Znaleziono 0 artykułów
27.12.2024

15 książek, na które czekamy w 2025 roku

27.12.2024
(Fot. Susan Wood/Getty Images)

Mijający rok można uznać za bardzo udany pod względem wyboru ciekawych i dobrych lektur. Osobiście czułam wręcz klęskę urodzaju. Ciągle czeka na mnie niezła sterta tzw. must-read, choćby biografia Róży Luksemburg Weroniki Kostyrko (Marginesy) czy „Królikarnia” Tess Gunty (Czarne). Co nam szykują wydawcy na 2025 rok? Co rusz zaostrzają nam apetyty krótkimi zapowiedziami, choć pewnie i tak te najsmaczniejsze kąski trzymają na razie w tajemnicy.

Zacznę od krótkiej listy do tegorocznego Bookera. Wszyscy obstawiali, że na podium stanie Percival Everett z powieścią „James”, za którą zdążył już zebrać zacne nagrody, jak Kirkus Prize for Fiction czy National Book Award. Ale ku zaskoczeniu krytyków i krytyczek ten zaszczyt spotkał Samanthę Harvey za powieść „Orbital”. Polska publiczność będzie mogła wydać własny werdykt w przyszłym roku, bowiem obie książki trafią do księgarń i obie w przekładzie Kai Gucio.

„Orbita”: Nagroda Bookera 2024

„Orbita” (bo taki jest zapowiadany polski tytuł) ukaże się pierwsza, bo w połowie marca, w Wielkiej Literze. To króciutka proza, której akcja rozgrywa się na stacji kosmicznej na orbicie okołoziemskiej – wielonarodowa, sześcioosobowa załoga obserwuje Ziemię z góry, robi zdjęcia, prowadzi rozliczne badania i obserwacje. Amerykanka, Włoch, Japonka, Anglik i dwóch Rosjan – ponad podziałami politycznymi, ponad ziemskimi sprawami. Brak grawitacji, niemożność znalezienia fizycznego punktu oparcia wymuszają inną perspektywę, inny rodzaj bliskości. Harvey poprzez swoich bohaterów medytuje nad kondycją naszej planety zmierzającej ku upadkowi, nad sensem ludzkości w skali wszechświata, ale też śpiewa psalm pochwalny i żałobny zarazem na cześć piękna i unikatowości Ziemi, które nam umykają. Ale czy trzeba dać się wystrzelić w kosmos, żeby ten rozpad dostrzec, żeby dostrzec ludzkie zło? Dość naiwny i wydumany koncept, jak dla mnie. No ale Booker! Więc nie będę się mądrzyć.

„James”: Znana historia z innej perspektywy

Za to premierę polskiego przekładu „Jamesa” wydawnictwo Marginesy zapowiada na drugi kwartał. Tu z kolei już sam pomysł Everetta na powieść kusi, by po nią sięgnąć. Bowiem autor „przepisał” na nowo „Przygody Hucka Finna” Marka Twaina, ale narratorem uczynił towarzysza Hucka, Jima – tytułowego Jamesa, zbiegłego niewolnika, któremu groziło sprzedanie go i rozdzielenie z rodziną. Warto więc przed tą lekturą przygotować sobie grunt i odświeżyć książkę Twaina czytaną za dziecka.

„Ponury tygrys”: Opowieść o traumie

„Ponury tygrys”, Neige Sinno (Fot. Materiały prasowe)

Już w styczniu ukaże się nakładem Wydawnictwa Literackiego „Ponury tygrys” Neige Sinno w tłumaczeniu Katarzyny Marczewskiej. To książka, jak zapowiada wydawca, balansująca między powieścią, pamiętnikiem, esejem i konfesją w stylu Annie Ernaux. Zresztą noblistka napisała rekomendację na okładkę: „Bez wątpienia najmocniejsza i najgłębsza książka, jaką kiedykolwiek przeczytałam, o tym, jak dorosły może zdewastować życie dziecka”. Francuska autorka Neige Sinno miała siedem czy osiem lat, gdy ojczym zaczął ją gwałcić. Dziewczyna milczała na temat własnej krzywdy, dopóki nie wyjechała na studia, kiedy zgłosiła sprawę do prokuratury. Na pewno zapowiada się ważna lektura, choć raczej tego cięższego kalibru.

