Znaleziono 0 artykułów
09.11.2024

„Anora” to jeden z najlepszych filmów 2024 roku. Mam tylko jedno „ale”

(Fot. Augusta Quirk)

Nowy film Seana Bakera, reżysera „The Florida Project”, „Mandarynki” i „Red Rocket”, ma już na koncie Złotą Palmę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes, a przed nim jeszcze pewnie wiele nagród. „Anora” z Mikey Madison w roli głównej nie powtarza błędów „Pretty Woman” i opowiada o pracy seksualnej w całej jej złożoności. Mam tylko jedno „ale”.

Recenzja filmu zawiera spoilery.

Bilety na premierowy pokaz „Anory” na American Film Festival 2024 rozeszły się w niespełna dwie sekundy od uruchomienia rezerwacji. Kultowa sala nr 1 we wrocławskim kinie Nowe Horyzonty wypełniła się tego wieczora po brzegi. Publiczności nie przeszkadzała nawet awaria klimatyzacji. Wszyscy chcieli zobaczyć nowy film Seana Bakera, jednego z najciekawszych amerykańskich reżyserów naszych czasów. Sądząc po entuzjastycznych owacjach, nikt nie wyszedł z kina zawiedziony.

„Anora” to jeden z najlepszych (i najzabawniejszych) filmów 2024 roku

Tytułowa bohaterka Anora zawdzięcza oryginalne imię rodzicom, potomkom rosyjskich imigrantów, którzy wychowali córki w wierze w amerykański sen. Jej jedyną łączniczką z ojczyzną przodków była babcia, która nigdy nie nauczyła się angielskiego. Łamany rosyjski Ani, jak woli być nazywana Anora, okazuje się przydatną umiejętnością w klubie ze striptizem na nowojorskim Brooklynie, w którym pracuje jako tancerka. To tam poznaje Ivana, zdrobniale Wanię (Mark Eydelshteyn, nazywany „rosyjskim Timothéem Chalametem”), syna rosyjskiego oligarchy, którego życie przypomina niekończącą się imprezę. Bohaterowie zawierają układ – przez tydzień Wania będzie jej jedynym klientem, za co Ani zostanie sowicie opłacona.

(Fot. materiały prasowe)

Wspólnie spędzony czas podsuwa chłopakowi kolejny genialny pomysł. – Powinniśmy się pobrać. Ty dostaniesz wszystko, co chcesz, a ja nie będę musiał wracać do Rosji – oznajmia jej niespodziewanie w przerwie między kolejnymi imprezami w Las Vegas. Ani długo się waha, ostatecznie jednak przystaje na jego propozycję. Ich ślub jest bardzo nie na rękę jego rodzinie, która wysyła swoich osiłków, aby jak najszybciej anulowali małżeństwo. A to zaledwie początek serii niespodziewanych zdarzeń, która przerodzi się w komiczną podróż po Nowym Jorku à la „Po godzinach” – od mroźnego Brighton Beach po klubowe serce Brooklynu.

Choć humor zawsze zajmuje szczególne miejsce w filmach Bakera, „Anora” to bez wątpienia najzabawniejszy tytuł w jego dorobku. Podobnie jak w „Mandarynce”, jego źródłem nie są doszlifowane do perfekcji dowcipy, a niewymuszony humor sytuacyjny, ukryty w rzuconych mimowolnie kwestiach, drobnych gestach i wymienianych przez bohaterów spojrzeniach. Szczególne brawa należą się tu Mikey Madison i trójce jej ekranowych oprawców (Karren Karagulian, Vache Tovmasyan i Yura Borisov), którzy z niesamowitą swobodą nawigują pomiędzy tragedią i komedią. „Anorze” daleko bowiem do eskapistycznej komedii. To u podstaw opowieść o klasie, pracy i hierarchii władzy, w którą są uwikłani bohaterowie. W głębi duszy Ani wie, że ostatecznie więcej łączy ją z Torrosem i jego bandą czy ekipą sprzątającą w posiadłości Wani niż jej rozpieszczonym mężem.

