Znaleziono 0 artykułów
13.02.2025

Zoe Saldaña w „Emilii Pérez” zagrała rolę życia. Teraz walczy o pierwszego Oscara w karierze

13.02.2025
Ze Złotym Globem za rolę w filmie Emilia Perez / Fot. by Dan Doperalski/GG2025/Penske Media via Getty Images

Kiedy Zoe Saldaña miała kilka lat, spacerowała z babcią po nowojorskich ulicach. „Będę tam występować” stwierdziła na widok Lincoln Center for the Performing Arts. Życzenie się spełniło. Dziś uchodzi za jedną z najbardziej zapracowanych aktorek w Hollywood, która z sukcesem godzi życie rodzinne z występami w najbardziej kasowych blockbusterach. W „Emilii Pérez” wraca do swoich tanecznych korzeni i udowadnia, że najlepsze lata kariery, być może, ciągle przed nią.

Historie sławnych kobiet to nieraz historie kompleksu. Z całą pewnością jest to przypadek Zoe Saldañy, która w okolicach 40. urodzin zdała sobie sprawę, że „straciła kontakt ze swoją wewnętrzną artystką”. Marzenie o graniu widowiskowych ról – jak ta niebieskiej Neytiri z „Avatara”, niebezpiecznej Gamory ze „Strażników Galaktyki” i „Avengersów” czy porucznik Uhury ze „Star Treka” – być może się spełniło i przyniosło jej sławę, ale wcale nie okazało się gwarantować poczucia własnej wartości. Ta rozchwytywana aktorka, którą magazyn „Time” umieścił w 2023 roku na liście stu najbardziej wpływowych osób na świecie, nagle zdała sobie sprawę, że jest wyczerpana ciągłym udawaniem pewności siebie. Wysokobudżetowe franczyzy dają stabilizację i rozpoznawalność – ale nie zawsze gwarantują rozwój talentu. – Jestem wdzięczna za rzeczy, których doświadczyłam w życiu, i za sposób, w jaki osiągnęłam sukces, ale czułam się uwięziona, w tym sensie, że za bardzo brałam wszystko za pewnik – wyznała na łamach „Variety”, odnosząc się do swojej kariery zbudowanej na rolach niezależnych wojowniczek i kosmicznych superbohaterek. Pozory czasami mylą, także w fabryce snów. Bo przecież ona nadal czuje się tą „małą brązową dziewczynką z Queens, córką emigrantów”.

Ze Złotym Globem za rolę w filmie Emilia Perez / Fot. East News

Musiała coś zmienić. Postanowiła zaryzykować, w końcu – pomimo towarzyszącego jej przez całe życie syndromu oszustki – potrzebowała wyzwań. A tym na pewno okazał się udział w szalonym dramacie musicalowym w reżyserii 72-letniego Francuza Jacquesa Audiarda. Występ w „Emilii Pérez”, w której Saldaña tańczy (co po dekadzie w szkole baletowej potrafi doskonale), śpiewa (i to jak!) oraz jako niedoceniana prawniczka pomaga szefowi narkotykowego kartelu zmienić płeć, stanowił odważny, ale zdecydowanie opłacalny krok, który przyniósł jej Złotego Globa dla najlepszej aktorki drugoplanowej oraz potrójną nagrodę w Cannes (razem z Karlą Sofíą Gascón i Seleną Gomez). Z postacią Rity łączy ją nie tylko siła i determinacja, lecz także niepowstrzymany apetyt na więcej, który nie pozwala spocząć na laurach.

W filmie Emilia Perez / Fot. East News

Sztuka jako forma oswajania rzeczywistości

46-letnia Saldaña uchodzi za twarz kasowych blockbusterów; girl boss w widowiskowym kinie akcji i fantasy, której nazwisko naturalnie łączy się z wielkimi pieniędzmi. Podsumowując przebieg jej kariery, zawsze zaczyna się od odnotowania faktu, że zagrała w trzech najbardziej dochodowych filmach wszech czasów („Avatar”, „Avengers: Koniec gry” oraz „Avatar: Istota wody”), a tytuły, w których wystąpiła, zarobiły na całym świecie ponad 15 mld dolarów. To jednak sprowadza jej aktorskie doświadczenie do ciągu cyferek. A jest przecież znacznie bardziej nieoczywiste, obejmując role w wymagających serialach dramatycznych („Od zera”), nietypowych komediach („Burning Palms”, „Terminal”) czy kontrowersyjnym filmie biograficznym („Nina”). W branży jest ceniona za elastyczność i umiejętność natychmiastowych transformacji, a „Times” podkreśla jej działania w Hollywood na rzecz kobiet i osób o innym niż biały kolorze skóry (Saldaña ma korzenie portorykańsko-dominikańskie).

Udział w autorskiej „Emilii Pérez” stanowi ruch pod prąd. Albo, za sprawą licznych sekwencji tanecznych, powrót do korzeni: w końcu w swoim filmowym debiucie „Światła sceny” z 2000 roku wcieliła się w zbuntowaną tancerkę, która dostaje się do szkoły baletowej. To właśnie poprzez taniec Saldaña początkowo komunikowała się ze światem. Po tragicznej śmierci ojca w wypadku samochodowym, gdy miała 9 lat, i przeprowadzce z Nowego Jorku do Dominikany, stanowił dla niej formę oswojenia się ze stratą. Doświadczeniu zdobytemu w klasie baletowej zawdzięcza posturę, ale i metodyczne podejście do budowania postaci. Wzorując się na swoich mistrzach, takich jak Robert De Niro, Marlon Brando czy Benicio del Toro, pracę zawsze rozpoczyna od analizy ruchów ciała. Do perfekcji opracowała umiejętność wyrażania emocji za pomocą gestów, co widać także w postaci Niny, której cielesna ekspresja w naturalny sposób dopełnia motywacje i obawy bohaterki. Momentami ma się wręcz wrażenie, że Saldaña czekała na taką rolę od zawsze.

