Światła, kamera, akcja! Szał tweedu i atłasów, kokardy, cekiny oraz tony biżuterii – witamy w Chanelwood, miejscu, gdzie spełniają się marzenia.
Kto z nas choć na chwilę nie chciałby żyć niczym w filmie, a już szczególnie w arcydziele z lat 60. w reżyserii Godarda czy Deraya? Chanel wedle scenariusza Virginie Viard sięga do tradycji i kreuje przyszłość, tworząc nową falę francuskiej mody. I tak jak w czasach filmowego modernizmu, kładzie nacisk na indywidualizm, przywołując echo awangardy rodzimej branży.
Monumentalność Grand Palais wyciszono. Powstała biała, sterylna przestrzeń działająca jak malarskie płótno dla kreatywnej ekspresji projektantów. Techniczne, nierówne i czyste – oto tło, na którym stanął ogromny napis „Chanel” wzorowany na symbolu amerykańskiej fabryki snów. Jednak konstrukcja, za sprawą osadzonych na niej żarówek, przywodzi na myśl także lustra makijażowe diw Hollywood. Pokaz na sezon wiosna-lato 2020 zabiera nas zatem do garderoby Chanel, z której wyłaniają się kolejno modelki gwiazdy.
Niczym za czasów nowej fali – czarno-biała kolorystyka przeplata się z pojedynczymi intensywnymi impulsami żywych barw. Écru przełamuje kobaltowy, a barwę onyksu – fuksja. Powstaje wełniany komplet w odcieniu pudrowego różu złożony z krótkiej marynarki o masywnych ramionach, mieniącej się gołębiobłękitnej kamizelki i spodenek przed kolano. Obok nich na pokazie przewijają się monochromatyczne spodnie palazzo, smukłe cygaretki oraz chabrowe rybaczki nawiązujące do lat 50. ubiegłego wieku. Z nimi zestawiane są kultowe tweedowe marynarki ze srebrną nicią i o przedłużonej linii ramion.
Modelki prezentują delikatne kardigany zapinane na biżuteryjne guziki, ozdobione kontrastującymi lamówkami na szwach. Niektóre z nich są przedłużane, przypominając peniuary, które uzupełniają diamentowe kolie. Pojawiają się także kreacje z francuskiej riwiery: rozkloszowane sukienki w pastelowe paski oraz jedwabne suknie na jedno ramię. Ich prezentacji towarzyszy szał apaszek. Raz otulają szyję gwiazd wybiegu, by stać się spódnicą z ostrym rozcięciem na nogę, którą dopełnia połyskliwy żakiet.
Cekinowe garnitury, biały smokingowy kołnierz odznaczający się na wykończonej atłasem bomberce i bolerko ze strusich piór – dramatyczność i ponadczasową elegancję przełamują zwiewne peleryny z szyfonu oraz muślinowe spódnice w kwiatowe wzory.
Wizję Chanelwood uzupełniają woalki, tiary z emblematem i tony sztucznych brylantów oraz pereł, których sznury zostały powielone w łańcuchach oplatających talie modelek. Na pokazie zaprezentowano także maleńką torebkę będącą reinterpretacją klasycznego modelu 2.55 oraz minimalistyczne mokasyny i plecione sandałki na niskim kwadratowym obcasie.
Parafrazując tytuł filmu w reżyserii Rogera Vadima, „I Chanel stworzyło kobietę”. I jak zawsze u Chanel „Une femme est une femme” w swojej najpiękniejszej wersji, którą można podziwiać „Do utraty tchu”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.