Wcześniej chyba żadna autobiografia nie sprzedawała się tak szybko. 10 stycznia, w dniu premiery, wyznania księcia Harry’ego „Ten drugi” kupiło 400 tys. osób. On sam w końcu opowiedział o sobie, swoim życiu i konflikcie z rodziną królewską tak, jak chciał. Swoją książką pewnie niejednego czytelnika przeciągnie w tym sporze na swoją stronę, jej poruszającymi fragmentami chwyci za serce ludzi na całym świecie. Ale przede wszystkim zostawi ich z mocno ambiwalentnymi odczuciami, a akurat o to raczej mu nie chodziło.
W dniu, w którym zginęła księżna Diana, książę Karol, obecny król Wielkiej Brytanii, obudził swojego młodszego, dwunastoletniego syna, żeby przekazać mu wiadomość o wypadku matki. Nie przytulił go przy tym. „Nie był dobry w okazywaniu uczuć”, tłumaczy książę Harry. „Ale jego dłoń raz jeszcze opadła na moje kolano i powiedział: Wszystko będzie dobrze”. Od tej chwili do godziny dziewiątej, kiedy zamek Balmoral budził tradycyjny dźwięk dud, chłopak był w pokoju sam jak palec. Potem ubrał się i pojechał z rodziną do kościoła, jak zwykle w niedzielę. Na drodze czekali obcy ludzie z pluszakami i kwiatami. Jak wspomina książę Harry, pierwszy raz tego dnia zobaczył emocje.
Wychowany w tak nieokazującej uczuć rodzinie dzisiejszy renegat z pałacu Buckingham i tak nieźle skończył. Mimo opisanych w autobiografii licznych młodzieńczych epizodów palenia trawki, brania kokainy i picia alkoholu – zarówno w ekskluzywnym Eton, jak i w piwnicy jednej z posiadłości – udało mu się nie stoczyć. Co prawda kiedy był nastolatkiem, jeden z tabloidów ogłosił go narkomanem i nawet opisał jego rzekomą terapię odwykową, ale rodzina królewska postanowiła nie dementować kłamstwa. Dlaczego? Bo, jak wyjaśnia książę Harry, wizerunek nieszczęśliwego ojca, którego syn się stacza, mógł poprawić fatalne notowania, których ówczesnemu księciu Walii przysporzyły rozwód z księżną Dianą i jej śmierć.
Słynny chłód Windsorów pod piórem księcia Harry’ego osiąga groteskowe rozmiary. Obecny król Karol III, zamiast rozmawiać z dorastającym synem, zostawia mu na poduszce listy. Sam za to nie rozstaje się ze swoim pluszowym misiem, który pomógł mu przetrwać mobbing w szkole. Metody wychowawcze królowej Elżbiety II i księcia Filipa były takie, że wysłali syna do szkoły z internatem w Szkocji, gdzie bezwzględnie tępiono słabości, uczucia i myślenie, do których miał skłonności młody Karol.
Król nie wypada jednak w „Tym drugim” jak szwarccharakter. Jest raczej nieporadną ofiarą swojego środowiska. Książę Harry go lubi, a nawet twierdzi, że kocha. Król Karol III kocha muzykę klasyczną, słucha audiobooków w wannie i wygłasza płomienne mowy na temat spuścizny Shakespeare’a w szkole syna. Ślęczy po nocy nad listami, w których stara się uwrażliwić ludzi na globalne ocieplenie – narażając się na szyderstwa prasy, która przez całe lata uważa go z tego powodu za wariata. Dopiero niedawno okazało się, że miał rację.
„Kim, kurde, jest Faulkner?”: Najbardziej zaskakujące wyznania księcia Harry’ego
Jest też w autobiografii rozdział o elitarnej szkole Eton wraz z jej „szokująco rygorystycznym” programem. Może jednak nie aż tak rygorystycznym, skoro w 2005 roku dwudziestojednoletni wówczas książę Harry przebiera się w kostium nazisty, jak sam wyznaje w książce, z niedostatku wiedzy. „Nie wiedziałem wystarczająco dużo o nazistach”, pisze. Książę zdecydowanie nie jest intelektualistą. Cytat z Williama Faulknera, który jest mottem do książki („Przeszłość nigdy nie umiera. Nie jest nawet przeszłością”), znajduje na BrainyQuote.com. Co prowadzi go do głębokiego pytania: „Kim, kurde, jest Faulkner?”. Wyjaśnia to psychologią. Twierdzi, że czytanie i w ogóle zagłębianie się w cokolwiek przypomina mu zmarłą matkę. Woli sport i palenie trawki.
Oprócz trawki są też wyznania o kokainie, której pierwszy raz spróbował jako nastolatek („Zaproponowano mi kreskę. Od tamtej pory próbowałem jeszcze kilka razy”), czy pierwszym seksie („ze starszą kobietą, która lubiła konie i która traktowała mnie jak młodego ogiera”. „Pewnego razu robiliśmy to na zewnątrz, tuż za bardzo ruchliwym pubem. Bez wątpienia ktoś nas widział”).
Dużo książę Harry opowiada o powodach wyjazdu do USA i nieporozumieniach z księciem Williamem i księżną Kate. Kto gdzieś usłyszał, że wybranki Williama i Harry’ego pokłóciły się o sukienkę księżniczki Charlotte i że jedna doprowadziła drugą do łez, ale nigdy nie zgłębił wyczerpująco sprawy, wreszcie nadrobi zaległości. Podobnie rzecz się ma z uwagą Meghan na temat hormonów Kate, ze sprawą błyszczyku do ust, a także braku kapelusza Meghan w obecności królowej i wieloma innymi. Wszystkie oczywiście wyłącznie z perspektywy księcia Harry’ego, ale nie tylko dlatego, że to jego książki – rodzina królewska po prostu niczego nie komentuje.
