W przebojowym „Underdogu” gra piękną, energiczną i silną czterdziestolatkę. Kobietę po przejściach, ale z przyszłością. To samo można powiedzieć o aktorce, która właśnie jest u szczytu popularności. Z Aleksandrą Popławską rozmawiamy o MMA, seksie i sztuce.
Trudno rozgryźć cię jako artystkę. Grasz w spektaklach Jarzyny i filmach Vegi. Reżyserujesz „Kompleks Portnoya” i występujesz w sesji „Playboya”. Jak udaje ci się łączyć tak różne światy?
Nie lubię monotonii i oczywistych rozwiązań. Jeśli ktoś składa mi propozycję, która wydaje się nieoczywista i jest dla mnie pewnego rodzaju przekroczeniem czy wyzwaniem, istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie powiem „nie”. Tak było z sesją w „Playboyu”. Propozycja wydała mi się na tyle absurdalna, że aż ciekawa. Zgodziłam się, pod warunkiem że będzie wyjątkowa, inna niż do tej pory w polskim wydaniu: zmysłowa, kobieca, pokazująca naturalne piękno kobiecego ciała. Bez modnej teraz sztuczności. A nagość będzie w niej wyrazem wolności.
Gdy byłaś nastolatką, zaczytywałaś się w klasykach literatury erotycznej – Anaïs Nin i markizie de Sade. W jakim stopniu te lektury uformowały twoje wyobrażenie o seksualności?
Ta literatura z pewnością wpłynęła na moją wyobraźnię. Sprawiła, że dość wcześnie mogłam sobie zadać pytania dotyczące mojego stosunku do cielesności. Być może dlatego nagość jest dla mnie czymś naturalnym. Bez pożądania nie byłoby nas na świecie. Nie rozumiem więc, dlaczego w Polsce tak bardzo demonizuje się wszystko, co związane z seksem, erotyką czy nagością. Mam wrażenie, że w ostatnich latach staliśmy się jeszcze bardziej pruderyjni, co widać w mediach społecznościowych, gdzie cenzurowane są wszystkie nagie zdjęcia. Bez względu na to, czy są sztuką, czy nie.
Decydując się na sesję w „Playboyu”, obawiałaś się zarzutów, że uprzedmiotawiasz swoje ciało?
Nie, bo jako aktorka nigdy nie czuję się w żaden sposób uprzedmiotawiana. Inna sprawa, że przez wieki w literaturze czy dramacie to mężczyzna wygłaszał wielkie filozoficzne monologi, a kobieta była odpowiedzialna za emocje. Na szczęście powoli się to zmienia. Kobiece bohaterki mają coraz więcej do powiedzenia. W większości filmów pojawiają się sceny miłosne czy erotyczne. Nie widzę w tym uprzedmiotawiania, bo jest to część naszego życia. Reżyser i scenarzysta Walerian Borowczyk mówił, że erotyka łagodzi obyczaje. Życzyłabym sobie, aby w naszym społeczeństwie było więcej miejsca na dyskusje o takiej tematyce. Jestem za tym, by edukacja seksualna była obecna w szkołach na jak najwcześniejszym etapie, oczywiście dostosowana do wieku dzieci i młodzieży. Czytając literaturę na ten temat, zapamiętałam jedno fajne i trafne zdanie francuskiego pisarza Rémy’ego de Gourmonta, że „najbardziej dziwacznym ze wszystkich zboczeń seksualnych jest zachowanie wstrzemięźliwości”.
Rozmawiasz z córką o seksie?
Przede wszystkim staram się jej wytłumaczyć, że ludzkie ciało jest najbardziej naturalną rzeczą na świecie. Wie, że w rozmowie ze mną można poruszyć każdy, nawet najbardziej intymny i wstydliwy temat. Moja córka jest estetką, lubi malować akty i ‒ mimo młodego wieku ‒ bardzo dobrze jej to wychodzi. Rodzic musi udzielić zgody osobie niepełnoletniej na udział w sesjach malarskich. Nie wyobrażam sobie, by takiej zgody nie udzielić. Ludzkie ciało jest fascynujące ‒ bez względu na to, czy piękne, czy brzydkie. To misterna boska konstrukcja. Zresztą „piękno” stanowi pojęcie względne. „Historia piękna” i „Historia brzydoty” Umberta Eco, po które często sięgam, pokazują te nieoczywistości.
Nina, którą grasz w „Underdogu”, też ma córkę. Dużo łączy cię z tą bohaterką?
Nina jest w podobnym wieku, co ja. To kobieta po przejściach, około czterdziestki ‒ i tak się składa, że dla wszystkich bohaterów ten wiek stanowi przełomowy moment w życiu. „Underdog” to opowieść o kryzysie. Nina czuje się dobrze osadzona w swoim zawodzie, jest weterynarzem, ale w jej życie wkrada się rutyna. Gdy spotyka Kosę, uświadamia sobie, że bardzo jej brakowało bliskości mężczyzny. Jest spragniona miłości.
