
Aleksandra Jagdfeld na ulicach Taszkentu zobaczyła ludzi w tradycyjnych kujłakach, tiubietiejkach i czapanach – płaszczach z ikatów tkanych w Kotlinie Fergańskiej w Uzbekistanie. Teraz tworzy ich własne wersje.
Aleksandra Jagdfeld, założycielka marki ALEKSANDRAVIKTOR, udała się do Uzbekistanu w poszukiwaniu inspiracji. Tam mieszkańcy Kotliny Fergańskiej specjalizują się w ikacie. To jedna z najstarszych technik barwienia tkanin. Oryginalnie pochodzi z Indonezji, ale w lekko zmienionych formach rozlała się na znaczną część Azji. Od pokrewnych metod odróżnia ją barwienie przed tkaniem. Wzory na osnowie lub wątku są rysowane i szczelnie obwiązywane cienkimi sznureczkami. Tam, gdzie włókno ściskają supełki, kolor się nie dostaje. Dzięki temu można uzyskać dwustronną tkaninę, melanżowe niuanse i charakterystyczne rozmycie wzorów na krawędziach – unikatowe i poszukiwane.

Wzory stają się głównym tematem wyrobów tekstylnych projektu Aleksandry Jagdfeld
– Kłopot w tym, że jeśli uzyskany kolor okaże się nietrafiony, cały proces trzeba powtórzyć – mówi Jagdfeld. Wzory, które dziś proponuje swoim klientkom, są nie do końca tradycyjne. Z pomocą graficzki zaprojektowała ich nowocześniejszą wersję. Dobrała też świeższą paletę kolorystyczną będącą intrygującą alternatywą dla stosowanych zazwyczaj ziemistych odcieni. Chętnie zderza żółcie i róże, zielenie i błękity. Same wzory, zwykle przeskalowane, stają się głównym tematem jej ornamentalnych wyrobów tekstylnych. – Zaczęłam od płaszczy, bo intrygowała mnie ich kulturowo-społeczna historia, to, jak na przestrzeni wieków świadczyły o statusie czy stanie cywilnym swoich właścicieli i właścicielek – tłumaczy. Ich formę uprościła do maksimum. Nie chciała mnożyć modeli, jak robią to wielkie marki, które – według jej wieloletnich obserwacji – ilość stawiają ponad jakość. – To podejście wydawało mi się wyjątkowo szkodliwe. Napatrzyłam się na produkowane w Chinach, pakowane w plastik ubrania, których jakość nie dorastała do oczekiwań budowanych przez logo na metce. Markom zdarza się żerować zarówno na konsumentach, jak i kontrahentach, często zmuszanych do zamawiania określonych partii i modeli, nie do końca zbieżnych z potrzebami i intencjami kupców. To generuje ogromną nadprodukcję – dodaje. Sama chciała stworzyć coś trwałego – obiekt dekoracyjny i znaczący, bliski dziełu sztuki i z wszytą weń misją ratowania wymierających technik.

Cały tekst znajdziesz w marcowym numerze „Vogue Polska” poświęconym renesansowi kunsztu. Wydanie możesz teraz zamówić z wygodną dostawą do domu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.