Autobiografia księcia Harry’ego jest „najdłuższym pijackim esemesem, jaki kiedykolwiek wysłano”.
Książę Harry pisze też to, o czym opowiadał w serialu „Harry i Meghan”: brukowce używały nieprawdziwych plotek do nagonki na Meghan. Żali się, że rodzina królewska ich nie dementowała, a wręcz przeciwnie, sama przynosiła je prasie na talerzu. Robili tak Kate i William, a także król i Kamila – czy też ich „biura prasowe”. Pokazywali Meghan jako wiedźmę po to, żeby sami wypadać lepiej na jej tle.
Dla osób postronnych co innego może być bardziej szokujące – uzależnienie rodziny królewskiej od prasy, w szczególności brukowej. Uzależnienie, oczywiście, obopólne. Harry sam ma to na sumieniu. Czytanie brukowców to jego pasja i źródło cierpień. W zasadzie to jeden z powodów terapii, o której pisze w książce. Poprzez brukowce najwyższa rodzina w kraju żyje w symbiozie z ludem – pracującym albo i nie. Zarazem jest zakładnikiem jego gustów i pasji. Klasa średnia ma rodzinę królewską znacznie bardziej w nosie, albo przynajmniej udaje.
Zdaniem Priyamvady Gopal, profesorki studiów postkolonialnych na Uniwersytecie Cambridge, książka Harry’ego odsłania coś jeszcze bardziej niepokojącego – mechanizmy funkcjonowania brytyjskiego społeczeństwa. Książę pokazał nie tylko, że rodzina królewska żywi się prasą, lecz także to, że prasę kształtują możni Wielkiej Brytanii. Zamiast rozliczać władzę i establishment, prasa je jej z ręki.
Czarnym charakterem książki jest do pewnego stopnia William. Pod piórem Harry’ego rywalizacja pomiędzy braćmi brzmi dość śmiesznie. Harry nie może zapomnieć Williamowi, że unikał go w Eton. Potem, że był zazdrosny o jego brodę. Williamowi królowa kazała zgolić brodę, a Harry’emu nie. Harry zawsze czuł się „dodatkowy” i „zbędny” – stąd tytuł książki. Harry odmawia uczenia się o władcach Anglii, bo to jego brat William będzie kolejnym królem, a nie on, to co będzie sobie zaśmiecał umysł. Cóż, fair enough, jak mówią Brytyjczycy. Z powodu tych przepychanek królewski korespondent BBC Sean Coughlan nazwał książkę „najdłuższym pijackim esemesem, jaki kiedykolwiek wysłano”.
Media lewicowe, w tym BBC, są raczej przychylne księciu Harry’emu. Trafia do nich jego przedsięwzięcie – bunt przeciw establishmentowi i jego opresji. Książka jest w znacznej mierze autoterapią i próbą odzyskania własnego głosu. Harry wytacza przeciw skostniałej tradycji swojej rodziny nowoczesne działa. Meghan pada ofiarą rasizmu (czy „nieuświadomionego uprzedzenia”) rodziny królewskiej oraz brytyjskiej prasy. Sam Harry jest skrzywdzonym dzieckiem, zaniedbanym emocjonalnie do tego stopnia, że w zasadzie powinna się tym była zainteresować opieka społeczna. Jest też synem kochanej przez ludzi Lady Di. Harry chce się pokazać nie tylko jako kontynuator jej dzieła charytatywnego – sam również działa na rzecz chorych na AIDS i jeździ do Afryki, którą kocha, jak każdy Brytyjczyk z klasy wyższej. Przede wszystkim chce być widziany jako jej spadkobierca emocjonalny. W tym celu ustawia rodzinę królewską w archetypowych rolach. Zła i manipulująca macocha Kamila, zagubiony i słaby ojciec, nadęty starszy brat i jego zazdrosna żona. Na jej tle – świeża, niewinna Meghan i on, wygnani z królestwa, tak jak kiedyś Diana.
Ghostwriterem książki jest J.R. Moehringer, nagrodzony Pulitzerem dziennikarz amerykański. Podobno Harry dostał jego numer od George’a i Amal Clooneyów. Książę wybrał Amerykę jako miejsce zamieszkania, lecz także jako symbolicznego sprzymierzeńca w wojnie ze zmurszałymi tradycjami starej Anglii. Owszem, może i naraża się rodzinie, ale ma za sobą ojczyznę wolności i zarazem największą kulturalną potęgę świata. W podziękowaniach znalazło się szczególnie wielu Amerykanów.
Prasa konserwatywna, w tym tabloidy, przypuszcza kolejne ataki. „The Telegraph” pisze, że Harry jest w gruncie rzeczy snobem. „Daily Mail” nazywa go „smutnym małym człowiekiem”. Ale wiele jest też po prostu pławienia się w smacznych szczegółach, w tym momencie również kosztem Kate, której zrobiono akurat zdjęcie ze skwaszoną miną.
Felietonistka polityczna „Guardiana” Marina Hyde komentuje to następująco: „Nie licząc republikańskiej mniejszości, brytyjska opinia publiczna najwyraźniej podzieliła króla, królową i ich synów z żonami na dwie kategorie: »w sposób oczywisty pokręconych, zniszczonych i nieszczęśliwych, ale znoszących to przez całe życie dla obowiązku« (dobrzy) oraz »w sposób oczywisty pokręconych, zniszczonych i nieszczęśliwych, ale mówiących o tym głośno i wyczerpująco« (źli)”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.