Fot. Materiały prasowe

Sean Baker zadedykował Złotą Palmę wszystkim pracownikom i pracownicom seksualnym

Nowy film Bakera został nagrodzony Złotą Palmą w Cannes. Reżyser zadedykował prestiżową statuetkę wszystkim pracownikom i pracownicom seksualnym, którzy byli ważną częścią jego projektu. Baker, wraz z żoną, producentką Samanthą Quan, od dekad angażuje się w ruch na rzecz destygmatyzacji pracy seksualnej. W jego dotychczasowych filmach, w tym „The Florida Project”, „Mandarynka” i „Red Rocket”, seksworkerzy i seksworkerki stają na pierwszym planie, a także za kulisami. Zdjęcia do „Anory” zrealizowano w prawdziwym klubie ze striptizem, a zawodowe tancerki pełniły funkcje konsultantek przy produkcji i drugoplanowej obsady zarazem. Madison nauczyła się pod ich okiem tańca erotycznego oraz klubowego slangu. – Wierność, z jaką twórcy oddali nasze doświadczenia, w szczególności znaczenie wspólnoty, jest niespotykana. Reprezentacja ma znaczenie – mówiła w rozmowie z „Vulture” Lindsey Normington, czyli filmowa Diamond.

Choć „Anorę” okrzyknięto „Pretty Woman generacji Z”, to film Bakera nie powiela krzywdzących stereotypów problematycznego romcomu. W przeciwieństwie do Vivian Ani nie czeka na męskiego zbawcę, który uwolni ją od jej zawodu. Striptiz jest dla niej formą ekspresji i zarobku, podobnie jak seks. Jej ciało należy tylko do niej. W klubie jest częścią większej, wspierającej społeczności, na którą zawsze może liczyć. Na dodatek Ani, jak przystało na dziewczynę z Brooklynu, wie, jak o siebie zadbać, o czym boleśnie przekonuje się Garnick. Nawet w konfrontacji z matką Wani, która grozi, że zniszczy jej życie, jest gotowa walczyć o swoje. Emanuje z niej duma, której brak maskują rosyjscy bogacze. Jedyny zarzut, jaki mam w stosunku do filmu, to ten dotyczący zakończenia, w którym Ani musi ostatecznie szukać pocieszenia w ramionach Igora. Być może przekaz „Anory” wybrzmiałby mocniej, gdyby bohaterka pozwoliła sobie na moment słabości w towarzystwie Lulu albo swojej siostry. Scenę tę można jednak obronić perspektywą klasową. Oto dwoje zastępowalnych pracowników zastyga w solidarnym objęciu.

(Fot. materiały prasowe)

„Anora” to film petarda, którego seans przypomina przejażdżkę rollercoasterem, na dodatek przy bardzo dobrej muzyce. Internauci trafnie widzą produkcję jako „Pretty Woman”, którą wyreżyserowaliby bracia Safdie. Tempo kina akcji równoważy niemal dokumentalne oko Bakera, który zamiast na zielonym tle kręci niemal wyłącznie w plenerze. Tym sposobem aktorzy stają się częścią większej całości, a ich interakcje i dialogi nabierają autentyczności, której próżno szukać w większości filmów głównego nurtu. „Anora” to bez wątpienia najbardziej mainstreamowa produkcja Bakera i Quan, która otwiera ich autorską wrażliwość i społeczne zaangażowanie na szeroką publiczność, bez konieczność pójścia na kompromisy. Tu wielkie brawa dla wytwórni Neon, największej konkurencji studia A24, która dostrzegła przełomowy charakter filmu. Ich ryzyko się opłaciło. „Anora” ma szansę na wszystkie najważniejsze nagrody sezonu, w tym Oscary za najlepszy film, reżyserię i fenomenalny występ Madison.

Tuż po seansie kino wypełniło się gwarem rozmów przejętych widzów i widzek. Mam poczucie, że o „Anorze” będziemy mówić jeszcze długo po premierze.

„Anora” trafi do polskich kin już 22 listopada 2024 roku.

Zobacz także:

Julia Właszczuk
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „Anora” to jeden z najlepszych filmów 2024 roku. Mam tylko jedno „ale”
Proszę czekać..
Zamknij