Neapol to miasto, które darzy się miłością od pierwszego wejrzenia, przyjmuje się do serca z całą jego hałaśliwością, szybkością i brudem. Albo się go nienawidzi. Ci jednak, którzy podejdą do stolicy Kampanii z otwartością i ciekawością, zauważą serdeczność ludzi, zachwycające zakamarki, fascynującą historię, a poza tym dostaną chyba najlepsze w całej Italii jedzenie. Na wycieczkę po Neapolu zabiera nas Bartek Kieżun – dziennikarz kulinarny, podróżnik i fotograf, autor bestsellerów „Italia do zjedzenia” czy „Portugalia do zjedzenia”.
– Chciałem zrobić książkę, która będzie przewodnikiem i książką kucharską jednocześnie – opowiada o swojej nowo wydanej pozycji „Neapol. Łakomym okiem”, która jeszcze przed premierą biła rekordy sprzedaży. To przepięknie zilustrowana zdjęciami książka pełna ciekawostek o Neapolu oraz prostych i pysznych przepisów, które pozwolą przenieść się do słonecznych Włoch. – Jeszcze w trakcie pandemii zadzwonił do mnie mój znajomy, Jędrzej Lewandowski z pizzerii Zielona Górka w Pabianicach, jeden z najlepszych pizzaioli w Europie, z pytaniem, czy nie miałby ochoty na książkę o pizzy. Tak to się zaczęło, a skończyło książką o Neapolu.
Neapol: Miasto, które broni swojej tożsamości
Bartek Kieżun przyznaje, że Neapol uwiódł go od samego początku. Pierwszy raz odwiedził go w 2011 roku. – To nie jest łatwe miasto. Absolutnie nie dla każdego. To nie jest kurort, gdzie można spacerować spokojnie pięknym nabrzeżem w cieniu palm. Neapol jest brudny, głośny, chaotyczny. Ale wszystkie swoje wady równoważy taką liczbą zalet, że dla mnie stanowi jedno z najbardziej fascynujących miejsc na świecie. I jedno z takich, do których nieustannie wracam. Jestem w Neapolu praktycznie co roku. Autor podkreśla, że w Neapolu znajdziemy wszystko, co daje gigantyczną przyjemność z podróży, a przy tym doświadczenia wyjątkowo autentyczne. – Żyjemy w momencie, w którym Europa mocno się unifikuje. Kiedy wchodzimy do kawiarni, trudno stwierdzić, czy to jest Warszawa, Berlin, czy Barcelona. Wszędzie jest trzeciofalowa kawa, sernik baskijski i zawijas z kardamonem. To jest nudne i bezpieczne. Tymczasem Neapol nie ugina się pod naporem tych trendów.
Warto więc uczciwie podkreślić, że jeśli szukamy spokojnej europejskiej metropolii na na city break, to Neapol niekoniecznie jest tą destynacją. Jeśli jednak chcemy zatopić się w historycznym, tętniącym życiem włoskim mieście, jest to zdecydowanie najlepszy kierunek z możliwych.
Od czego zacząć poznawanie stolicy Kampanii, miasta, które może przytłoczyć wszystkim, co ma do zaoferowania?
Co warto zobaczyć w Neapolu?
Od czego zacząć zwiedzanie Neapolu? Muzeum Archeologiczne jest dla Bartka Kieżuna jednym z najważniejszych miejsc na neapolitańskiej mapie. Od tego miejsca rozpoczyna zwykle swoje wizyty w Neapolu. Najpierw wypada jednak zaspokoić głód. – Absolutnie zachwycający jest targ, który zaczyna się zaraz za muzeum i ciągnie przez całą starą dzielnicę Rione Sanita, słynącą z katakumb i mafii. To moje aktualnie ulubione miejsce, bo główna ulica – via Toledo – stała się zbyt turystyczna. W Sanicie Neapol trzyma się swojego kręgosłupa – podkreśla.
