
W serialu „Czarne stokrotki” Agnieszka Szpila i Dominika Prejdova wywracają narrację opowieści do góry nogami. Odrzucając utarte schematy i stereotypy, mierzą się z traumą pamięci na ziemiach poniemieckich, z traumą kobiet stawianych zawsze w pozycji bezbronnych ofiar i winowajczyń swoich krzywd. Surrealizm przetyka to, co prawdziwe, historia to, co dzisiejsze.
Akcja „Czarnych stokrotek” rozgrywa się w Wałbrzychu. Co cię tak bardzo pociąga w tym mieście?
Wałbrzych wchłonął mnie przez niesamowitą naturę, jakkolwiek byś się po tym mieście przemieszczała, zawsze widzisz górę Chełmiec, jakby poruszała się razem z tobą. Trochę jak w „Pikniku pod Wiszącą Skałą” albo jak w „Twin Peaks” otoczonym zewsząd mistycznymi wzgórzami. Odczuwam w Wałbrzychu dziwne przesunięcie w czasie. Jeżdżąc tam – do rodziców – odbywam podróże podobne jak nasza serialowa bohaterka Lena, wsiadam z córkami w samochód i gubię się w tej przestrzeni, to wjeżdżam na tamę, to krążę po krętych uliczkach, chłonę przestrzeń i koduję kadry. To moje życiodajne „zapasy”. Gdy jest mi źle, a jestem na przykład w Warszawie czy gdziekolwiek indziej, to otwieram tę spiżarkę w mózgu, a tam mam zmapowany Wałbrzych, obrazy, które pełnią rolę ożywczej substancji, jak błękitna krew serialowych skrzypłoczy. Jest coś specjalnego w tamtejszej naturze, pagórkowatym krajobrazie, w tej tłustej, obfitej zieleni, której intensywnością możesz się najeść do syta. Ziemia rodzi tam antracyt, najlepszy i najbardziej kaloryczny węgiel, no i niezwykłe kryształowe formacje, jak w sąsiednim Strzegomiu. Jadę do Wałbrzycha z deficytem energii, a wystarczy, że pokrążę trochę po mieście i okolicach, i już się ładuję. Zasysam aurę.
Kiedy z Dominiką postanowiłyście wspólnie napisać waszą opowieść, która potem stała się podstawą serialu?
Poznałyśmy się osiem lat temu na jakiejś nudnej imprezie, parę dni później znowu się spotkałyśmy i już wiedziałyśmy, że musimy razem coś stworzyć. Pokochać się twórczo, razem zajść w ciążę i razem urodzić. Tak obie rozumiemy przyjaźń – jako najwspanialszą formę miłości. A twórczość jako jej najbardziej magnetyzujące pole. Wiedziałyśmy, że historia, którą stworzymy, będzie o „duchach”. Postanowiłyśmy pełnić dla nich rolę medium. Dać przez siebie przemawiać, transmitować jakiś rodzaj powinności – mój jako Polki, Dominiki zaś jako Czeszki – wobec Niemek, które na tej sudeckiej ziemi żyły, płakały, roniły, bały się, knuły czy kolaborowały, ale i sabotowały, umierały i rodziły swe dzieci. Czułyśmy, że będziemy pełnić wobec tego „sudeckiego” systemu żywych i umarłych jakąś rolę służebną, że nie będzie to opowiadanie, które sobie od początku do końca wymyślimy. Poszłyśmy tropem tego, co nas łączyło – miejsc naszego dzieciństwa, czyli ziem poniemieckich. W wydawnictwie Karta trafiłyśmy na wydaną przez nie książkę „Wypędzone” – o Niemkach wypędzanych po wojnie z Polski. W książce pojawiają się zdania: „Sowieckie czołgi rozjeżdżają kolumny uciekinierów i zabijają wiele kobiet i dzieci. Bestialskie gwałty – od ośmioletniej dziewczynki do osiemdziesięcioczteroletniej staruszki” – to ze świadectwa jednej z ofiar, czy dalej: „Bezkarność zwycięzców, masowe