Z Cecylią trudno się umówić na spotkanie, kiedy dzwonię, jest już na wodzie. Gdzieś w okolicach Dęblina, przy ujściu rzeki Wieprz, razem z jedenastoma osobami (w tym z małymi dziećmi) i z psami płynie galarem – zrekonstruowaną historyczną płaskodenną łodzią. Za kilka dni dotrze do Warszawy, później do Torunia, gdzie zorganizuje wydarzenie w ramach akcji „Moda na Rzeki”.
Cecylia Malik ma dyplom ASP i wyjątkową wrażliwość na przyrodę. Jej sztuka jest szczera i spontaniczna, dlatego porywa ludzi i przyjmuje formę artystycznych akcji społecznych. Wszystko zaczęło się w 2008 roku, kiedy Cecylia zrobiła projekt „365 drzew”. – Codziennie wchodziłam na jedno drzewo i robiłam zdjęcie. To był mój pamiętnik fotograficzny. Wtedy nie myślałam o ekologii. Chodziło o osobistą historię i metaforyczną zmianę perspektywy, ale się okazało, że pomysł przyciąga aktywistów – wspomina. Tak weszła w środowisko i wkrótce zaczęła się angażować w ochronę przyrody poprzez realizację autorskich happeningów. Jeden z głośniejszych to „Matki Polki na wyrębie”, w którym młode kobiety w akcie sprzeciwu wobec masowej wycinki drzew zbierały się na wykarczowanych połaciach lasu. Siedząc na płaczących żywicą pniach, karmiły piersiami malutkie dzieci. Obraz był tak symboliczny i przejmujący, że zdjęcia z protestu ukazały się w światowych mediach.
Ale ostatnio Cecylia koncentruje się głównie na ochronie rzek.
Doktor Kazimierz Walasz, wybitny ornitolog, powiedział jej kiedyś: „Jeśli naprawdę interesuje cię dzikie życie miasta, musisz iść nad rzekę” i spytał: „Czy wiesz, ile jest rzek w Krakowie?”.
Cecylia nie wiedziała. Kiedy poszła na spacer wzdłuż dzikiego brzegu, nie mogła uwierzyć, że znajduje się tylko 15 minut od ruchliwej części miasta. Szybko się też przekonała, że woda, chociaż mętna, jest biologicznie czysta, a dzikie tereny są rzadko uczęszczane przez ludzi, co czyni z nich naturalny korytarz ekologiczny dla zwierząt. – Wisła wygląda miejscami jak Amazonka – mówi, wspominając swój spływ sześcioma rzekami od granic administracyjnych Krakowa aż do ujścia w Wiśle, który zrobiła małą, ręcznie zbudowaną przez jej męża łódeczką. Tę odkrywczą podróż można podziwiać w filmie „6 rzek”.
Cecylia nie ma wątpliwości: dzikie rzeki to nasz wielki, nieodkryty skarb.
„Obcowanie z naturalnie meandrującą rzeką to dostępne dla każdego, bezpłatne spa” – czytam na ulotkach edukacyjnych, które rozdaje w trakcie swoich akcji. Obok pojawiają się fakty naukowe: rzeki to 1/3 zasobów słodkiej wody w Polsce. W naturze rzeka ma doskonałe i efektywne mechanizmy oczyszczania, a coroczne wylewy to naturalny proces nawożenia, który zapewnia bioróżnorodność ekosystemów. Zachodnie gospodarki naprawiają błędy poprzednich pokoleń, inwestując miliardy euro w odtwarzanie naturalnych rozlewisk, np. Renu, bo doliny rzek to z jednej strony siedlisko życia dziesiątków zagrożonych gatunków zwierząt, a z drugiej unikalna przestrzeń z wysokim potencjałem turystycznym. Niestety w Polsce urzędnicy nie mają tej wiedzy ani wrażliwości. Co zadziwiające w w XXI wieku, coraz częściej, i to na różnych szczeblach władzy, pojawiają się pomysły, żeby rzeki regulować.
