Podczas tegorocznego 75. festiwalu filmowego w Wenecji widzowie będą mieli okazję obejrzeć zremasterowany dzięki wsparciu marki Chanel obraz „Zeszłego roku w Marienbadzie”. Główna bohaterka dzieła, które ponad pół wieku temu otrzymało Złotego Lwa, nosi sukienki projektu Mademoiselle Chanel.
Zaraz po premierze filmu „Zeszłego roku w Marienbadzie” w 1961 roku odtwórczyni głównej roli Delphine Seyrig została obwołana ambasadorką francuskiego szyku. Krótkie włosy, smukła sylwetka, wyraziste rysy, a przede wszystkim wyrafinowany styl uczyniły ją idolką pokolenia Nowej Fali. Seyrig na potrzeby filmu przeszła metamorfozę. Do złudzenia przypomina Mademoiselle Coco. Potem nosiła już tylko ubrania Chanel – na ekranie i poza nim. Jednej z czołowych paryskich feministek lat 70. projekty Mademoiselle Coco spodobały się, bo – łącząc elegancję z wygodą – sprawiały, że kobieta mogła czuć się „komfortowo jak mężczyzna”.
Ale stroje z „Zeszłego roku w Marienbadzie” były kluczowe nie tylko dla gwiazdy, ale także reżysera filmu, Alaina Resnaisa. Nowofalowy artysta – tworząc eksperymentalne w formie kino, które miało jednak pozostawać blisko prawdziwego życia – nie chciał, żeby jego bohaterka nosiła typowe kostiumy. Wolał codzienne ubrania wyzwolonej kobiety epoki międzywojnia. Ten opis dokładnie pasował do Gabrielle Chanel. Coco pracowała już przy kostiumach do „Narodzin wiosny” z baletem Diagilewa, szybko też stała się ulubienicą kolegów Resnaisa, Luchino Viscontiego i François Truffaut, którzy uważali, że zwiastuje kobiecość nowej ery.
Do „Zeszłego lata...” ze swojej kolekcji haute couture projektantka wybrała szyfonowe suknie – białą i czarną – które miały odsłaniać dwie twarze kobiety, zawiesiła na szyi Delphine sznury pereł, a dodatkowo wymyśliła dla aktorki kreację à la Marienbad, czyli falbaniastą małą czarną za kolano, którą podobno natychmiast po premierze filmu zamówiła w atelier Brigitte Bardot.
Kostiumy pełnią w filmie jeszcze jedną funkcję. Pozwalają widzom zbliżyć się do fabularnej zagadki, odszyfrować pozostawione przez reżysera w filmowej rozsypance tropy. „Zeszłego roku w Marienbadzie” to bowiem nielinearna historia miłosna. Mężczyzna usiłuje przekonać kobietę, że rok temu nawiązała z nim szalony romans, obiecując rozstanie z mężem. Ta nie jest pewna swoich uczuć, więcej, nie pamięta, jakoby wyznawała je wcześniej, bo twierdzi, że rzekomego kochanka widzi po raz pierwszy w życiu. Reżyser Alain Resnais i scenarzysta Alain Robbe-Grillet złamali zasady chronologii, tworząc oniryczny film o zakamarkach ludzkiego umysłu.
Na barokowym zamku w tytułowym Marienbadzie (przed wojną luksusowy kurort, gdzie jeździło się do wód, dziś czeskie Mariańskie Łaźnie) nie wiadomo, co jest prawdą. Romans głównych bohaterów może równie dobrze być tylko wspomnieniem, a nawet snem lub czystą fantazją. Uśpieni kochankowie przypominający trochę postacie z „Czarodziejskiej góry” mogą znajdować się w czyśćcu, w piekle albo w niebie. To tylko jedna z wielu interpretacji krytyków, którzy od lat 60. głowią się nad dziełem Resnaisa. Niektórzy widzą tu strach przed zbliżającą się II wojną światową, inni historię kobiecej emancypacji, jeszcze inni realizację freudowskich traum.
Jedno jest pewne. „Marienbad” zapewnił jego twórcom nieśmiertelność. Reżyser, który wcześniej nakręcił „Hiroszimę, moją miłość”, a zaczynał jako dokumentalista, odkrył gwiazdę. Urodzoną w Libanie aktorkę Delphine Seyrig, która uczyła się aktorstwa w Nowym Jorku, zobaczył na scenie w ibsenowskim „Wrogu ludu”. Jednocześnie eteryczna i mocna, stała się dla niego idealną przedstawicielką pokolenia nowoczesnych kobiet.
Dzisiaj dzięki Chanel powstała zremasterowana w technologii 4K wersja kultowego dzieła. Zespół StudioCanal pod kierownictwem Jérôme’a Bigueura na podstawie świetne zachowanych negatywów z lat 60. przywrócił blask dawnym obrazom. Gdy porównać migawki ze starej wersji z nowymi, wyczuć można, że film niejako zbliża się do widza. Szarość zmienia się w wyrazisty kontrast, a film, choć wciąż czarno-biały, nabiera głębi. Do kin i na DVD ta wyczyszczona wersja trafi po festiwalu weneckim, czyli już we wrześniu.
W 50. rocznicę premiery „Zeszłego roku...” recenzent dziennika „Guardian” napisał, że film jak wino – z roku na rok smakuje lepiej. Teraz Chanel pozwala na nowo odkryć cały bukiet jego smaków. I w najmniejszym detalu podziwiać ponadczasowe kreacje Coco.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.