„Kłopotliwe miejsce”: Rzeź w Babim Jarze

Inna warta rozważenia książka z Wydawnictwa Literackiego, również francuskiego pisarza (amerykańskiego pochodzenia) Jonathana Littela „Kłopotliwe miejsce”, ukaże się w lutym. Ukojenia raczej nie przyniesie, ale refleksję na temat rozpadającego się świata zapewne tak – tym razem oglądanego z bliska, nie z kosmosu. Ale jako to bywa w przypadku twórczości Littela, czy znowu wzbudzi tyleż zachwytu, co rozczarowania? Po jego głośnej ponad 1000-stronicowej powieści „Łaskawe” z 2006 roku (polski przekład Magdalena Kamińska-Maurugeon WL, 2008) nagrodzonej Goncourtami, która miała chyba tyle samo wielbicieli, co przeciwników, a potem po dwóch reportażach „Czeczenia” (WL, 2011) i „Zapiski z Homs” (WL, 2013) średnio przyjętych, czego mamy się spodziewać po „Kłopotliwym miejscu”? Owym tytułowym kłopotliwym miejscem jest Babi Jar, gdzie w ciągu dwóch dni – 29 i 30 września 1941 roku – Niemcy zamordowali 33 771 Żydów, a do 1943 roku dokonali rzezi w sumie na 100 tys. osób, szacuje się, że wśród ofiar było 60 tys. Żydów „i 40 tysięcy innych osób, żołnierzy Armii Czerwonej, marynarzy flotylli Dniepru, komisarzy politycznych, agentów NKWD, cywili wziętych za zakładników, Romów, ukraińskich nacjonalistów, prawosławnych duchownych, osób psychicznie chorych i wiele, wiele innych, które miały nieszczęście nie spodobać się okupantowi” – jak wylicza Litttel. W 2021 roku z zamiarem publikacji na temat Babiego Jaru autor wybiera się tam z fotografem Antoine’em d’Agata – miejsce zagłady znajduje się dziś w Kijowie i można do niego dojechać metrem, linią nr 3. Littel pracę nad pierwszą wersją książki ukończył 22 lutego 2022 roku, a dwa dni później Rosja zaatakowała Ukrainę. Jego tekst zdewaluował się w dwie doby. Wrócił więc do punktu wyjścia, do Babiego Jaru, na stację metra, która zmieniła się w schron i w tymczasowy dom dla okolicznych mieszkańców. Polski przekład Jacek Giszczak. 

„Śmierć w jej dłoniach”: W poszukiwaniu mordercy

„Śmierć w jej dłoniach", Ottessa Moshfegh (Fot. Materiały prasowe)

Z kolei wydawnictwo Pauza na połowę stycznia zapowiada polską premierę kolejnej powieści uwielbianej powszechnie Ottessy Moshfegh. Po bestsellerowym „Moim roku relaksu i odpoczynku”, a potem „Lapvonie” i „Eileen” oraz zbiorze opowiadań „Tęsknota za innym światem” przyszła kolej na „Śmierć w jej dłoniach” w przekładzie Teresy Tyszowieckiej. Opis wydawcy brzmi obiecująco: „Vesta Gul po śmierci męża mieszka z dala od cywilizacji wraz ze swoim psem. Pewnego dnia, podczas spaceru po lesie, znajduje liścik rozpoczynający się od słów: »Miała na imię Magda. Nikt nigdy się nie dowie, kto ją zabił. (…) Tu spoczywają jej zwłoki«. Tyle że ciała… nie ma. Vesta postanawia, że notatkę pozostawiono specjalnie dla niej, musi więc znaleźć mordercę tajemniczej Magdy, inaczej ofiara – dla której tworzy całe wymyślone życie – zostanie zapomniana. Historia rozwija się w zaskakujący sposób, a czytelnik nabiera przekonania, że nie do końca powinien wierzyć w to, co opowiada Vesta, oględnie mówiąc – kobieta jedyna w swoim rodzaju. Czy przypadkiem żałoba po śmierci męża Waltera nie doprowadziła jej do obłędu? Czy przerwanie terapii przeciwlękowej może wyjaśnić kolejne obsesje, w tym śniadaniową i biblioteczną? A może działa tu jakaś mroczna siła nie z tego świata?”.

