Nowa aplikacja społecznościowa rzuca wyzwanie Instagramowi, zapowiadając powrót „autentyczności w sieci”. Sprawdzamy, czy to zapowiedź rewolucji, czy jedynie kolejna, chwilowa fascynacja.
„W internecie każdy może być sobą”, zapowiadały kampanie z końca lat 90., witając nowy wynalazek, który miał zmienić świat. Dziś, trzy dekady później, te technooptymistyczne spoty budzą raczej rozbawienie i nostalgię za naiwnością użytkowników internetu 1.0. Podobnie jak obietnice składane przez kolejne aplikacje społecznościowe wróżące powrót do dawnych wartości – kolektywności, demokratyczności i autentyczności. Mimo to niemal co roku testujemy nowości, które rzucają wyzwanie przeestetyzowanym postom z Instagrama. Najnowszą jest BeReal.
Bądź sobą
Platforma społecznościowa została założona w 2020 roku przez Alexisa Barreyata. Początkowo była dostępna wyłącznie we Francji, ale z pomocą milionowych inwestycji ze strony takich korporacji jak Andreessen Horowitz (główny inwestor poprzedników BeReal, takich jak Clubhouse, OpenSea czy Substack) aplikacja zyskała zasięg światowy. Głównym rynkiem medium szybko stały się Stany Zjednoczone, a w szczególności tamtejsze uniwersytety. Studenci prestiżowych uczelni docenili przewrotny humor platformy, która w ostatnich miesiącach zdołała wyprzedzić nawet TikTok w zestawieniu najchętniej pobieranych aplikacji w USA.
BeReal opiera się na prostych założeniach. Aplikacja zachęca (czy wręcz zmusza) do spontaniczności. Raz dziennie każdy użytkownik otrzymuje powiadomienie o treści „it’s time to be real” i ma tylko dwie minuty, by zrobić zdjęcie temu, co akurat robi. Ograniczony czas ma zapobiec przesadnemu pozowaniu. Po upływie tego czasu przednia i tylna kamera uwiecznią to, co akurat widzimy – ekran komputera w pracy i skupioną minę jego użytkownika, psa na spacerze i jego właścicielkę pijącą pierwszą kawę, otwartą książkę i jej czytelniczkę. Zdjęcie zostanie udostępnione znajomym lub, jeśli się na to zgodzimy, wszystkim użytkownikom. Posty pozostałych osób zobaczymy dopiero, gdy opublikujemy własny. Po upływie 24 godzin wszystkie są usuwane i zabawa zaczyna się od nowa.
Po dopełnieniu codziennego obowiązku na tablicy można zobaczyć posty innych użytkowników. Większość z nich jest do bólu zwyczajna – napoczęte śniadanie, zasypana wiadomościami skrzynka mailowa, telewizor z netfliksowym guilty pleasure na ekranie. I twarze, złapane pod najdziwniejszymi kątami. Powtarzalność i codzienność postów ma w sobie coś odświeżającego. Nie ma tu upiększających filtrów, przemyślanych podpisów czy linków do produktów, które powinniśmy kupić. To zabawny sposób na wymianę codziennych chwil ze znajomymi i ciekawa alternatywa dla innych aplikacji.
Cena autentyczności
Największym problemem BeReal jest fakt, że na ten moment pozostaje ona niszową aplikacją (sama musiałam prosić znajomych o założenie profilów, abym mogła przetestować społecznościowe funkcjonalności), a swoją popularność w USA zapewnia w dużej mierze… twitterowemu wiralowi. Gdy użytkownicy aplikacji dowiedzieli się o platformie, zaczęli tworzyć parodie postów stylizowane na te publikowane przez znane postacie z filmów i seriali. Największą popularnością cieszyli się Edward Cullen i Bella Swan podczas pierwszego spotkania, zalany łzami Elio z filmu „Tamte dni, tamte noce”, który przygląda się domowemu kominkowi, i Dani z „Midsommar” w kwiecistej kreacji patrząca na płonącego niedźwiedzia. Trend ten szybko przejęli również użytkownicy TikToka, którzy stworzyli specjalny filtr naśladujący layout BeReal.
Aplikacja nie jest również pierwszą, która obiecuje powrót do dawnych założeń mediów społecznościowych. Podobną rewolucję zapowiadały Snapchat, TikTok i wiele mniejszych platform, którym nie udało się przebić do mainstreamu. Na dodatek jak pokazują pierwsze raporty, większość użytkowników wykorzystuje dwie dostępne minuty do zainscenizowania „publikowalnych” zdjęć. Co więcej, wielu z nich przyznało, że limit czasowy budzi w nich niepokój, podobnie jak spontaniczność komunikatów o konieczności „bycia real”. Dziennikarze magazynu „Wired” zwrócili również uwagę na potrzebę zabezpieczenia wrażliwych danych publikowanych na platformie (np. prywatnych wiadomości czy lokalizacji).
Rewolucja czy chwilowa moda?
Mimo obiecujących założeń krytycy nie wróżą BeReal wielkiej przyszłości. Zdaniem większości popularność aplikacji wynika w dużej mierze z kryzysu Instagrama, Facebooka i największych platform tego typu. Na fali ostatnich kontrowersji użytkownicy szukają alternatywnych sposobów funkcjonowania w wirtualnej rzeczywistości. Najczęściej wybieraną przez nich aplikacją pozostaje jednak TikTok, który szczególnie upodobało sobie pokolenie zoomersów. Dla wielu z nich jest to jedyna platforma społecznościowa, z której korzystają. Użytkownicy BeReal to głównie młodzi dorośli i studenci z dużych zachodnich miast. Większość z nich nie ma zamiaru rezygnować z innych platform. Raczej traktują ją jako miłe urozmaicenie swojego aplikacyjnego horyzontu.
Wygląda na to, że BeReal nie zrewolucjonizuje naszego podejścia do mediów społecznościowych, ale być może skłoni nas do przemyślenia naszej relacji z nimi. Platforma wpisuje się również w większy trend powrotu do marzeń pierwszych internautów, dla których sieć miała być oknem na prawdziwy, nieprzepuszczony przez kilkanaście filtrów świat. Pytanie brzmi: czy to w ogóle możliwe?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.