Demna Gvasalia nie należy do projektantów, którzy postrzegają rzeczywistość nadmiernie optymistycznie. Inspiracji do tworzenia nowych kolekcji szuka często w niezbyt chlubnych zakamarkach historii, czerpie z estetyki krajów do niedawna jeszcze pogrążonych w wojnie, prywatnie też zdaje się być typem melancholijnego pesymisty. Kolejny, również nieco mroczny i dramatyczny, pokaz Gvasalii dla Balenciagi, eksplorować miał siłę, z jaką oddziałuje na nas świat wirtualny. Gruzinowi w jego organizacji pomógł Jon Rafman – kanadyjski artysta specjalizujący się w badaniach cyfrowej rzeczywistości.
Nawet jeśli nie kojarzycie za dobrze nazwiska Jona Rafmana, na pewno znacie jego prace. A szczególnie zapoczątkowany w 2009 roku projekt „9-eyes” będący kolekcją fotografii wyszukanych przez artystę na Google Street View. O Rafmanie mówi się często, że „grzebie w Internecie”. Analizując rozmaite aspekty wirtualnego świata, stara się bowiem odpowiedzieć na pytanie, jak przenika się on z rzeczywistością – na jakich polach się z nią łączy, a na jakich są one całkowicie rozbieżne. Rafman nie traktuje przy tym wirtualnej rzeczywistości jako uosobienia zła. Owszem, dostrzega i wypunktowuje jej wady, ale jednocześnie, co podkreślał w wielu wywiadach, uważa, że życie online jest tak samo prawdziwe jak to, które dzieje się i którego doświadczamy fizycznie, tu i teraz. W pokazie Balenciagi na sezon wiosna-lato 2019 roku Rafman odegrał rolę niebagatelną – odpowiadał bowiem za robiącą niesamowite wrażenie scenografię i dynamiczne efekty specjalne, które wypełniły położone kilka kilometrów od Paryża centrum kinematograficzne la Cité du Cinéma.
Niejako w opozycji do nieco mrocznej, a według niektórych gości nawet postapokaliptycznej atmosfery, sylwetka Balenciagi według Demny Gvasalii sprawiała wrażenie nieco łagodniejszej. Projektant zachował co prawda obecne już od kilku sezonów ekstremalnie podkreślone ramiona i wyraźnie zaznaczoną talię, ale obok nich wyjątkowo dużo miejsca poświęcił bardziej opływowej i układającej się w kształt litery „C” formie. Porzucił także sporo awangardowych rozwiązań z poprzednich sezonów. Noszone warstwowo okrycia wierzchnie obecne w kolekcji jesień-zima 2018-2019 zostały zastąpione przez jednorzędowe, wyjątkowo korzystne dla sylwetki płaszcze w odcieniu mocnego kobaltu lub czerni i dopasowane futra w panterkę.
Gvasalia po raz kolejny zestawił zupełnie nowe propozycje z wariacjami na temat motywów, z których korzystał już wcześniej. I tak drapowania tym razem pojawiają się na intensywnie zielonych, zakładanych na szyję topach, welurowych, błękitnych sukienkach z jednym rękawem i w pasie otulających sylwetkę kobaltowych kombinezonów. Spiczaste noski zostają zastąpione przez ich kwadratowe odpowiedniki, a ołówkowe spódnice zyskują szyty z klinów, lekko falbaniasty dół. Subtelnieje także logomania – pisana różnymi fontami nazwa marki przewinęła się zaledwie na kilku projektach, logo obecne było także w naszytych na ramionach metkach. Modyfikacji uległy też torebki. Najnowsze modele Balenciagi mają krótkie paski lub kształt sztywnej kopertówki, imitującej na przykład zwiniętą w rulon gazetę. Czy tę ostatnią należałoby postrzegać jako relikt, z którego w epoce wirtualnego przekazywania informacji nikt już nie korzysta?
Wątpliwym jest, czy pod względem oprawy artystycznej którakolwiek marka pobije jeszcze w tym sezonie pokaz Balenciagi. Na szczęście, obok robiącej niesamowite wrażenie atmosfery i cyfrowego tunelu, nowe projekty Gvasalii również zdają egzamin. Pokazują także, że Gruzin, mimo że nadal jest wierny swojej estetyce, nie trzyma się jej kurczowo. To dobra wiadomość dla wszystkich zwolenników jego talentu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.