Znaleziono 0 artykułów
22.06.2022

Niech żyje „Królowa”!

22.06.2022
(Fot. materiały prasowe)

Nic lepiej nie opisuje Andrzeja Seweryna niż porzekadło mówiące o tym, że w starym piecu diabeł pali.

Wiem, wiem, dzisiaj słowo „stary” jest niepoprawne politycznie, ale używam go tu z wielką sympatią, mając nadzieję, że pan Andrzej się nie obrazi. Nie da się wszak ukryć, że ten wybitny aktor, reżyser i dyrektor warszawskiego Teatru Polskiego im. Arnolda Szyfmana powoli zbliża się do osiemdziesiątki. Jednak w tym wypadku wiek metrykalny wydaje się nie mieć żadnego znaczenia, na co najlepszym dowodem jest filmowa kreacja Seweryna w „Królowej”, nowej produkcji Netfliksa.

Kiedy kilka miesięcy temu Netfliks opublikował fotografię aktora jako drag queen, polski internet oszalał. „Mówiłem im, że się nie rozdwoję, ale się uparli” – dodawał dowcipnie Andrzej Seweryn na swoich mediach społecznościowych, przedstawiając nam Sylwestra i Lorettę. Sylwester jest paryskim krawcem, a Loretta jego dragowym alter ego – aktor gra, ma się rozumieć, i jego, i ją. Pod tym postem Seweryn zebrał błyskawicznie niemal siedemdziesiąt tysięcy lajków oraz ogromną liczbę komentarzy. „Lewa strona” nowym wcieleniem Seweryna zaczęła się od razu zachwycać, „prawa” zaś zabrała się za swe znane już nam dobrze kwękanie o „potworze dżender”, który dopadł nawet „starszego pana”. Obie strony połączyło jedno – zaskoczenie. Andrzej Seweryn jako drag queen? Szok! Zszokowani mogli być jednak tylko ci, którzy nie mają wielkiego pojęcia o dorobku, otwartości na przygodę i ciekawości świata Andrzeja Seweryna, który im starszy, tym wydaje się zadziorniejszy. Pokazuje zarówno na ekranie, jak i na scenie teatralnej swoje wielkie aktorskie możliwości. Tak jest i tym razem.

(Fot. materiały prasowe)

Spotkanie z „Królową”

Wyreżyserowana przez Łukasza Kośmickiego „Królowa” to czteroodcinkowa opowieść o Sylwestrze Borkowskim, który jako Silverstre Bork zrobił w Paryżu zawrotną karierę, a nawet dwie – jako wzięty krawiec drogich garniturów i jako drag queen Loretta. Wszystko, co piękne, kiedyś musi się, jak wiadomo, skończyć, więc Silvestre/Loretta przygotowuje się do emerytury na Lazurowym Wybrzeżu ze swoim pieseczkiem o imieniu Łajka. Ów plan ulega jednak całkowitej zmianie, gdy do bohatera przychodzi list z Polski, miejsca, z którego dekady temu Sylwester Borkowski wyjechał, żeby nie powiedzieć: uciekł. List od wnuczki, o której istnieniu do tej pory nawet nie wiedział, dotyczy sprawy córki, której nie znał. List jest, dodajmy, dramatyczny. To początek opowieści o „Królowej”, która decyduje się powrócić na rodzinny Śląsk, gdzie czekają ją/go wyzwania natury rodzinnej i – że się tak wyrażę – górniczej. Nie zdradzam tu nic poza tym, co można zobaczyć w zwiastunie, więc proszę mnie o spojlerowanie nie oskarżać.

Odrobiona lekcja queerstorii

Pomysł na „Królową” zrodził się w głowie islandzko-polskiego filmowca, Árniego Ólafura Ásgeirssona, który niestety zmarł podczas prac nad scenariuszem. W historii pobrzmiewają echa – przynajmniej w mojej głowie – jak najbardziej prawdziwych wydarzeń oraz znanego dobrze w społeczności LGBT+ filmu. Owa prawdziwa historia to życie Antoniego Cierplikowskiego, chłopaka rodem z Sieradza, który na początku XX wieku wyemigrował do Paryża, gdzie stał się niezwykle popularnym fryzjerem – znanym jako Antoine de Paris (polecam tu przy okazji książkę biograficzną „Antoine de Paris. Polski geniusz światowego fryzjerstwa” autorstwa Marty Orzeszyny). Antoni/Antoine nie był wprawdzie drag queen, ale nosił się szalenie ekstrawagancko, zrobił zawrotną karierę nad Sekwaną, a pod koniec życia wrócił do Polski. Był gejem. Stąd moje skojarzenie numer jeden. A skojarzenie numer dwa jest, jak wspomniałem, filmowe i wiąże się z produkcją „Dumni i wściekli”, opowiadającej o grupie aktywistów i aktywistek LGBT+, która ruszyła w 1984 roku z pomocą strajkującym w Walii górnikom. Doszło wówczas do niewyobrażalnego wcześniej sojuszu klasy pracującej i osób queer. W podobnym kierunku zmierzają perypetie pana Bork(owskiego) na Śląsku, który wydaje się zupełnie niegotowy na spotkanie z Lorettą. Czy można było sobie do tej roli wyobrazić kogoś lepszego niż władający biegle francuskim Andrzej Seweryn? Nie można. Dlatego scenariusz „Królowej” powstawał od początku z myślą o nim.

