? Jego wywrotowy potencjał polegał na szczerym portrecie życia kobiet z kręgów intelektualistów i artystów. Główna bohaterka to trzydziestolatka po rozwodzie, zmagająca się z wyzwaniami wychowawczymi, problemami z kochankiem, wypaleniem zawodowym. Kinga jest nieustannie obserwowana i krytykowana przez otoczenie. Choć doskwiera jej samotność, nie potrafi nawiązać trwałych relacji. Na ekranie między innymi Grażyna Szapołowska, Grażyna Długołęcka, Ewa Błaszczyk.
Jedno z niewielu w polskiej kinematografii dzieł otwarcie feministycznych nie poddaje się dyktatowi klarownej, linearnej narracji, sięga po bardziej zawiłe metody snucia historii. Stawia kobiety w centrum opowieści, ale też zostało zrealizowane przez kobiecą ekipę.
Nie uda się jednak znaleźć w „Bluszczu” energii kobiecych protestów ulicznych. Z perspektywy czasu feminizm filmu wydaje się przesycony pesymizmem, wręcz fatalistyczny. Tak jakby emancypacja niechybnie wiązała się z wielkim ryzykiem życiowej porażki, a naturalną predyspozycją kobiety było oplatanie się wokół innych i czerpanie z nich – jak tytułowy „Bluszcz”. Ciekawostka: współautorką scenariusza jest Anda Rottenberg.
Barbara Sass, „Tylko strach” (1993)
Zanim Kinga Dębska nakręciła film „Zabawa, zabawa”, Barbara Sass stworzyła „Tylko strach”. To wyzbyta moralizatorskiego zacięcia opowieść o niepijącej alkoholiczce, pod której skrzydła trafia młoda, uzależniona od picia matka. Katarzyna (Anna Dymna) ma pomóc Bożenie (Dorota Segda) utrzymać się na drodze do trzeźwości. Katarzyna pracuje w telewizji, wydaje się pewną siebie, asertywną kobietą sukcesu. Jednak pozory mylą: szefowie mają do niej sceptyczny stosunek, partner nie wygląda na zaangażowanego w związek na sto procent. Kiedy jej życie rozpada się na tysiąc kawałków, Katarzyna ponownie wpada w ciąg, a na szlak destrukcji ciągnie za sobą Bożenę.
To jedna z najlepszych ról Anny Dymnej w karierze, a towarzysząca jej Dorota Segda także świetnie wypada na ekranie. Sass z empatią, ale i społeczną świadomością, bez sentymentów, dotyka tematu kobiecego alkoholizmu. Ten film wciska w fotel i wchodzi pod skórę. Nie da się go wymyć nawet ostrą szczotką z mydłem.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.