Obyło się bez większego zaskoczenia. Hedi Slimane pokazał na wybiegu swoją kolejną reinterpretację stylu francuskiej burżuazji lat 70. Nie zabrakło więc rurek, dopasowanych żakietów, jedwabnych bluzek z bufiastymi rękawami i dzwonów uciętych nad kostką.
Hedi Slimane to jeden z tych projektantów, którzy niezależnie od sezonu i aktualnego stanowiska kurczowo trzymają się ulubionej estetyki. W jego przypadku to niekończące się fantazje na temat stylu gwiazd rocka i nawiązania do kolekcji samego Yvesa Saint Laurenta (dla którego zresztą kiedyś pracował). Slimane chętnie odwołuje się do mody przełomu lat 60. i 70., często zahacza też o uniseks. Modele i modelki noszą u niego dokładnie te same projekty. A nawet jeśli nie, spokojnie przed wejściem na wybieg mogliby zamienić się stylizacjami. Slimane nie eksperymentuje też w warstwie kolorystycznej. Paletę barwną tworzy zazwyczaj z odcieni czerni, bieli i dodaje do niej trochę metalicznego blasku – a to kroplę złota, a to srebra, czy połyskującego burgundu.
Tak było i tym razem. Na wybiegu Celine, skąpanym w tonach czerni i beżu, a ozdobionym złotawym światłem, modelki nosiły czarne sukienki w duecie z melonikami, cekinowe mini w rdzawym tonie złota, czy obszerne peleryny. Modele zaś maszerowali w welurowych płaszczach, koszulach z żabotami i z przewiązanymi na szyi szalikami. Jedni i drudzy chodzili w botkach na obcasie, futrach, skórzanych okryciach wierzchnich i wymyślnych kowbojkach.
Modele i modelki podobne mieli nawet fryzury – trochę przywodzące na myśl kultowe uczesanie Micka Jaggera. Stylizacje świetnie dopełniały także ciemne okulary przeciwsłoneczne – a to okrągłe à la lenonki, a to kwadratowe muchy. A do wszystkiego pasowały „Sulky Bags” – torebki, które Slimane stworzył na podstawie archiwalnych projektów francuskiego domu mody z 1966 roku. Mają duże szanse stać się w nadchodzących miesiącach sprzedażowym hitem.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.