Oczywiście nie ma co udawać, że w Neapolu nie jest niebezpiecznie a mafia nie istnieje – te pytania najczęściej zadajemy Google, jeśli planujemy odwiedzić tę część Włoch. – Kiedy rozmawiam z mieszkańcami Sanity, opowiadają mi, że mafia działa na zupełnie innych zasadach, nie okrada turystów, bo to się nikomu nie opłaca. Mafia robi większe biznesy. Nie ma więc co ukrywać – w Neapolu jest mafia i są też przemoc i maczyzm.
Po co jechać do Neapolu? By zjeść najlepszą pizzę na świecie
W ramach pracy nad książką Bartek wybrał się do Neapolu wraz z Jędrzejem. Podczas wyjazdu odkryli, że wcale nie trzeba stać w długich kolejkach do słynnych lokali, takich jak Sorbillo. – Można pójść pod jakikolwiek adres i za te same pieniądze zjeść lepiej niż w samym centrum, bo oni wszyscy doskonale znają się na swojej robocie. Neapol to po prostu miasto pizzy i smażonego jedzenia, choć słodycze też są tutaj obłędne. Wypada spróbować sfogliatelle. I oczywiście trzeba zjeść mozzarellę i pomidory spod Wezuwiusza. Obok 50 Kalò, czyli jednego z fajniejszych adresów, jeśli chodzi o neapolitańską pizzę, jest maleńki sklep z doskonałą mozzarellą, do którego wpadają Madonna i Tony Blair.
Młodzi mieszkańcy Neapolu oraz jego fanki i fani mają oczy i głowy otwarte, mają poczucie humoru, ale szanują swoje korzenie. – Spotkałem się w Neapolu z potomkiem Gennara Lombardiego, pierwszego Włocha, który zaczął robić pizzę w Nowym Jorku. I nie ma mowy o buncie wobec tradycji. Wprawdzie w Neapolu dostaniemy teraz pizzę z ricottą, z mozzarellą di bufala, z pesto i z orzeszkami, ale to jest jedyne szaleństwo, na jakie oni sobie pozwalają. Doskonale pamiętają, że to margherita i marinara wykarmiły cztery pokolenia Lombardich. Te dwie pizze to dla nich świętość. Poza tym są tak dobre, że naprawdę nie ma co tu zmieniać. Bartek przypomina, że w L’Antica Pizzeria da Michele – tej, w której pizzą zajadała się Julia Roberts w „Jedz, módl się, kochaj” – serwowane są tylko te dwie pizze, często ku wielkiemu zdziwieniu odwiedzających lokal.
Co, jeśli nie pizza? Czyli co i gdzie zjeść w Neapolu
– Kuchnia neapolitańska uchodzi za jedną z najlepszych we Włoszech, o ile nie najlepszą. Neapolitańczycy są z tego dumni i chętnie zdradzali mi swoje sekrety, dotyczące tego, jak przygotować ragù czy sos genovese, wdzięczni wręcz, że chcę z tą wiedzą iść w świat – opowiada autor „Neapolu”. Uważa przy tym, że w Neapolu najedzą się również wegetarianie i weganie. Wymienia choćby nadziewane kwiaty cukinii, smażone na oleju arachidowym, wegańską pizzę Marinarę. Jednak trudno też nie zauważyć, że w neapolitańskiej kuchni dużo jest mięsa. – Neapolitańczycy byli kiedyś biedni i oni sobie teraz te chude lata odbijają – wyjaśnia Bartek. – W przeszłości do ragù dodawano starą kość z szynki i gotowano tak długo, aż z tej kości odpadło wszystko, co dało się zjeść i zaromatyzowało pomidory. Dzisiaj ragù to jest kiełbasa, wieprzowina, cielęcina, baranina i tak dalej.
