„Biblia queeru” Jacka Guinnessa to zbiór esejów o mniej lub bardziej znanych osobach LGBTQ+, które przecierały szlaki kolejnym nieheteronormatywnym pokoleniom i sprawiły, że queer wyszedł z podziemia.
W 2018 roku Jack Guinness miał 36 lat i wiódł pełne sukcesów życie w Londynie. Od blisko dekady był rozchwytywanym modelem, pracował z najbardziej znanymi markami, takimi jak Gucci, Dolce & Gabbana, Barbour czy Dunhill. Plotkarskie magazyny publikowały jego zdjęcia, zawsze w otoczeniu celebrytek. Do tego – przynajmniej w mediach społecznościowych – Jack wydawał się kimś, kto ma dystans do swojej pracy. Został okrzyknięty najbardziej cool facetem w Londynie. Każdy chciał z nim trzymać.
I w tym właśnie roku Jack zaczął otwarcie identyfikować się jako gej. Coming out motywował zmęczeniem odgrywania heteryka i przymusem sprzedawania określonego typu męskości. Agenci kazali mu być macho do potęgi, ukrywać wszelkie manieryzmy i przegięcia. Każde odstawanie od normy miało skutkować utratą kontraktów. Zatem Jack miał na sobie, jak sam mówi, „kaftan heterobezpieczeństwa”. Dzięki niemu mógł iść przez życie bez zaprzątania sobie głowy własną orientacją, tożsamością, z przywilejem, jaki płynie z bycia białym kolesiem cis i hetero. Powiedział jednak „dość”.
„Biblia queeru” jest dopełnieniem portalu Jacka Guinnessa
Swoją rozpoznawalność postanowił wykorzystać, by zwiększyć widoczność osób LGBTQ+. Dlatego wraz z coming outem uruchomił stronę internetową „The Queer Bible”, czyli „Biblię queeru”. Do współpracy zaprosił głównie nieheteronormatywne osoby piszące oraz ilustrujące, by w swoich pracach, esejach opowiedziały o inspirujących ludziach z tęczowej społeczności. Każda z przedstawianych postaci w jakiś sposób zmieniła życie autorów i autorek. Wśród nich pojawili się aktywiści i aktywistki, artyści i artystki, przedstawiciele i przedstawicielki świata muzyki, sportu, mody, telewizji. W 2021 roku ukazała się książka „Biblia queeru”, która jest dopełnieniem portalu. A teraz dostaliśmy jej polski przekład autorstwa Zofii Szachnowskiej-Olesiejuk.
Pod koniec każdego sezonu „RuPaul’s Drag Race”, czyli kultowego reality show, wyłaniającego „the next drag superstar”, prowadzący RuPaul wyciąga zdjęcia z dzieciństwa osób uczestniczących w programie i pyta: – Co dziś powiedziałbyś, powiedziałabyś sobie z przeszłości? Drag queens mogą podzielić się doświadczeniem dojrzewania jako osoba niehetero w świecie, który zazwyczaj nie jest przychylny osobom LGBTQ+. Eseje z „Biblii queeru” mają podobny zamysł. Autorzy i autorki przez pryzmat opisywanych osób mówią o swoim dorastaniu i poszukiwaniu reprezentantów, reprezentantek. Poniekąd zwracają się też do siebie samych: „Zobacz, tyle się wydarzyło, ale daliśmy radę!”. A to – przez wymazywanie queeru z historii – nie zawsze mogło być oczywiste i proste.
Jack Guinness we wstępie pisze: „Historie wielu osób LGBTQIA zostały albo przemilczane ze względów bezpieczeństwa, albo brutalnie wymazane na skutek aktów kulturowego wandalizmu i opresji”. Zabieg odzyskiwania tych biografii jest największą siłą książki Guinnessa. Autor przypomina, że osoby nieheteronormatywne nie są i nigdy nie były same, a ich niepowtarzalność ma znaczenie. Ktoś już wcześniej walczył o widzialność i akceptację LGBT-ów. Autorzy i autorki „Biblii queeru” przybliżają nazwiska tych osób.
Dzięki „RuPaul’s Drag Race” społeczność LGBTQ+ wychodziła z cienia
Nie bez powodu wspomniałem RuPaula. Jack Guinness właśnie tej światowej sławy drag queen poświęcił swój esej. Po raz pierwszy zobaczył ją w 1994 roku, kiedy wraz z Eltonem Johnem wystąpiła w jednym z brytyjskich programów muzycznych. Przez cały czas trwania utworu dziewięcioletni Jack zastanawiał się, czy postać obok piosenkarza to kobieta, czy mężczyzna. Podskórnie czuł, że znajduje się poza binarnym spektrum. Ta płynność najbardziej go pociągała. Uwalniała ze sztywnych ram heteronormy. Dawała obietnicę ucieczki. Podobnie jak pogoń za sławą.