„Gdynia. Pierwsza w Polsce”: Z życia miasta

Gdynia. Pierwsza w Polsce, Aleksandra Boćkowska (Fot. Materiały prasowe)

Piątego lutego do księgarń trafi długo przeze mnie wyczekiwany reportaż Aleksandry Boćkowskiej „Gdynia. Pierwsza w Polsce” (Czarne). Wyczekiwany, bo miałam nadzieję, że ukaże się zaraz po „Gdyni” Grzegorza Piątka (W.A.B.). Piątka interesowało powstawanie miasta i jego przedwojenne losy, a Boćkowską zajmują czasy powojenne, i te peerelowskie, i te po przełomie. No ale autorka kazała poczekać chwilę dłużej. Wiem, że warto czekać, bo nigdy się na pisaniu Boćkowskiej nie zawiodłam. Bo to dziennikarka z krwi i kości. (Kto nie czytał, polecam przede wszystkim „Księżyc z Peweksu. O luksusie w PRL”.) W opisie wydawcy czytamy: »Gdynia: najbardziej polskie z polskich miast, powstałe w kontrze do niemieckości Gdańska i Sopotu. Do dziś pielęgnuje odrębność. „Gdynianie mają poczucie, że muszą strzec tego skarbu: polskości, własności, kapitalizmu« – tłumaczy jeden z rozmówców Aleksandry Boćkowskiej. Autorka z reporterską wnikliwością prowadzi nas przez powojenne dekady życia miasta, które istnieje od ledwie stu lat. Rozmawia z mieszkańcami, społecznikami i politykami, opowiada losy miejsc niemożliwie pięknych, jak basen na Polance Redłowskiej, i niemożliwie zapomnianych, jak osiedle Pekin. Sprawdza, jak działa pamięć o tragicznym Grudniu 1970. Na wypucowanych fasadach modernistycznych kamienic szuka rys. W latach 90. znajduje źródła ważnych dla Gdyni słów: »prestiż«., »przedsiębiorczość«., »nowoczesność«, by się przekonać, że najważniejsze to przecież »miłość«”.

„Żądło”: Saga o dysfunkcyjnej rodzinie

Żądło, Paul Murray (Fot. Materiały prasowe)

Również w lutym doczekamy się polskiego wydania „Żądła” Paula Murraya (przekład Łukasz Witczak, Filtry). Na tę powieść cieszę się szczególnie, bo ostatnio mam wyjątkową słabość do autorów (-rek) irlandzkich i czytam ich (i je) zachłannie. A ta książka została uznana za jedną z najlepszych powieści roku 2023 według „New York Timesa” i „New Yorkera”, no i znalazła się w finale Bookera. A tak tytuł rekomenduje wydawca: Paul Murray bywa przez krytyków określany odpowiedzią Dublina na Jonathana Franzena. »Żądło« bowiem – podobnie jak powieści amerykańskiego autora – to rozległa, realistyczna saga rodzinna utrzymana w tragikomicznym tonie. Dysfunkcje rodziny są tutaj zwierciadłem bolączek całego społeczeństwa. Niegdyś zamożnych Barnesów poznajemy w chwili, gdy globalny kryzys finansowy pogrzebał ich majątek. Materialna katastrofa rodziny pociąga za sobą emocjonalną – przeżywaną przez każdego jej członka inaczej. Upadek lukratywnego biznesu Dickiego odsłania grę pozorów, w jakiej wszyscy bohaterowie uczestniczyli. Jego żona Imelda, za młodu najpiękniejsza dziewczyna w miasteczku, nadal udaje przed sąsiadami, że wszystko jest w porządku, tymczasem wystawia swoją biżuterię na eBayu. Ich córka, Cass, kiedyś najlepsza uczennica w klasie, zamiast uczyć się do matury, coraz częściej pije na umór. Najmłodszy PJ boi się przyznać rodzicom, że ma za małe buty, i marzy o tym, by uciec z domu. Coraz bardziej ucieka też jego ojciec, który spędza czas w lesie z miejscowym renegatem, budując schron przed nadchodzącą apokalipsą. Wszyscy zadają sobie pytanie o swoje miejsce w życiu i o to, dlaczego sprawy potoczyły się tak źle”.