Oczywiście w Neapolu zjemy pyszne makarony. Jest to jedno z tych miejsc na włoskiej mapie, które słynie z makaronu suchego. – Warto odczarować hasło „makaron suchy”. W Neapolu doskonale go robią na matrycach z brązu, co sprawia, że ma bardzo porowatą strukturę, świetnie chwyta sosy. A tych do wyboru jest mnóstwo. Od wegetariańskiego scarpariello, czyli makaronu, o którym mówi się, że przygotowywany jest na sposób szewca, z pomidorami i startym pecorino, po makaron z sosem genovese, czyli z bardzo długo gotowaną cebulą z wołowiną. Historia tego ostatniego sosu ma związek z Genewą. Wszystko zaczęło się od Szwajcarów, którzy jako pierwsi zaczęli gotować zupę cebulową w Neapolu. A Włosi, jak to Włosi, zupy traktują po macoszemu, wobec czego zrobili z tej zupy sos do makaronu. Tak powstał kultowy neapolitański przepis.
Jednak nie samym makaronem człowiek żyje. Okazuje się, że w Neapolu także pulpety to rzecz niemal święta, której wypada tam skosztować. – Kiedy będziemy już najedzeni, to, niestety, musimy przeskoczyć do cukierni, by rozkoszować się Zeppole di San Giuseppe [ciastko z ciasta ptysiowego, smażone w głębokim tłuszczu, z kremem – przyp. red.], który uważam za majstersztyk. Następnie można zjeść umoczoną w rumie drożdżową babę, czyli deser o polskich korzeniach – została stworzona dla polskiego króla Stanisława Leszczyńskiego. Warte spróbowania są oczywiście sfogliatelle, w wersji zarówno z ciasta kruchego, jak i z chrupiącego.
Neapol jako fascynujący kulturowy tygiel
To miasto, choć wspaniałe, może nas zirytować i zmęczyć swoim zgiełkiem. Na szczęście wystarczy rejs promem z portu w Neapolu, trwający około godzinny, by znaleźć się w malowniczym azylu. O ile Capri czy Wybrzeże Amalfitańskie są zatłoczone i bardzo turystyczne, to wytchnienie można znaleźć choćby na takich pobliskich wyspach jak Procida czy Ischia.
Otaczające Neapol wyspy mogą kojarzyć się ze Stambułem, o którym wcześniej pisał Bartek. Dostrzega wiele analogii między tymi dwoma rejonami. Zarówno Neapol, jak i Stambuł to miasta stworzone przez emigrantów, gdzie da się zauważyć historię, tradycję, czym neapolitańczycy się szczycą. – Kluczowe dla mieszkańców Neapolu są historie o tym, jak to miasto powstawało dzięki migracjom z najróżniejszych zakątków ziemi – Samnici, Etruskowie, Egipcjanie, w końcu Grecy, potem Francuzi czy Hiszpanie – przypomina pisarz. – Obecnie migracje bywają, niestety, postrzegane jako zło, tymczasem świat zawsze opierał się i będzie opierał na przepływie ludzi, czy nam się to podoba, czy nie. Migracje niosą ze sobą ferment, świeżość, nową energię, konieczność skonfrontowania się z czymś nowym.
Czy warto jechać do Neapolu? Tak, ale z otwartym sercem
Bartek Kieżun podkreśla, że w tym mieście wszystko podniesione jest do potęgi. – W Neapolu nie mówi się, w Neapolu się krzyczy. A jak się kogoś kocha, to na zabój. Neapolitański świat jest prosty. Jeśli nikomu nie zajdziesz za skórę, to jesteś swój, jak zajdziesz, to będziesz mieć kłopoty. System zerojedynkowy, wiesz, przy skomplikowaniu naszej północnoeuropejskiej rzeczywistości jest w gruncie rzeczy bardzo wygodny, pozwala odetchnąć. Jednak co najważniejsze, odwiedzając Neapol, nie można mieć od tego miasta oczekiwań, tylko trzeba się mu poddać i pozwolić, żeby ono się tobą zaopiekowało, żeby cię nakarmiło. Wtedy wróci się do domu bardzo zadowolonym.
Zobacz także:
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.