Nie masz wrażenia, że jest plasterkiem na jego rany?
Oboje są dla siebie lekarstwem na zranione dusze. Dają sobie to, czego potrzebowali od dłuższego czasu: bliskość i zrozumienie.
Masz na koncie taki cięższy kryzys, przez jaki przechodzą ci bohaterowie?
Tak, miałam w życiu moment bez pracy. Byłam bezrobotna. Zaczęłam karierę dość wcześnie, dobrze mi szło, ale potem coś się popsuło, miałam kryzys, straciłam pracę, załamałam się ‒ ale tylko na chwilę. Zaczynałam wszystko od nowa w teatrze offowym. Przerwa i konieczność dopasowania się do nowej sytuacji dużo mnie nauczyły. W moim zawodzie nie ma czegoś takiego jak stabilizacja. Można pracować do śmierci, co udowodniła Danusia Szaflarska, która grała nawet w wieku stu lat. Staram się przygotować na sytuację, gdy będę otrzymywać mniej propozycji. Dla mojego ojca przejście na emeryturę było bardzo bolesne. Załamał się nerwowo, gdy uświadomił sobie, że następnego dnia nie pójdzie do pracy. Chyba każdy ciężko pracujący człowiek doświadcza takiego kryzysu, gdy nagle musi zmienić rytm dnia. I wtedy albo znajdzie sobie nową pasję, albo to będzie koniec. Człowiek bez planów i nadziei usycha. Przed takim dylematem stoi Kosa. Właśnie o tym jest „Underdog” ‒ o walce o to drugie życie, o drugą szansę.
Wyobrażasz sobie, że mogłabyś nie pracować jako aktorka?
Tak, nie boję się tej myśli. Moja głowa cały czas pracuje na wysokich obrotach. Nawet gdy nie mam nic do zrobienia, zawsze znajdę sobie zajęcie. Poza tym jest tyle książek do przeczytania, tyle filmów do zobaczenia… Wiem, że nie umiałabym się nudzić, gdybym nie chciała lub nie mogła pracować.
Kosa to specyficzny typ faceta. Twardziel o gołębim sercu. Mężczyźni coraz częściej chodzą na terapię, mówią o swoich uczuciach. Coraz więcej mamy też takich bohaterów w filmach i powieściach.
Lubię Kosę. To ludzki, prawdziwy facet. Jest bardzo wrażliwy i może właśnie z tego powodu chce wyglądać groźnie. Nosi zbroję składającą się z mięśni. Gdy poznałam zawodników MMA, byłam zaskoczona, że wszyscy są w gruncie rzeczy fajnymi, wrażliwymi mężczyznami, którzy po prostu potrzebują pokazać, że są silni i męscy. Pociągają mnie mężczyźni, którzy mają kobiece cechy charakteru. Lubię, gdy mężczyzna ma kontakt ze swoimi emocjami i potrafi się popłakać. Wzrusza mnie, gdy jest sentymentalny i romantyczny. Pociągają mnie poczucie humoru i inteligencja, wygląd stawiam na dalekim miejscu.
Nazywasz siebie feministką?
Do pewnego stopnia tak, ale nie sympatyzuję ze skrajnymi feministkami. Nie lubię skrajności, zwycięża u mnie zdrowy rozsądek. Może dlatego zawsze byłam samotniczką, nie lubiłam się utożsamiać z żadnymi grupami. Nie lubię też stereotypów. Ktoś mógłby powiedzieć, że zawodnicy MMA nie mają mózgów, tymczasem wszyscy, których spotkałam podczas zdjęć do „Underdoga”, to fantastyczni, inteligentni i wrażliwi ludzie.
Eryk Lubos też jest takim wrażliwcem?
Wydaje się zamknięty i zdystansowany, ale myślę, że to wynika z tego, że nie lubi ludzi, którzy coś udają. Zawsze lubiłam Eryka, oboje pochodzimy ze Śląska, czuję, że jest moją bratnią duszą. Cenię go i podziwiam za niezależność. Bardzo dobrze mi się z nim pracowało. Mam do niego pełne zaufanie.
Co ci zostanie po „Underdogu”?
Życzliwszym okiem spojrzałam na MMA, śledzę walki i niektórych zawodników. Zaczęłam też ćwiczyć, uzależniłam się od tego. Ze względu na liczne wyjazdy nie zawsze mam czas, ale gdy tylko jestem w Warszawie, idę na trening z Karolem Kosakiem w siedzibie KSW. Wiem, że to mi zostanie. Za chwilę czekają mnie trudne zdjęcia do trzeciego sezonu Watahy. Na planie w Bieszczadach na pewno przyda mi się dobra kondycja.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.