Dystopijny świat science fiction z minimalistycznym ukłonem w stronę Phoebe Philo. Mimo że Daniel Lee, nowy dyrektor kreatywny marki, odmówił wywiadów po pokazie, tłumacząc się zmęczeniem, zaprezentował niezwykle ambitną pierwszą kolekcję. Takich debiutów w branży zdecydowanie brakuje.
Na ten pokaz czekali wszyscy redaktorzy mody i fanki Céline, które w dalszym ciągu nie mogą otrząsnąć się po odejściu Phoebe Philo z ich ukochanej marki. Świat mody był lekko zaskoczony i zmieszany, gdy Daniel Lee, były dyrektor linii read-to-wear w Céline pod rządami Philo, został mianowany dyrektorem kreatywnym domu mody Bottega Veneta. Człowiek zupełnie anonimowy, nieznany szerszej widowni, nie posiadający nawet konta na Instagramie. Informacja o jego mianowaniu zbiegła się z odejściem Tomasa Maiera, który zajmował to stanowisko w marce należącej do koncernu Kering przez 17 lat. Włoski dom mody liczy na rewolucję porównywalną z tą, którą w Gucci przeprowadził Alessandro Michele. Wszystko wskazuje na to, że właśnie Lee jest w stanie udźwignąć to brzemię.
Absolwent Central Saint Martins dołączył do zespołu Phoebe Philo w 2012 roku. Wcześniej rozwijał swój talent w domach mody Maison Margiela, Balenciaga i Donna Karan. Młody 33-letni projektant postanowił zadebiutować kolekcją na sezon jesień-zima 2019-2020, wcześniej jednak zaprezentował światu swoją pierwszą kampanię dla Bottegi Venety, która szybko wpadła w oko philomaniaczkom. W specjalnie stworzonym na tę okazje szklanym pawilonie na Piazza Sempione zgromadził się prawdziwy tłum.
Kolekcja miała być celebracją wolności, zmysłowości i swobody wyrażania siebie. Było to widoczne przede wszystkim w zdekonstruowanych dzianinach w propozycjach męskich, a także damskich w formie seksownych sukienek, również z łączonych materiałów oraz z płynnymi wycięciami, pięknie eksponującymi dekolt. Lee bawił się skórą, która w tkanej formie jest charakterystycznym elementem prawie każdej kolekcji marki. Na wybiegu zobaczyliśmy więc pikowane skórzane płaszcze, dopasowane sukienki, spodnie w motocyklowym stylu i pasującą do nich krótką kurtkę, a także spódnice z łączonych bloków skóry i okrycia wierzchnie z marszczeniem. Sylwetki o wręcz architektonicznej konstrukcji przykuwały uwagę zawiłą estetyką, która przywodziła na myśl postapokaliptyczną wizję świata. Idealnie skrojonym marynarkom towarzyszyły proste garniturowe spodnie z lampasami po boku i płaszcze pod szyje, które podkreślały ramiona.
Praktyczne sylwetki – bo Lee chce tworzyć prawdziwe ubrania – zdobiły mocne akcenty w postaci biżuteryjnych zapięć płaszczy, jak i spódnic, a także złotych detali na sukienkach. Pikowanym obcasom towarzyszyły masywne buty, wyrwane rodem z filmu sci-fi. W zdominowanej przez czerń kolekcji, przełamywanej co jakiś czas karminem i fioletem, Lee dał wyraźnie do zrozumienia, że jego wizja marki zdecydowanie nie będzie należeć do nudnych.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.