– To mają być działania przeciwpowodziowe, tyle że na świecie nowoczesne wały buduje się tak, żeby były oddalone od koryta. W polskim wydaniu to dosłowne betonowanie małych rzek i potoków. Co się z nimi dzieje, można odczuć, kiedy się płynie łódką. Woda w uregulowanym korycie staje się martwa, zmienia się w śmierdzący szlam. Nie potrafi się oczyścić, nie ma bujnej zieleni i płynie za szybko – mówi Cecylia. Duże rzeki są też zagrożone przez rządową wizję przekształcenia ich w szlaki transportowe na przemysłową skalę. I choć eksperci są zgodni, że droga wodna E40 będzie największą katastrofą ekologiczną od lat 50. i zagrozi nie tylko Bugowi, który jest jedną z najdzikszych rzek Europy, ale też całemu powiązanemu z nim systemowi rzek i potoków, to politycy są nieugięci, a opinia społeczna wydaje się obojętna. – Ludzi wzrusza wycięte drzewo, ale z ochroną wód sprawa nie jest taka prosta – mówi Cecylia. Dlatego żeby edukować ludzi i angażować ich do działania, zdecydowała się wykorzystać trendy. „Moda na Rzeki ”to projekt, który wystartował już wiosną. Najpierw powstały ubrania stworzone przez młodych projektantów. Ale dla Cecylii podziwianie pięknych obiektów to było za mało. Chciała, żeby ubrania żyły, żeby ludzie mogli nawiązać z nimi kontakt, utożsamić się. Tak powstała idea stworzenia swoistej kolekcji strojów kąpielowych, oczywiście ekologicznych, pochodzących z recyklingu. Siostry Rzeki uwolniły domowe zbiory i sięgnęły po zasoby second handów. Prały, naprawiały i ozdabiały stroje, dzięki czemu zostały one odswieżone. Pojawiały się na nich wyszywane cekinami hasła, czasami wieloznaczne, jak „Niedorzeczność” czy „Nie mąć wody” albo „Spływaj, Wisło”. Czasami poetyckie: „Nie poganiaj rzeki”, „Dzika i piękna”.
– Przez dwa miesiące około 70 osób przygotowywało haftowane na 140 unikatowych strojach kąpielowych hasła w obronie rzek – mówi Cecylia. Tak powstała kolekcja, która stała się osią letnich happeningów. Jak to działa? Jak kostium sceniczny – można założyć strój kąpielowy i wziąć udział w pokazie. Sięgnąć po jedną ze 140 tabliczek z nazwami polskich akwenów, stać się personifikacją rzeki i zrobić sobie zdjęcie, zatańczyć czy odśpiewać pieśń mocy. I zbudować wspólnotę z innymi zaangażowanymi.
Ale Cecylia, która od początku zupełnie intuicyjnie pracowała głównie z kobietami, cieszy się z całkiem niespodziewanego zjawiska. W sfeminizowanej grupie Sióstr Rzek i Braci Potoków kolorowe, wyszywane kostiumy, małe dzieła sztuki, okazały się terapeutycznym narzędziem do pracy z ciałem. – Strój kąpielowy trzeba mierzyć. Dzięki temu powstała akcja o rzekach, ale też o kobiecym ciele. Bardzo różnym, pięknym, ale nie takim, jakie znamy z reklam. Wśród Sióstr Rzek są seniorki, dziewczynki, mamy, dojrzałe kobiety – dodaje.
Na niedzielę, 14 lipca, kiedy łódź Cecylii dopłynie do Warszawy, planowany jest happening „Moda na Rzeki” ze specjalną atrakcją „Big Jump”, czyli wielkim skokiem do Wisły, który ma przypomnieć ludziom, że piękna rzeka w mieście to źródło przyjemności.
20 lipca odbędzie się toruńska edycja wydarzenia.
Cecylia wie jednak dobrze, że działania ekologów to wyścig z czasem, dlatego wywiera nacisk na polityków.
– W poniedziałek, 15 lipca, delegacja Sióstr Rzek ma umówione spotkanie w Ministerstwie Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Na spotkanie idziemy w strojach kąpielowych z wyszytymi hasłami: „Nie dla zapory w Siarzewie”, Droga wodna E40 to niedorzeczność” czy „Dzika i piękna”. Będziemy niosły apel Sióstr Rzek i Koalicji Ratujmy Rzeki. Tekst przygotowała dla nas Maja Wiśniewska z Fundacji Greenmind, a spotkanie zorganizowała Karolina Kukielska z WWF Polska. To, że działamy wspólnie z organizacjami ekologicznymi, daje nam siłę i tworzy sens naszej akcji – mówi.
Kiedy dzwonię, żeby autoryzować naszą rozmowę, wiem, że może się nie udać, bo przecież ma utrudniony dostęp do prądu. – Właśnie rozbiliśmy się na wyspie przed Warszawą. Dopłynęliśmy po ciemku, w Wiśle jest tak płytka, woda że bardzo ciężko nam się płynie, choć nasz galar ma tylko 20 cm zanurzenia. Powinniśmy się martwić brakiem słodkiej wody, a nie snuć mrzonki o wielkogabarytowym transporcie wodnym na Wiśle – słyszę w słuchawce.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.