Po latach, mimo sukcesów, Guinness zauważył, że blichtr jest dla queerów zwodniczy, bo, jak pisze, internalizuje społeczną dezaprobatę wobec naszej tożsamości. Im bardziej popularny albo popularna się stajesz, tym głębiej siedzisz w szafie i jeszcze bardziej nienawidzisz swojej orientacji. RuPaul jest tej postawy przeciwieństwem. Bo trudno być niemal dwumetrową (plus szpilki) drag queen i udawać osobę hetero cis. Dzięki obecności RuPaula w mediach głównego nurtu społeczność LGBTQ+ wychodziła z cienia. Stała się nie tylko tolerowana, ale i doceniana. Nadawany od 2009 roku, szalenie popularny „RuPaul’s Drag Race” sprawił, że młode queery nie czują się już jak outsiderzy (tak jak mały Jack oglądający występ Johna i RuPaula). Wiedzą, że samotność jest tymczasowa, bo gdzieś tam są osoby podobne do nas, a w dodatku mają wpływ na kształt kultury. Postawa i osiągnięcia najsłynniejszej drag queen zainspirowały Guinnessa do stworzenia „Biblii queeru”. Strona internetowa i książka stały się przestrzenią do budowania i celebrowania wspólnoty LGBT.
Głód reprezentacji jest charakterystyczny dla niemal wszystkich zebranych w książce esejów. Świetnie określa to pisarka i reżyserka Juliet Jacques, osoba transpłciowa, w tekście o Pierze Paolu Pasolinim: „Potrzebowałam (…) czegoś, co aktorka Laverne Cox nazywa modelem inspiracji: kogoś, kto mi pokaże, że można być lesbijką, gejem, osobą biseksualną, transpłciową czy queerową i osiągnąć w życiu sukces, być może w dziedzinie tradycyjnie zarezerwowanej dla heteroseksualnych, cispłciowych osób”. W heteroseksualnym świecie, jak z kolei pisze Tan France, gwiazda programu „Queer Eye: Porady różowej brygady”, hitu Netflixa, homoseksualizm jest często czymś, co większość ludzi wypróbowuje. Tak jest chociażby, gdy heteroseksualni aktorzy i aktorki grają postaci nienormatywne, a po skończeniu zdjęć zdejmują kostiumy i wracają do zupełnie innego życia. Tymczasem bycie osobą LGBTQ+ nie jest czymś, co da się zatrzymać lub wymazać gumką. Tę tożsamość można jedynie spróbować ukryć i żyć w obawie przed homofobicznymi obelgami. A takie egzystowanie rodzi wstyd wynikający z poczucia, że jesteśmy gorsi od hetero. Uczucia te mogą zniknąć przy zetknięciu się z reprezentacją. Dla Tana France’a „queer” stał się synonimem inności i wyjątkowości, kiedy w telewizji zobaczył właśnie „Queer Eye” (pierwszą wersję programu, tę z 2003 roku) i gdy po latach dołączył do nowej „różowej brygady”.
Potrzebujemy polskiej „Biblii queeru”
Kiedy zdejmie się z opisu LGBTQ+ obcość czy pogardę, niegdyś zastraszone dzieciaki będą mogły odetchnąć z ulgą. W swoim fantastycznym eseju o Edwardzie Enninfulu, urodzonym w Ghanie, pierwszym czarnym geju na stanowisku redaktora naczelnego brytyjskiego „Vogue’a”, dziennikarka i osoba trans Paris Lees pisze: „Bycie trans stało się czymś atrakcyjnym. Nie wiem, czy kiedykolwiek wierzyłam, że taki moment kiedyś nadejdzie”. Tymi słowami komentuje zaproszenie ją przez Enninfula do projektu „Nowe sufrażystki”. Artykuł i sesja zdjęciowa były hołdem oddanym pierwszym sufrażystkom, ale rzucały światło na kobiety walczące o równość w 2018 roku. Redaktor naczelny, wykorzystując własny przywilej i możliwości, położył nacisk na współczesne, różnorodne (też nienormatywne) oblicze Wielkiej Brytanii.
Czytając kolejne eseje w „Biblii queeru”, nietrudno dać się pochłonąć pokrzepiającym słowom, choć również związanym z Wielką Brytanią. Nadzieję dają historie między innymi: Hanne Gaby Odiele, Munroe Bergdorf, Gusa Kenworthy’ego, Grahama Norhtona czy Eltona Johna, które opisują, jaki wpływ na odkrywanie ich tożsamości miały sławne osoby ze społeczności LGBTQ+. Jednak z polskiej perspektywy te opowieści często brzmią odlegle. Wystarczy przywołać wspomnienia pisarza i dziennikarza Paula Flynna z jego eseju poświęconemu George’owi Michaelowi o czasach sprzed związków partnerskich. Nieheteronormatywne osoby znad Wisły mogą o takim prawie pomarzyć. Nie wspominając o adopcji dzieci czy małżeństwie.
Znaczące jest, że wedle ostatniego rankingu ILGA-Europe Polska jest krajem, którego prawodawstwo traktuje osoby LGBTQ+ najgorzej w całej Unii Europejskiej. Dlatego potrzebujemy rodzimej „Biblii queeru”, zbioru portretów osób celebrujących własną nienormatywną tożsamość i orientację, dających przykład. Książka Jacka Guinnessa mogłaby być zaczynem zmiany i u nas, mogłaby pokazać, że homofobia i transfobia nas nie uciszą, nie zanegują naszego istnienia. Sprawi, że, jak pisze autor we wstępie, osoby LGBTQ+ będą w stu procentach sobą. Będą szczęśliwi. I będą błyszczeć.
Jack Guinness, „Biblia queeru”, tłumaczenie Zofia Szachnowska-Olesiejuk, Znak Koncept
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.