Z mężem Markiem Perego / Fot. Mike Coppola/Getty Images

Dorosłość w cieniu strachu

Wraz z wiekiem aktorka nauczyła się szczerości wobec siebie i zaczęła coraz śmielej mówić o swoich ograniczeniach. Na łamach wywiadów opowiada o towarzyszących jej przez całe życie lękach i dysleksji, które odbierały jej wiarę we własne możliwości i uniemożliwiały aplikowanie o wiele ról. Zwierza się także, jak trudne okazało się dla niej godzenie obowiązków rodzinnych z pracą nad ciągnącymi się latami franczyzami. – Na papierze mam wszystko. A to sprawia, że łatwo umniejszać swoje doświadczenie w duchu „jak śmiesz chcieć jeszcze więcej?”. Ale ja chciałam więcej: chciałam rosnąć, dawać sobie nowe wyzwania i znów zaskakiwać samą siebie – wyznała w rozmowie w gronie uznanych aktorek w studiu Los Angeles Times.

Wie, że to po części skutek wychowania. Dorastała w kulturze, w której szacunek do starszych nie był podważany, co – jak uważa dziś – nieraz odbiera dzieciom wiarę we własną sprawczość. Gdy była młodsza, bardzo denerwowało ją, gdy ludzie mówili jej, kim powinna być, ale nauczyła się dostosowywać. – Gdy kobieta jest silna i otwarcie wyraża swoje zdanie, zwykle jest za to karana. Zawsze się tak zachowywałam, nawet w życiu prywatnym, ale bardzo wcześnie zrozumiałam, że nadal trzeba udawać uległość i szczęście. I to nie znaczy, że nie jestem otwarta w wyrażaniu swoich myśli. Nic na to nie poradzę, ale nauczyłam się też milczeć, obserwować, uczyć i pozwalać, aby to, co dzieje się poza mną, również mnie prowadziło – wyznała w wywiadzie dla „Vanity Fair”. Dziś wie już, o co chce dbać, a o co niekoniecznie. Otwarcie też zachęca swoje dzieci i młodsze koleżanki z branży do stawiania granic i częstszego mówienia nie.

Szansa na nowy początek

W mediach społecznościowych Saldaña regularnie udostępnia zdjęcia i filmy z rodzinnego życia. Razem z mężem, włoskim artystą Marco Perego Saldañą, wychowuje trójkę synów: dziewięcioletnich bliźniaków Cya i Bowiego oraz siedmioletniego Zena. – Chodzę z ciężkim sercem za każdym razem, gdy jestem z dala od nich. Ale mam też ciężkie serce, gdy oddalam się od sztuki, i czuję, że nie dałam z siebie wszystkiego – mówiła na łamach „Variety”. Aby zyskać większe poczucie sprawczości i kontrolę nad lękami, swoją działalność poszerzyła o firmę produkcyjną Cinestar, którą prowadzi z siostrami. Razem produkują filmy krótkometrażowe skoncentrowane na historiach obejmujących całe spektrum kobiecego doświadczenia. Coraz śmielej myśli też o reżyserii.

Z Nicole Kidman na Critics Choice Awards / Fot. Michael Buckner/Variety via Getty Images

Gwiazda „Strażników Galaktyki” słynie ze swojego zaangażowania w sprawy społeczne. Od ponad dekady działa jako ambasadorka organizacji non profit Baby2Baby, która pomaga dzieciom żyjącym w ubóstwie. – Kiedy jesteś rodzicem, nauczenie dziecka poczucia odpowiedzialności za wszystkie zmiany, które zachodzą, ma kluczowe znaczenie dla jego rozwoju – tłumaczy, starając się od najmłodszych lat uczyć swoich synów właściwych postaw. Z kolei w 2024 roku razem z Kate Winslet i Sigourney Weaver wzięła udział w podwodnej sesji zdjęciowej autorstwa Christy Lee Rogers, aby zebrać pieniądze na rzecz organizacji The Nature Conservancy dążącej do ochrony oceanów.

W najbliższych latach Saldañę będziemy mogli oglądać w dwóch kolejnych częściach „Avatara”, czwartym filmie z serii „Star Trek” i potencjalnie w trzecim sezonie „Lioness” (produkcja nie została oficjalnie potwierdzona, ale niedawny drugi sezon miał doskonałe słupki oglądalności). Pomimo upływu czasu Zoe nie przestaje kochać science fiction, które od dziecka stanowi dla niej jedną z ulubionych form eskapizmu. Ma jednak poczucie, że „Emilia Pérez” wyzwoliła w niej nowy płomień. I po raz pierwszy od dawna jest z siebie szczerze dumna. – Każdego dnia ponoszę porażkę. Ale jeśli ponoszę porażkę, to się rozwijam – wyznaje dziś z przekonaniem. Dlatego na zadane przez Rebeccę Ford z „Vanity Fair” pytanie: „Co dalej?”, odpowiada: „Wszystko”.

Joanna Najbor
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Zoe Saldaña w „Emilii Pérez” zagrała rolę życia. Teraz walczy o pierwszego Oscara w karierze
Proszę czekać..
Zamknij