Niewiele z nas pozwala sobie na przyjemność, a co dopiero na rozkosz zalewającą wszystkie zmysły, odpuszczenie kontroli i odpłynięcie. W debiutanckim tomiku opowiadań Caro Bukowski na pierwszym miejscu stawia rozkosz – cielesną, ale i literacką. Jej „Rozkosz. Książkę do czytania jedną ręką” można zaliczyć do coraz bardziej popularnego na świecie gatunku „sophisticated erotica” – to literatura erotyczna bez cringe’u, która pobudza wyobraźnię.
„Tu nie ma niepotrzebnych dramatów czy sensacyjnych historii; jest uważność, zachwyt drugim człowiekiem, głębokie zrozumienie dla fizyczności, nieskończona radość z bliskości i prawdziwa czułość” – twierdzi Maria, jedna z testerek książki „Rozkosz”, która miała okazję czytać ją przed premierą. Na instagramowym profilu @rozkosz_caro_bukowski znajdziemy nie tylko opinie, lecz także fragmenty opowiadań, które są próbką tego, czego można się spodziewać po tomie oprawionym w twardą czerwoną okładkę z różowym napisem i brzegami kartek zabarwionymi na amarantowo. Nie dajcie się jednak zwieść marketingowej otoczce. Caro serwuje historie, jakich w Polsce nie było. Z pierwszoosobowej kobiecej perspektywy. Bez niepotrzebnego infekowania wstydem, ale i bez lukrowania. Inspirujące i rozpalające. Będące rozkoszną lekturą, która może być jak gra wstępna – niezależnie od naszej płci i preferencji. To najbardziej zmysłowe opowiadania, jakie przeczytacie w tym roku.
Ukryte pragnienia
Caro przyznaje, że takiej pozycji brakowało jej w księgarniach. Zaspokajającej ciekawość i rozbudzającej pragnienia.Będącej literackim porno dla kobiet i instruktażem dla mężczyzn, jak sama określa tomik. Nie zadowalały jej znajdowane w literaturze sceny seksu sprowadzające się do kilku zdań, i to pisanych z męskiej perspektywy. – Po #MeToo wszyscy narzekają, że nie wiadomo, jak uwodzić, jak się kochać i o co chodzi ze świadomą zgodą. Więc ja to opisałam – podkreśla autorka. Jedno z opowiadań wprost ilustruje krok po kroku świadomą zgodę w praktyce i jest dowodem, że to nie podpisywanie cyrografu, ale naturalny element aktu seksualnego. – Zgadzam się, że wielu rzeczy nikt nam nie powiedział. I mężczyźni, i kobiety nie wiedzą, jak pytać o zgodę, jak komunikować swoje pragnienia. Często ich w ogóle nie znamy. Dlatego potrzebujemy dobrych wzorców. I Caro nam je daje. – Mam poczucie, że tęsknimy za tym, żeby ludzie, z którymi jesteśmy w relacji, potrafili nas rozpalić, zaproponować coś nowego, nie bali się nas.
Ciekawym doświadczeniem dla autorki było zderzenie się z opiniami osób „testujących” książkę przed jej wydaniem. Część z nich przyglądała się opisanym przez Caro pragnieniom – czy mają podobnie, czy chciałyby coś takiego przeżyć, czy kiedykolwiek o tym fantazjowały. Były i takie, które płakały podczas lektury, bo nigdy nie doznały takiego poziomu komunikacji, intymności. Były w końcu i takie, które z lektury mają notatki: zarówno z przeżyć, z tego, co czuły, czytając, badając swoje pragnienia, jak i instruktażowe, zachowane na przyszłość.
