W mieszkaniu na warszawskim Mokotowie nie było miejsca na rewitalizację czy odzyskiwanie zakurzonego piękna. Joanna Lemka-Wójcik z pracowni jlw studio od podstaw stworzyła wnętrze komfortowe, a jednocześnie odwołujące się do historii.
Blisko stumetrowe mieszkanie mieści się na warszawskim Mokotowie, a z jego balkonu widać korony drzew. Prosta bryła, w której się mieści, nie ma w sobie nic z dekoracyjności fasad kamienic, odbudowanych w Warszawie po wojnie, na wzór francuskiej secesji. – Równie skromnie było we wnętrzu – mówi Joanna Lemka-Wójcik z pracowni jlw studio, odpowiedzialna za projekt i realizację koncepcji. W mieszkaniu spotkała się z inwestorami, jeszcze zanim zdecydowali się kupić nieruchomość, podczas wizji lokalnej z pośrednikiem. – Przekonałam ich, że w PRL-owsko urządzonych pokoikach uda nam się wykreować klimat kamieniczny, o jaki im chodziło. Pomogły mi w tym wspaniałe południowe światło, wysokość wnętrz dochodząca do 3,11 metra, a nawet krzywe ściany, które najlepiej świadczyły o tym, że znaleźliśmy się w autentycznych, prawie stuletnich murach – wspomina.
Żadnych współczesnych rozwiązań. Sztukaterie, gorseciki, jodełka
Młode małżeństwo było oczarowane stylem historyzującym, ale w tej sytuacji trzeba go było zbudować od zera. – Wprawdzie kamienica nie jest objęta opieką konserwatorską, ale cały obszar jest w ewidencji, a mimo to nie zastaliśmy tu żadnych elementów z epoki, jak piec kaflowy czy zabytkowy parkiet – mówi Joanna Lemka-Wójcik. Właścicielom zależało, żeby podejść do projektu konsekwentnie i dosyć konserwatywnie. Nie chcieli wprowadzać do wnętrz żadnych współczesnych rozwiązań – paski ledowe czy sufity podwieszane byłyby absolutnie nie na miejscu. – Szybko zrozumiałam, co im się podoba, i byłam w stanie twórczo rozwinąć narzucony kierunek – mówi architektka. – Na jednym z pierwszych spotkań inwestor opowiedział mi o swoim marzeniu, by zamontować we wnętrzu dwuskrzydłowe drzwi ze szprosami, przeszkleniami i górnym naświetlem – wspomina Joanna Lemka-Wójcik. Klienci mieli pomysł, by zastosować je jako przegrodę salonu od aneksu kuchennego, ale architektka zasugerowała, żeby przenieść je pod główny podciąg konstrukcyjny i oddzielić nimi korytarz od całej strefy dziennej. Dziś wypełniają cały otwór i stanowią świetną barierę akustyczną.
Zainspirowana posadzkami w warszawskich kamienicach architektka zachęciła właścicieli do zastosowania gorsecików. Geometryczne biało-czarne kafelki o nieregularnej krawędzi zostały ułożone we wzór à la dywan w strefie wejściowej i w jednej z łazienek. Nie mogło się także obyć bez sztukaterii. Listwy przysufitowe okalają całe mieszkanie. Na suficie w salonie umieszczona została dekoracyjna rozeta, a na podłodze ułożono dębową jodełkę.
Symetria w całym mieszkaniu, dbałość o detale
Układ funkcjonalny projektantka narysowała zupełnie od nowa. Pierwotnie mieszkanie miało trzy osobne pokoje o zbliżonej do siebie powierzchni, zamkniętą kuchnię z przejściem do służbówki oraz osobną toaletę i łazienkę. Joanna Lemka-Wójcik wyburzyła jedną ze ścian działowych, tworząc przestronną strefę dzienną.
– Po zdemontowaniu ściany okazało się, że poziomy sufitów się nie zgrywają. Ekipa miała sporo pracy, by je wyrównać siatką i tynkiem elewacyjnym. Rewolucją było jednak przeniesienie kuchni na drugi kraniec mieszkania. Wszystko zostało zrobione zgodnie z prawem, bo znaleźliśmy wolny pion wentylacyjny, który obsługuje to pomieszczenie – wyjaśnia.
Dawna kuchnia stała się sypialnią gościnną, a służbówkę zaadaptowano na łazienkę z prysznicem (i oknem!) przy sypialni małżeńskiej. W miejscu dawnej małej toalety powstało pomieszczenie gospodarcze z pralnią. Co ciekawe, wejście do niego zostało nieco przesunięte. Właściciele byli bardzo wrażliwi na punkcie symetrii i dzięki temu zabiegowi udało się utrzymać regularny rytm otworów w korytarzu. Centralna oś wyznacza także strefę dzienną, skomponowaną na linii: wyspa, stół jadalniany z oświetleniem (PH5 Louisa Poulsena, kupione w sklepie vintage w Kopenhadze), sofa ze stolikiem i regał telewizyjny.
Architektka wraz z klientami zdecydowali się na uniwersalne, ponadczasowe tło, wykonane z jakościowych materiałów. Drzwi i meble zostały zrobione na wymiar z forniru dębowego i płyty lakierowanej przez doświadczonego rzemieślnika, który sprostał takim wyzwaniom, jak zaoblona i ryflowana wyspa albo frezowana ramka, powtórzona na frontach wszystkich zabudów. – Wybrałam jeden szarobeżowy NCS i uchwyty w stali szczotkowanej. Pracowaliśmy na dużych próbkach. Nie lubię wybierać kolorów na świstku ze wzornika 2 na 3 cm – zdradza architektka. – Zaproponowałam, by przełamać spokojną kolorystykę drobnym akcentem, i wybrałam pistacjowe kafelki czy terakotową umywalkę – mówi. Cieszy się, że właściciele podchwycili zaproponowane motywy kolorystyczne, wybierając krzesła do jadalni czy tkaniny okienne.
Dużo uwagi poświęcono detalom, a wiele z nich zostało wypracowanych w trakcie nadzoru. W przedpokoju problematyczne okazało się umieszczenie szafy we wnęce, która była właściwie przekoszonym rombem. Uniesienie jej o około 25 centymetrów nad podłogą pozwoliło nie tylko zniwelować problem, polegający na tym, że ściany nie tworzą idealnego kąta prostego, lecz także stworzyć funkcjonalne rozwiązanie do przechowywania obuwia dla domowników. Z podobną precyzją architektka połączyła arkusze spieku kwarcowego w kuchni. Udało jej się zachować połączenie żyły i w sposób praktycznie niewidoczny dla oka zgrać poziomą i pionową powierzchnię.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.