To ona stworzyła „Dzieci z Bullerbyn” i „Pippi Pończoszankę”, którą przetłumaczono na 73 języki. Świat zna Astrid Lindgren jako słynną szwedzką pisarkę, ale mało kto wie, ile ją to kosztowało. „– Mamo? – Karin spojrzała na nią przymilnym wzrokiem. – Dlaczego jesteś smutna? Powinnaś być szczęśliwa, podskakiwać, śmiać się i klaskać w dłonie” – pisze Susanne Lieder w biografii „Astrid. Opowieść o Astrid Lindgren”, która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Marginesy i której fragment publikujemy.
Kiedy Astrid znalazła w skrzynce pocztowej list od wydawnictwa Rabén & Sjögren, które ogłosiło konkurs, tak drżały jej ręce, że z trudem otworzyła kopertę.
Przeczytała list raz, drugi i uniosła brwi z niedowierzaniem. Potem przeczytała kolejny raz i wybuchnęła triumfalnym śmiechem. Jej powieść zdobyła drugie miejsce.
Tu i ówdzie mamy kilka sugestii i propozycji zmian. Czy mogę zadzwonić do pani w ciągu najbliższych kilku dni?
Astrid musiała usiąść z listem przyciśniętym do piersi. Drugie miejsce!
Przeczytała list ponownie, znów się zaśmiała z radości i w końcu wstała, aby powiedzieć o swoim sukcesie dzieciom.
Nie mogła wytrzymać i już na korytarzu zawołała:
– Zajęłam drugie miejsce!
Prawie jednocześnie otworzyły się drzwi dwóch pokojów i wybiegły z nich dzieci. Karin zarzuciła jej ręce na szyję, a Lasse stanął przed nią i zrobił wielkie oczy.
– Drugie miejsce? Naprawdę?
Astrid bez słowa podała mu list.
– Sture powinien tu być i cieszyć się z tobą – mruknął chłopiec po przeczytaniu, a potem skruszony dodał: – Przepraszam, nie chciałem tego powiedzieć.
– Już dobrze.
Patrzyli na siebie, rozumieli się nawzajem, znali swoje uczucia. Minęło już tyle lat od chwil, kiedy Astrid czuła się z nim tak blisko związana. Teraz, w tym dramacie rodzinnym, w tej jej bardzo osobistej tragedii, znów się do siebie zbliżyli.
Sture wyprowadził się kilka dni temu, zamierzał mieszkać u przyjaciela, dopóki nie znajdzie własnego mieszkania. „Zakochałem się” – oznajmił, wychodząc z walizką w ręku. A potem dodał: „Przepraszam, Astrid. To nie twoja wina”.
Och, a więc to nie była jej wina? To dlaczego czuła się winna, że jej małżeństwo się rozpadło?
Przełknęła ślinę. I jeszcze raz przełknęła ślinę. Ta cholerna klucha w gardle! Odkąd Sture wyszedł i drzwi się za nim zamknęły, ta klucha tkwiła w jej przełyku, duża jak gołębie jajo, szorstka i chropowata, jakby wcześniej toczyła się po wilgotnym piasku.
– Mamo? – Karin spojrzała na nią przymilnym wzrokiem. – Dlaczego jesteś smutna? Powinnaś być szczęśliwa, podskakiwać, śmiać się i klaskać w dłonie.
Lasse patrzył oskarżycielsko, ale wiedziała, że syn oskarża Sturego, a nie ją.
– Cieszymy się z tobą, mamo – powiedział cicho, oddając jej list, a ona była tak wzruszona, że się rozpłakała.
– To łzy radości – powiedziała pospiesznie.
– No oczywiście! – Lasse uśmiechnął się krzywo.
– Ja też zawsze płaczę, jak jestem bardzo szczęśliwa – powiedziała.
Karin i się do niej przytuliła. – Jesteś teraz prawdziwą pisarką?
Astrid znowu przełknęła ślinę. Usłyszała głos swojego brata: „Selma Lagerlöf z Vimmerby”. Uśmiechnęła się i kiwnęła głową. – Tak, chyba tak, skarbie.
Następnego dnia zadzwoniła do Elsy Olenius, która była członkinią jury konkursowego, a na co dzień pracowała w bibliotece dla dzieci.
– Miło mi z panią rozmawiać, pani Lindgren. Bardzo podoba nam się pani książka, miałabym tylko kilka sugestii. Czy zechce mnie pani wysłuchać?
– Oczywiście – odpowiedziała Astrid. – Chcę się czegoś nauczyć, aby lepiej pisać.
– Myślę, że historia potrzebuje odpowiedniego, klasycznego wprowadzenia – zaczęła pani Olenius. – Zaczyna się od pierwszego listu dziewczyny, co według mnie nie jest tak do końca szczęśliwym rozwiązaniem.
– Rozumiem – przytaknęła szczerze Astrid.
Już wcześniej sama się nad tym zastanawiała, ale nie wspomniała o tym, aby nie wyjść na przemądrzałą.
Elsa Olenius przedstawiła jeszcze kilka sugestii, które Astrid uznała za rozsądne i mądre, a na koniec zaproponowała:
– Myślę, że powinnyśmy się spotkać. Na pewno łatwiej będzie nam rozmawiać, gdy usiądziemy naprzeciwko siebie.
– Też tak uważam – zgodziła się Astrid. – Mogłabym przyjść do biblioteki.
– Wspaniale. Może jutro po południu? Albo nie, lepiej pojutrze, wtedy będę miała więcej czasu. Zgoda?
– Zgoda.
Astrid rozłączyła się i natychmiast w radosnym nastroju usiadła przy maszynie do pisania.
Dwa dni później wyszła z domu o wpół do trzeciej po południu. Miała na sobie nową brązową garsonkę. Na świeżo ułożone włosy naciągnęła zawadiacki beret. Czuła się ładna i atrakcyjna, co nieczęsto się zdarzało. Przez większość czasu była w swoim odczuciu szarą myszką, przemykającą niezauważenie przez Sztokholm. Tego dnia uważała się jednak za niemal piękną, choć wiedziała, że to określenie w ogóle do niej nie pasuje. Przed kilkoma minutami spojrzała w lustro i zaprawdę nie była piękna. Ale tak się czuła, czuła też, że wszyscy zwracają na nią uwagę, uśmiechają się do niej, a nawet ją pozdrawiają.
Stukała obcasami po chodniku, szeleściła spódnicą, a dźwięki te wprawiały ją w jeszcze radośniejszy nastrój.
Chyba zwariowałam – pomyślała zdziwiona. Małżeństwo mi się rozpada, świat się zawalił, a mimo to jestem w wesołym nastroju.
Mimo szczerych chęci nie potrafiła znaleźć na to wyjaśnienia, ale nie przeszkadzało jej to.
Książka Susanne Lieder „Astrid. Opowieść o Astrid Lindgren” w tłumaczeniu z języka niemieckiego Barbary Niedźwieckiej ukazała się nakładem wydawnictwa Marginesy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.