Zaglądanie pod kołdrę
Wśród „testerek” znalazła się Magda, która podkreśla także edukacyjne walory zbioru. „Pisane bardzo dobrym językiem (precyzyjnym i obrazowym), wielozmysłowe, kobiece. Niezwykle istotne, że są subiektywne – o tym, co erotyczne, postanawia osoba opowiadająca, a przecież o to w erotyce chodzi! To opowiadania jednocześnie erotyczne i edukacyjne”. – Żałuję, że jako młoda dziewczyna, nie mogłam przeczytać takich opowiadań, bo szybciej doświadczyłabym prawdziwej przyjemności – mówi Caro. – Zawsze chciałam wiedzieć, jak to jest w praktyce. Jak wygląda ciało tu i tam, zwłaszcza w trakcie seksu. Co nacisnąć, jak dotknąć. Oczywiście dziś i tak jesteśmy w całkiem dobrym miejscu, jeśli chodzi o seksualność – od 1998 roku dzięki pracy doktor Helen O’Connell mamy skany łechtaczki, które pokazują, jak niesamowitym i obejmującym jest organem, wiemy, gdzie jej dotykać, by było przyjemnie. Teraz czekamy na badania nad kobiecym wytryskiem.
Pseudonim
Może jesteśmy w przyzwoitym miejscu, jeśli chodzi o rozwój badań nad kobiecą seksualnością, jednak wciąż kobiety są slut-shamingowane, zawstydzane ze względu na swoją seksualność. Dlatego też autorka „Rozkoszy. Książki do czytania jedną ręką” zdecydowała się na pseudonim. – Używam narracji pierwszoosobowej, więc wszyscy zapewne utożsamialiby mnie z bohaterką-narratorką – tłumaczy Caro. – Poza tym temat seksu wciąż budzi w Polsce jakąś sensację. I bez pisania erotyków kobiety są zalewane niechcianymi dickpicami. Autorka zdecydowała się więc występować jako Caro Bukowski, choć w wydawnictwie pojawiły się zastrzeżenia, że nawiązuje do znanego literackiego mizogina. – Chciałam odczarować to nazwisko – opowiada pisarka. – Napisałam bardzo niemizoginistyczną książkę i zrobiłam Bukowskiemu dowcip po śmierci.
Kobiece spojrzenie
Z opowiadań Caro wyłania się pełnokrwista, pełna mocy kobieca postać, która wie, czego pragnie, i potrafi to dostać. Nawet kiedy jest uległa, to na swoich zasadach. Seksualna role model, która nie ma zamiaru się niczego wstydzić. – Opowiadam o kobiecym przeżyciu i przeżywaniu. Ale skoro patrzymy oczami bohaterki, to widzimy też jej partnerów [są też partnerki – przyp. red.] i to, że dla kobiety sprawianie przyjemności mężczyźnie, eksplorowanie męskiego ciała może być jak najbardziej satysfakcjonujące – podkreśla autorka. – Przyjaciółka powiedziała mi, że w „Rozkoszy” bardzo dużo jest o mężczyznach i wszyscy są piękni, co mnie zaskoczyło, bo to zupełnie nie mój typ – śmieje się Caro. – Wydaje mi się, że Polki są zawsze idealnie przygotowane na randkę w sypialni. Faceci też powinni być. Może napisałam to, żeby po lekturze się ogarnęli. Jeśli chcą wymagać od nas, niech zaczną od siebie. Podczas lektury faktycznie może się wydawać, że więcej wiemy o partnerach bohaterki (bohaterek?) erotycznych migawek. Zapewne to kwestia perspektywy – pierwszoosobowej narracji, tego, że oglądamy świat przedstawiony jej oczami, podążamy śladem jej przyjemności. Ten zabieg pozwala też się z nią utożsamić, wczuć, postawić na jej miejscu. Dla autorki ważne było, by każda z czytających ją osób poczuła, że może doświadczyć rozkoszy.
