Tancerka i performerka, prekursorka polskiego ballroomu. Jej Bal u Bożeny to jedno z ciekawszych wydarzeń na warszawskiej scenie artystycznej. W czerwcu otwarta zostanie pierwsza solowa wystawa Bożny Wydrowskiej, w której kluczowa będzie historia – jej własna, członków domu Kiki House of Sarmata oraz wszystkich, którym ballroom daje poczucie bezpieczeństwa i celu.
Jest dla mnie zagadką, znam ją jedynie z pracy performerskiej. Nie zauważam, gdy siada przy stoliku obok. Włosy ma długie i proste, błyszczą jak w reklamie. Twarz – bez śladu makijażu. O jej artystycznej personie – Mother Bożnie Sarmata – przypominają jedynie ekstremalnie długie paznokcie. Są jej atrybutem w tańcu – akcentuje nimi ruchy, dopełnia improwizację. Gra.
Historia Bożny zaczyna się w Czechach. Tam, na międzynarodowym festiwalu street dance pod okiem choreografa oraz ballroomowej ikony – Javiera Ninja – zakochuje się w voguingu. Ta opowieść byłaby pewnie bardziej sugestywna, gdyby Bożna odkryła voguing przypadkiem – lub początkowo była mu niechętna albo wahała się, czy powinna zacząć go uprawiać. Było inaczej. Po raz pierwszy usłyszała o nim jeszcze jako nastolatka na obozie tanecznym w Polsce. Zaczęła szukać informacji – fascynująca była dla niej owiana tajemnicą historia voguingu i świadomość, że powstał wśród osób wykluczonych, niepasujących, innych. Ona także czuła się outsiderką. – Wszystko było nie tak. Moje zainteresowania, zachowanie, wygląd. Czułam, że nie pasuję do żadnej grupy społecznej, że różnię się od rówieśników w szkole, od rodziny – stwierdza, gdy wspomina dzieciństwo. – Najtrudniejsze w moim dorastaniu było chyba to, że nie miałam tradycyjnie rozumianej figury rodzica. W tamtym czasie czułam, że narzuca mi się określone formy zachowań i gestów. Otoczenie chciało mnie ukształtować tak, abym pasowała do utartych schematów, z którymi często się nie zgadzałam.
Kultura ballroomu stała się dla niej bezpieczną przestrzenią, w której wreszcie mogła odkrywać swoje tożsamości. Pierwsze bale organizowano w Stanach Zjednoczonych pod koniec XIX wieku, jednak rozkwit kultury ballroomu przypadł na lata 70. XX wieku. Zanim Jennie Livingston nakręciła dokument o członkach i członkiniach tej kultury a Madonna zaprosiła kilku z nich do udziału w teledysku do piosenki „Vogue”, ballroom pozostawał w undergroundzie. Zrzeszając queerowe osoby o różnym kolorze skóry, był formą radzenia sobie ze społeczno-kulturową opresją – homofobią, rasizmem czy dyskryminacją klasową. Każdy z występów, podczas których uczestnicy rywalizowali w określonych kategoriach, był przejawem buntu wobec systemu. Ballroom dawał wolność, poczucie przynależności i szansę, by choć przez chwilę żyć wyłącznie na własnych zasadach. Bale miały formę nie tylko kulturo-, ale i rodzinotwórczą. W latach 80. wokół nich powstawały domy o strukturach naśladujących te tradycyjne – na czele stała matka i ojciec, czasami dwóch ojców albo dwie matki. Stawały się substytutami biologicznych rodzin, których queerowe dzieciaki były pozbawione – wyrzucano je z domów lub same z nich uciekały. Dołączając do „house’u”,zyskiwały nowych rodziców, braci i siostry. Przyjmowały nową tożsamość, nowe nazwisko. Na balach mogły stawać się kim chciały: odnoszącą sukcesy kobietą biznesu, gwiazdą estrady, modelką.
Pierwszy Bal u Bożeny Wydrowska zorganizowała w 2016 roku w warszawskim klubie Chmury. Dwa lata wcześniej została przyjęta do prestiżowego nowojorskiego Royal House of Milan, dzięki czemu od środka poznała kulturę ballroomu i, jak mówi, otrzymała niezbędne narzędzia do tego, by od podstaw budować ją w Polsce. Na inauguracyjnym Balu u Bożeny startowały już jej dzieci – podopieczni, uczniowie i przyjaciele. Rok 2019 to początek działalności Kiki House of Sarmata, w którym pełni rolę matki, mentorki i opiekunki.
Cały tekst znajdziecie w czerwcowym wydaniu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych i online.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.