gwałty i opłacana własnym ciałem walka o przeżycie to tylko hasłowy opis, za którym kryje się akt przemocy drastycznie naruszający integralność ofiary”, na tzw. ziemiach odzyskanych zaraz po wojnie, w przeciągu jednego roku, odnotowano dwa miliony ofiar gwałtów! Świadectwa tamtych kobiet zwaliły nas z nóg. Gwałcili Rosjanie, ale i Polacy, przepędzając Niemców w bestialski sposób (tak, że po drodze umierały wszystkie dzieci poniżej roku życia) poza świeżo ustanowione polskie granice. Można o tym przeczytać w książce Piotra Pytlakowskiego „Ich matki, nasi ojcowie. Niewygodne historie powojennej Polski” (Rebis, 2020). A także w archiwum we Wrocławiu, w którym Dominika spędziła długie godziny, zbierając materiał do naszego serialu. A przecież zawsze obowiązywała narracja, że gwałcili tylko Rosjanie. Że jeśli ktoś na wojnie zachowuje się jak zwierzę, to musi być to Rosjanin. Wiedziałyśmy, że w tych niewygodnych dla Polaków faktach zawiera się nasza opowieść. Próżno szukać akt procesów, śledztw zazwyczaj w tych sprawach nie przeprowadzano, bo Niemki bały się zeznawać. Wmawiano im często, że na to zasłużyły. Znamy tę narrację – kto jest winny gwałtu – zawsze kobieta. Bez względu na to, pod jaką szerokością geograficzną się to odbywa. Poszłyśmy w tę stronę. Z Dominiką mamy potrzebę rozdrapywania skaz. Naród polski ma dużo skaz, które ładnie zabliźnił i pozszywał z pomocą „chirurgii plastycznej”. Czując imperatyw przywrócenia porządku miłości w naszym spolaryzowanym kraju, zakopania topora wojennego w jego dwubiegunowym społeczeństwie, uważamy, że nie da się tego porządku zaprowadzić, nie rozdrapując tych za szybko zabliźnionych ran.

Kobiety takie, jak serialowa Lena, gdy odkryją własną siłę, potęgę swojej wyobraźni, wychodzącą poza obowiązujące ciągle granice, mają szansę zaprowadzić porządek miłości, zmienić kierunek narracji?
Ostatecznie okazuje się, że Lena jest superbohaterką – hybrydą istoty ludzkiej i skrzypłoczy. Jako glacjolożka ma się wyprawić na Antarktydę, by badać najstarsze lodowe formacje, a przez niespodziewane i tajemnicze zaginięcie jej córki podejrzanej o porwanie kilkorga dzieci odbywa inną podróż; w czasie tej podróży odkrywa w sobie jedną z najstarszych form życia, jaką są właśnie skrzypłocze – organizmy liczące 431 milionów lat, które przeżyły wielkie wymieranie, nie przechodząc żadnej ewolucji, pozostały w tej samej formie do dziś, nie zmieniły się o jotę. Mając błękitną krew skrzypłoczy, Lena posiada moc pozwalającą na dokonywanie zmian. Moc, która do momentu odkrycia, kim jest, wydaje się jej największym przekleństwem – Lena jest cały czas źle diagnozowana, źle leczona. Nasz serial opowiada też o tym, że czasem to, co uznajesz za swoje największe przekleństwo, może okazać się twoim darem. I właśnie tą mocą, która z początku jest zupełnie czymś innym, chcemy tym serialem zarażać widownię – mamy nadzieję, że nie tylko polską, ale i międzynarodową – nieskończoną potęgą wyobraźni, od której zaczyna się wszystko.
Cały tekst znajdziesz w marcowym numerze „Vogue Polska” poświęconym renesansowi kunsztu. Wydanie możesz teraz zamówić z wygodną dostawą do domu.

Zaloguj się, aby zostawić komentarz.