Wszystkie odcienie rozkoszy
W tomiku Caro Bukowski odnajdziemy rozkosz czytelniczą – to bardzo dobrze napisane opowiadania, zanurzone w literackich kontekstach. To zabawa językiem. To też rozkosz na poziomie fizycznym – bo lektura jak najbardziej podnieca. Możemy więc mówić o rozkoszy na wielu poziomach. O rozkoszy wszechogarniającej. Będącej czymś więcej niż przyjemność. – Niestety traktujemy przyjemność jako coś podejrzanego, że jeśli sobie na nią pozwolimy, to potem czeka nas kara, wyrzuty sumienia. Mam wrażenie, że jesteśmy społeczeństwem, w którym panuje przeświadczenie, że co za dużo przyjemności, to niezdrowo. A co dopiero mówić o rozkoszy – zauważa pisarka. Dlatego też pozwolenie sobie na przyjemność, rozkosz, odpuszczenie kontroli to często proces. W „Rozkoszy” mamy do czynienia z sytuacją idealną, tak jak to bywa w fantazjach. Ale Caro przyznaje, że do pewnych rzeczy, które okazują się przyjemne, trzeba dojrzeć, przekonać się, rozważnie, stopniowo, oswajając się czy raczej odrzucając uprzedzenia, nie zrażając się od razu. – Zachęcam do pilnowania granic psychicznych, ale przesuwania granic wyobraźni. Chodzi o uczenie się swojej seksualności, a właściwie sensualności w ogóle – wrażliwości na potrzeby swoje i innych, jedzenie, piękno, przyrodę, dźwięki. To poszerza pole przyjemności – mówi Bukowski. – Chciałabym, żeby ludzie uświadomili sobie, czytając moje opowiadania, jak wiele zmysłów wchodzi w grę przy seksualności. I jak dużo psychicznych procesów może zajść. Jak duża może być intymność i zaufanie.
Kluczem do odkrycia tego wszystkiego jest oczywiście uważność, która pozwala tak zaczarować nawet z pozoru banalne wrażenia, że urastają do rangi wielce rozkosznych. – To, czego mi brakuje w kulturze opowiadania o seksualności, to właśnie uważność – zaznacza Caro. – Dlatego tak szczegółowo opisuję wszystkie zbliżenia, używam tylu przymiotników, ponieważ my po prostu nie zwracamy uwagi na to, jak dużo nam umyka. Albo korzystamy z seksu jak na haju – żeby rozładować napięcie, nie czuć, a nie czuć – mówi Bukowski. Według niej zapominamy często, że przez życie przechodzimy w różnym stanie. Rzadko jesteśmy idealnie zdrowi, wyspani, zakochani. I tak naprawdę w momencie, w którym zaczynamy się starzeć, spada nam poziom hormonów, chorujemy, doświadczamy niepełnosprawności, w naszym życiu pojawia się dziecko, stresujemy się, mamy kłopoty w pracy, pierwszą rzeczą, z której rezygnujemy, jest seksualność będąca ogromnym źródłem energii. – Ponieważ nie mamy na nią innego pomysłu, nie widzimy w niej rozkoszy, ale jakieś wyzwanie, pole, gdzie trzeba się wykazać. Tymczasem dzięki uważności pojawia się zaciekawienie i zachwyt – bardzo ważne kategorie w książce. Tak rozumiana uważność jest ogromną walutą w relacjach i jest w stanie przeprowadzić nas przez różne trudności, mieć na nie otwartość. Mogą one stać się polem do popisu naszej wyobraźni, popchnąć nas do odkrywania rozkoszy w nieoczekiwanych miejscach. Jak w przypadku, który opisałam w opowiadaniu „Ucho”.
Jeśli dzięki różowo-czerwonej okładce po „Rozkosz” sięgnie więcej osób, tym lepiej. Autorka ma nadzieję, że nie zniechęci ona mężczyzn. Bo to nie tylko tom dobrej erotyki, lecz także swego rodzaju poradnik, pozwalający zajrzeć pod kołdrę – czego przecież większość z nas by chciała. W dodatku taki, który w przystępnej formie odkrywa przed czytelnikiem tajniki kobiecej cielesności i seksualności. A przede wszystkim – skłonić do poszukiwania rozkoszy. – Mam nadzieję, że chłopakom już róż nie przeszkadza i po prostu będą podkradali tę książkę z szafek nocnych swoich dziewczyn – mówi autorka.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.