Znaleziono 0 artykułów
04.02.2022
Artykuł partnerski

Tomasz Kot o audiobooku „Dzikie białko”

04.02.2022
(Fot. Materiały prasowe)

Powieść „Dzikie białko” z 1990 roku wydaje się dziś prorocza. Królowa kryminału Joanna Chmielewska pisała w niej o marnowaniu żywności. Dziś Tomasz Kot czyta dla Storytel audiobook na podstawie książki. – Niektóre absurdy w książkach Chmielewskiej są godne Monty Pythona. Wyobrażam sobie, jak czyta ją John Cleese, zaśmiewa się i mówi: „O, to jest dobre!”– mówi aktor.

Barbara, jedna z bohaterek „Dzikiego białka”, mówi, że jest wstrętnie, więc człowiek musi przeciwdziałać, żeby nie stracić resztek nadziei. Zgadzasz się z nią?

W książce grupę architektów ogarnia szaleństwo, bo Karolek usłyszał w kolejce w sklepie, że w jedzeniu jest chemia. W latach 90. nie było internetu, więc trudno było pewne informacje sprawdzić. Liczyło się to, co powiedział sąsiad. Teorie spiskowe rozchodziły się metodami szeptanymi. Ja, czytając „Dzikie białko”, przypominałem sobie, że wtedy, po odblokowaniu rynku, wszyscy powtarzali: koniec z regulacjami, więc mięso pewnie chrzczą na potęgę. Mówiło się też, że jabłka bez dziurki to nawet robak nie chciał. Dziś każdy może znaleźć dowody na poparcie dosłownie każdej tezy. Ktoś mi kiedyś powiedział, że ludzki mózg działa jak Google – jeśli wpiszemy hasło: „świat jest zły”, to znajdziemy milion dowodów na to, że tak jest. Na tym polega dramat baniek informacyjnych.

(Fot. Materiały prasowe)

Media zarzucają nas informacjami o tym, jak złej jakości jest jedzenie dostępne w sklepach. Audiobook „Dzikie białko” pomaga złapać dystans do tematu, ale także uświadamia, że takie hasła jak „ekologia” i „zero waste” to tematy ponadczasowe. Jaki twoim zdaniem płynie dzisiaj morał z tej lektury?

Dla mnie to lektura sentymentalna. W pierwszej części historii – „Lesio” – bohater schował się pod stołem, żeby zobaczyć, z kim romansuje jego biurowa ukochana, Barbara. Zobaczył tylko buty, które jak potem się okazało, nosili wszyscy mężczyźni w pracowni. Moja podstawówka taka była – wszyscy w jednych tenisówkach, bo takie akurat rzucili. Być może ludzie bali się wtedy chemii w jedzeniu podobnie jak dziś, ale myślę sobie, że może audiobook „Dzikie białko” skłoni niektórych do myślenia o tym, jak jedzą.

Na czym polega fenomen Joanny Chmielewskiej?

Pamiętam, że była kiedyś bardzo popularna. Dwa lata temu, gdy zaczęła się moja przygoda ze Storytelem, Chmielewska dla mnie odżyła. Niektóre absurdy zawarte w jej książkach są godne Monty Pythona – wyobrażam sobie, jak Chmielewską czyta John Cleese, zaśmiewa się i mówi: „O, to jest dobre!”. Postacie mają ogromny ładunek energetyczny. Gdy czytałem „Lesia” po raz pierwszy, musiałem robić sobie przerwy, żeby się wyśmiać.

Jak wygląda praca nad audiobookiem?

To praca kompletnie indywidualna. Czytając książkę, myślę, jak ją ugryźć. Potem zaczyna się przygoda sam na sam. Za drzwiami małego pokoiku jest co prawda człowiek, który kontroluje, czy wszystko przebiega jak należy, ale to ja decyduję, jak to zrobię. Cienka jest granica między tym, co zabawne, a tym, co nieznośne. Nagrywając „Lesia”, miałem sporo wątpliwości. Przy „Dzikim białku” byłem już bardziej śmiały. Dla lektora najłatwiejsze technicznie są słuchowiska, gdzie od początku do końca jestem jedną postacią.

(Fot. Materiały prasowe)

Na czym polega magia audiobooków? 

Każdy, kto czyta i nagrywa książkę, rzuca swoje światło na tekst – to ważne, czy ma naturę skłonną do wybuchowych reakcji, dynamiczną, czy może melancholijną. Łapię się na tym, że podczas czytania ponoszą mnie emocje. Z drugiej strony, myślę sobie, że skoro tak dobrze się bawię przy nagrywaniu, to może słuchaczowi ten humor się udziela? To jest trochę tak jak z utworami w zapisie nutowym. Nuty są takie same dla wszystkich, ale jest jakaś przyjemność, gdy słucha się konkretnych interpretacji. W książkach zapis też jest matematyczny, ścisły, ograniczony czasem. Nie można przesunąć nawet przecinka, ale mimo wszystko, gdy słucha się nagrania, interpretacja jest wyczuwalna. To kwestia wewnętrznych możliwości każdego człowieka. 

W tym audiobooku każda z odgrywanych przez ciebie postaci ma swój charakterystyczny głos. Masz swojego ulubieńca?

Jest Karolek z polipem, wyniosła Barbara, Janusz – taki warszawski cwaniak. Świetnie się bawiłem, odgrywając różne postaci. Lubię ich razem, bo świetnie się uzupełniają. Gdyby wtłoczyć ich w jednego człowieka, byłby to ktoś niesamowity. Ulubiona postać? Lesio – rycerski, chłonny, czysty w swoich intencjach.

 

Czy nagrywanie audiobooków sprawia Ci taką samą radość jak aktorstwo?

Każdy projekt jest dla mnie nowym wyzwaniem. Jako aktor też się przecież zmieniam. Jestem inną osobą, niż byłem 10 lat temu. Nadal zdarzają mi się niespodzianki. Pomiędzy poszczególnymi projektami robię sobie przerwy na bycie sobą, przede wszystkim na ojcostwo. Odbieram dzieci ze szkoły, unikam pokus towarzyskich. Do „Lesia” wróciłem z wielką przyjemnością. 

Z okazji premiery „Dzikiego białka” w warszawskiej restauracji Bibenda do 3 lutego można było spróbować dania o tej samej nazwie, skomponowanego przez ekoedukatorkę Jagnę Niedzielską, która wystąpiła u boku Tomasza Kota w trailerze audiobooka. 

(Fot. Materiały prasowe)

 

Katarzyna Stadejek
  1. Kultura
  2. Książki
  3. Tomasz Kot o audiobooku „Dzikie białko”
Proszę czekać..
Zamknij