Autor spektakularnych operowych scenografii w ramach projektu „BMW Art Club. Przyszłość to sztuka” tworzy dzieło sceniczne inspirowane muzyką Carla Orffa. Czy Carmina Burana (Mgnienie Oka) zapoczątkują nowy rozdział w jego karierze?
Nie jest łatwo umówić się z Borisem Kudličką, bo chociaż jego życiowe centrum od lat znajduje się w Warszawie, w domu na Żoliborzu, to on sam jest nieustannie w drodze, między najlepszymi scenami operowymi od Nowego Jorku po Tokio. Kudlička to już marka, za którą kryją się nie tylko powoływane przez niego teatralne światy, ale też projekty wystaw, wnętrz publicznych, luksusowych rezydencji czy mebli. Z podróżującym Borisem rozmawiam przez Skype’a, łapiąc go w korytarzu opery tokijskiej między montowaniem scenografii, a ustawianiem świateł do nowej inscenizacji Madame Butterfly (premiera odbyła się 3 października). Od tej właśnie opery zaczęła się w 1999 roku wielka kariera słowackiego scenografa, wychowanego – jak mówi – na polskim teatrze. Była to rewolucyjna inscenizacja w warszawskim Teatrze Wielkim – Operze Narodowej, w której Kudlička wraz z reżyserem Mariuszem Trelińskim zerwali z melodramatyczną, uwięzioną w schematach operową formą na rzecz multimedialnego widowiska czerpiącego z popkultury, kina, sztuk wizualnych czy designu. A także świata cyfrowej technologii, od której nie ma ucieczki i która Borisa wciąż fascynuje.
– Teatr to wprowadzenie widza w świat fantazji, sprawienie, by się w niej rozpuścił. Wykorzystuję wszelkie dostępne środki, żeby to osiągnąć – mówi. – Pierwszą fazą tworzenia jest szkic, potem powstaje model – makieta fizyczna w pomniejszonej skali, gdzie da się wiele rzeczy przetestować: jak działają proporcje, przestrzeń, kąty ustawienia poszczególnych elementów. Często pracujemy razem: z reżyserem, dramaturgiem, projektantami światła i wideo. I w to wszystko wkracza technika. Dziś w teatrze nie buduje się już tylko tradycyjną metodą: sklejka, styropian, drewno. Używa się też tworzyw sztucznych, drukarek 3D, komputerów, automatyki. Lubię technologię, współtworzy sceniczną magię. Zaprogramowana komputerowo maszyneria pozwala przesuwać przedmioty, wykonuje obroty scenografii. To ciekawy moment rozwoju sztuki, w którym zaawansowaną technikę podporządkowujemy teatralnej bajce.
W takie myślenie wpisuje się nowe sceniczne wyzwanie podjęte przez Borisa na zaproszenie Teatru Wielkiego – Opery Narodowej i marki BMW. Ta ostatnia w ramach projektu BMW Art Club. Przyszłość to sztukazachęca artystów do zinterpretowania, czym może być sztuka w świecie zmienianym przez technologię. Boris zwykle pracuje w dialogu z reżyserami, oprócz Mariusza Trelińskiego, np. z Amerykaninem Keithem Warnerem czy Japończykiem Amonem Miyamoto (z którym przygotował Madame Butterfly), tymczasem propozycja BMW Art Club na pierwszym planie stawia jego samego. Ma stworzyć oprawę dla klasycznego utworu Carla Orffa Carmina Burana (spektakle zaplanowano na 21, 22 i 30 listopada), skomponowanego w latach 30. XX wieku do średniowiecznych tekstów.
Czy pracując nad tym zadaniem, czuje się też reżyserem? – Nigdy nie chciałem reżyserować, przypadek Carmina Buranajest precedensowy – wyjaśnia od razu. – To zresztą nie opera, ale kantata, która ma ścisłe reguły. Na scenie stoi 200 śpiewających osób i w tej kwestii nic się nie zmieni. Natomiast pociąga mnie możliwość zbudowania wokół kantaty abstrakcyjnej opowieści językiemstricte wizualnym. Dostałem pełną swobodę i chciałem zmierzyć się z tą kuszącą, ale i niebezpieczną wolnością.
Zaznacza, że nie będzie to tradycyjna linearna opowieść z bohaterem. – Carminabazują na XIII-wiecznych tekstach świeckich mówiących o miejscu człowieka w świecie, ale ja chcę podjąć konfrontację przede wszystkim z warstwą muzyczną, która ma własną dramaturgię i narrację – wyjaśnia. – Są tu kameralne fragmenty i wielkie zbiorowe kulminacje i do tego nawiązuję językiem plastycznym.
W centrum wizualnej opowieści Kudlička umieszcza pojęcie cyklu, który wiąże się i z naturą, i z człowiekiem. – To początek i koniec, ciągłe odradzanie się poprzez kolejne przemiany – opowiada. – Takie są dla mnieCarmina: utwór zatacza krąg, zaczyna się tematem fortuny, poźniej mamy wiosnę, „bachanalia”, refleksję nad miłością i całość znów zamyka wątek fortuny. Wspaniałe jest w tej pracy tworzenie fizycznej przestrzeni, w której projektuję znaki i formy zaklęte w scenografii i dopowiadające kolejny poziom scenicznej historii, w połączeniu ze światłem, wideo-projekcjami, z filmem. To zespolenie w jednym miejscu wszystkich elementów, którymi się dotąd zajmowałem. Tym razem mam możliwość wykorzystania ich w specyficznej, onirycznej narracji spinającej przeszłość i przyszłość.
– W spektaklu, którego podtytuł nadany przeze mnie brzmi Mgnienie Oka, pojawi się – wywiedziona z pojęcia powtarzalności – figura oktagonu, symbol kosmicznej równowagi. To przestrzenna mechaniczna rzeźba, będąca na zmianę kalejdoskopem i tytułowym okiem, lustrem odbijającym świat i mechanicznym aktorem, poprzez którego oglądamy rzeczywistość. Posiada sterowane komputerowo fragmenty, które otwierają się i zamykają, współgrając z elementami oświetlenia i wideo-projekcji.
Przy tym przedsięwzięciu scenografowi towarzyszą stali współpracownicy: Bartek Macias jako twórca wideo-projekcji i Marc Heinz, holenderski projektant oświetlenia. Oni też pracują z Borisem nad tokijską Madame Butterfly. Jak zwraca uwagę Kudlička, międzynarodowe koprodukcje i wielonarodowe ekipy są także elementem zmiany w świecie sztuki. Przyszłość to teatr globalny, poszukujący bazowych, uniwersalnych treści. Z przeszłości w przyszłość możemy przenieść właśnie archetypy, ludzkie emocje poruszające do głębi każdego. Tego Kudlička poszukuje w swoich wizualnych opowieściach scenicznych. – Już samo wejście na salę teatralną jest przeniesieniem się w inny świat, odklejeniem od rzeczywistości, podporządkowaniem zmysłów muzyczno-wizualnemu doświadczeniu – mówi twórca, zastanawiając się nad tym, co widz wyniesie ze spotkania z jego Carmina Burana (Mgnieniem Oka). – Chcę zabrać publiczność w podróż, w sen o przeszłości i przyszłości. Chodzi mi o moment, kiedy wyobraźnia widza nakłada się na to, co artysta stworzył na scenie – wtedy zaczyna się prawdziwie ciekawa interakcja. Tylko tyle i aż tyle. Jeśli do niej dojdzie, to znaczy, że spełniłem swoją rolę.
Tekst pochodzi z pierwszego wydania magazynu "Vogue Polska Man"
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.