Nie ukrywam, że zawsze, kiedy heteroseksualny aktor ma grać postać queerową, towarzyszą mi dość poważne obawy, bowiem zbyt wiele powstało już dzieł, w których heterycy kreują postaci gejów poprzez karykaturalne „przegięcie”. Zbyt wiele też powstało dzieł o queerstorii bez udziału osób queer. Twórcy „Królowej” odrobili jednak lekcje – do udziału w serialu zaproszono najprawdziwsze drag queens, choćby Dżagę czy Grażę Grzech (dragowe wcielenie Bartłomieja Bobrowskiego, aktora Teatru Narodowego w Warszawie). Najlepszą przyjaciółką Loretty jest za to Corentin – to kreacja, którą na ekranie tworzy pochodzący z Martyniki francuski performer Kova Réa, występujący także w dragu jako Brendy Mour. I w końcu zatrzymajmy się przy samym Andrzeju Sewerynie, który jako Loretta okazał się absolutnie fenomenalny. Lekko tylko „zmiękczony”, jest dokładnie taką damą, jakim Sylwester jest dżentelmenem. Można w ogóle odnieść wrażenie, że bycie Lorettą sprawia Sewerynowi wielką przyjemność, choć każdy, kto kiedykolwiek był w dragu, jak choćby piszący te słowa, wie, jaką mordęgą jest cały proces przeobrażania się. Nie muszę chyba dodawać, że wcielenie się Andrzeja Seweryna w wykwintnego paryskiego krawca to dla niego po prostu bułka – czy raczej bagietka – z masłem, a oglądanie go w zderzeniu z polską prowincją to gotowy materiał komediowy.

(Fot. materiały prasowe)

„Królowa” ludzkich serc

Skoro już o komedii mowa, to gdzieś w tej właśnie okolicy należy „Królową” umieścić. Powiedziałbym, że to komedia familijna, która na Netfliksie powinna zostać opatrzona hasztagiem uplifting, czyli „podnosząca na duchu”, bo taki jest właściwie jej cel: rozbawić i wzruszyć, a w konsekwencji rozmiękczyć najtwardsze homofobiczne serca, co w Polsce, uznanej kolejny rok z rzędu za największą homofobkę Unii Europejskiej, jest nie lada wyzwaniem. „Królowa” z Andrzejem Sewerynem w roli głównej ma do tego wielki potencjał, wspomagany fantastycznie przez resztę obsady, bo trzeba jasno powiedzieć, że grająca córkę Sylwestra Maria Peszek (cóż za wspaniały powrót do filmu!) oraz wcielająca się w jego wnuczkę Julia Chętnicka to czyste złoto. Nad rolą znanego z programu „Queer Eye” (idiotyczny polski tytuł to „Porady różowej brygady”) Antoniego Porowskiego pochylać się nie będę, bo jego obecność jest w filmie śladowa i służy wyłącznie za przynętę dla fanów. Queerową przynętę.

„Królowa” jest w ostatnim czasie kolejną tęczową produkcją w Polsce, która w moim odczuciu chciałaby realnie zmienić coś na lepsze. Taką moc miał i „Hiacynt” Piotra Domalewskiego, i „Wszystkie nasze strachy” Łukasza Rondudy i Łukasza Gutta. „Hiacynt” dział się w wielkim mieście, „Wszystkie nasze strachy” na wsi, a z „Królową” wędrujemy do śląskiego miasteczka, które, po pierwsze, nie jest wcale takie straszne, jak by się wydawało, a po drugie, jak w każdym innym miejscu, funkcjonuje w nim społeczność LGBT+, o czym mieszkańcy nie mają w ogóle pojęcia, ponieważ osoby nienormatywne albo uciekają (jak Sylwester), albo siedzą całe życie w szafie (jak nie powiem kto, żeby nie psuć nikomu przyjemności oglądania). Morał tej historii nie jest wcale oryginalny, ale w Polsce trzeba go powtarzać nieustannie: wszyscy będziemy o wiele szczęśliwsi, jeśli będziemy mogli być sobą. I zaprawdę, powiadam wam: można mieć ojca i dziadka górnika albo ojca i dziadka drag queen. Jeden i drugi kocha swoje dzieci i wnuki dokładnie tak samo.

Mike Urbaniak
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Niech żyje „Królowa”!
Proszę czekać..
Zamknij