Dostałam wolną rękę, by stworzyć kolekcję w stu procentach zgodną ze mną – mówi Blanca Miró Scrimeri. Hiszpańska influencerka zaprojektowała 38 modeli ubrań i dodatków dla Reserved. Wyróżniają je soczyste barwy, eklektyczne zestawienia i duch vintage.
Jak się czujesz w Warszawie?
Poszliśmy na lunch do Joela – to świetne klimatyczne miejsce, na wystawę do Zachęty, do sklepu vintage Crush na Mokotowie – tej przyjemności nie mogłam sobie odmówić. Chciałabym jeszcze zobaczyć Stare Miasto.
To emocjonujący dzień. Bardzo długo pracowaliśmy nad tą kolekcją. Ogarnia mnie nostalgia – trochę mi przykro, że kończy się ta wspaniała przygoda.
Jak długo trwała?
Rok. Z Reserved mamy podobny styl pracy. Doceniam, że dostałam od marki wolność. Mogłam zrobić, co tylko chcę i jak tylko chcę. W życiu rzadko zdarzają się takie okazje. To był dla mnie pierwszy raz. Do tej pory zdarzały mi się małe współprace z mniejszymi markami, np. biżuteryjnymi.
Kolekcja jest ogromna – od początku taką zaplanowaliście?
Nie, rosła organicznie. Zrobiliśmy płaszcz, jakieś buty, pojawił się kolejny pomysł. Zaczęły powtarzać się pytania o broszkę, sweter, rajstopy. W efekcie kolekcja jest niezwykle zróżnicowana. Pozwala na tworzenie eklektycznych zestawów w obrębie kolekcji. Dzięki temu osiągamy charakterystyczny dla mnie miks.
Gdzie powstały zdjęcia?
Zdjęcia robiliśmy w Barcelonie, moim rodzinnym mieście. Cała ekipa się do mnie dostosowała. Praca z Danem Beleiu była dla mnie spełnieniem marzeń. Nie dość, że jest utalentowany, to jeszcze przemiły.
Tego lata wzięłam ślub. Uroczystość urządziliśmy na Menorce. To była surrealistyczna noc pełna niespodzianek dla gości. Chwilę później planowałam w domu przyjęcie na 30. urodziny w podobnej konwencji. To miała być kolacja inspirowana tymi, jakie Dali i Gala wydawali w latach 30. minionego wieku. Dwa dni przed imprezą (o której nikt z Reserved nie wiedział!) zadzwonił do mnie ktoś z zespołu, żeby zapytać, co myślę o tym, żeby premierę kolekcji urządzić w stylu surrealistów. To niesamowite, jak podobnie myśleliśmy!
Jaki zamysł stał za kolekcją?
Chciałam stworzyć wymarzoną szafę vintage – kolekcję, która będzie wszystkim tym, czego nigdy nie udało mi się znaleźć ani w szafie mamy, ani w second handach.
Pamiętasz, który projekt był pierwszy?
Na początku powstał denimowy płaszcz z wielkim paskiem – mój ulubiony model z kolekcji. W środku ukryłam inspirowaną starymi serwetkami metkę z napisem: „Wyglądasz świetnie”. Zależało mi na tym, żeby przekazać nowym właścicielom serdeczną wiadomość.
To niby niemożliwe, żeby mieć 38 ulubionych rzeczy, ale prawda jest taka, że dla mnie każdy element tej kolekcji jest wyjątkowy. Każdemu poświęciliśmy mnóstwo uwagi, dopracowaliśmy w najmniejszych detalach. Czuję się związana z każdą z nich. Na premierę kolekcji wybrałam zestaw w różową kratę z żakietem wykończonym czarną welurową lamówką w komplecie ze spódnicą, która rozszerza się u dołu. Nazywamy ją syreną.
Po drodze nie było żadnych problemów?
Oczywiście. Rzeczy inaczej wyglądają w wyobraźni. Gdy stworzysz je w rzeczywistości, często okazuje się, że kolory, które miały pasować świetnie, totalnie się gryzą.
Nauczyłam się pracować w dużym zespole, przez Zooma. Praktycznie całą kolekcję zaprojektowaliśmy przez kamerę. Czasem siedzieliśmy na łączach od świtu do zmierzchu. Potem oczywiście projektanci przyjechali do mnie do Barcelony, żebym mogła wszystko przymierzyć, obejrzeć, zaproponować poprawki.
Czego nauczyło cię to doświadczenie?
Dowiedziałam się, ile pracy kosztuje przygotowanie kolekcji. Prowadzę swoją markę, ale działamy w innym modelu. Były też podobieństwa – rzeczy La Veste też powstają z inspiracji modelami vintage.
Teraz masz sporo czasu na rozwijanie własnych marek.
Tak, to mój plan na najbliższe miesiące. Niezbyt konkretny, bo w modzie wszystko dzieje się szybko. Nigdy nie wiesz, czym zajmiesz się w przyszłym miesiącu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.