„Rzeźnik”: O nienawiści do kobiet

Filtry w kwietniu planują też wydać najnowszą prozę już 86-letniej wielokrotnie nagradzanej Joyce Carol Oates – „Rzeźnika”, w polskim tłumaczeniu Kai Gucio. I to może być naprawdę wciągająca, choć makabryczna lektura. Przynajmniej tak wróży recenzja z „New York Timesa”: „Tytułowy rzeźnik to Silas Aloysius Weir, który przez 35 lat pełni funkcję dyrektora w New Jersey State Asylum for Female Lunatics (Stanowym Azylu dla Kobiet Obłąkanych w New Jersey), gdzie panują wręcz przerażające i skandaliczne warunki. Mimo że Silas przeszedł jedynie czteromiesięczne szkolenie medyczne w podrzędnej szkole, chętnie przechwala się renomą swojej rodziny – jego wujek jest słynnym astronomem na Harvardzie, gdzie ukończyło studia także dwóch jego braci. Silas jednak uchodzi za »czarną owcę« rodziny. Początkowo wychwalany, Silas ostatecznie staje się znienawidzony jako pionier w dziedzinie »ginekopsychiatrii«, obszaru przesiąkniętego mizoginią. W swojej wypaczonej perspektywie postrzega pochwę jako »istne piekielne siedlisko brudu i zepsucia«, a kobiece genitalia opisuje jako »odrażające w swojej budowie, funkcji i estetyce«”. Swoje okrutne eksperymenty przeprowadza na kobietach, które nie mają głosu, choć jego pacjentkami są również Virginia Woolf czy Mary Jane, a Benjamin Franklin ogłasza go geniuszem. Przez lata pseudolekarzowi, który „leczy umysły”, „lecząc” schorzenia części intymnych, udaje się pozostawać bezkarnym.

„Rok, w którym narodził się diabeł”: Łotrzykowska powieść historyczna

Dużo dobra czytelniczego szykuje nam jak zawsze wydawnictwo ArtRage, zdecydowanie wybijającego się na lidera książek bez pudła – przynajmniej wedle mojej skromnej opinii. Tak więc już w styczniu czeka nas kolejny tytuł Santiaga Roncagliola – autora „Nocy szpilek”. Tym razem ma to być łotrzykowska powieść historyczna. Akcja „Roku, w którym narodził się diabeł” (przekład Tomasz Pindel) rozgrywa się w XVII-wiecznej Limie. „W mieście pogrążonym w przestępczości i korupcji młody konstabl trybunału Świętej Inkwizycji Alonso Morales staje się świadkiem niezwykłych wydarzeń, pełnych złowieszczych znaków, i brutalnej walki o władzę, a w pogoni za Złym odkrywa miłość i własną, skomplikowaną historię rodzinną. Wszystko okazuje się tu ostatecznie zupełnie inne, niż z początku mogłoby się wydawać” – czytamy w opisie wydawcy.

„To jest Ales”, „Ostatnia zagadka”, „Droga jeszcze daleka”: Powieści i nowele, dla których zarwiemy noce

W lutym następny Jon Fosse – „To jest Ales” (przekład Iwna Zimnicka) – nowela o pamięci i stracie. W marcu sprawdzony już Arturo Perez-Reverte i jego „Ostatnia zagadka” w tłumaczeniu Katarzyny Okrasko. Rok 1960. Zbrodnia ma miejsce na maleńkiej greckiej wyspie Utakos na Morzu Jońskim. Ofiarą jest angielska turystka. A w kwietniu kolejny tytuł wspaniałego Sebastiana Barry’ego – „porywająca powieść o I wojnie światowej i powstaniu wielkanocnym” zatytułowana „Droga jeszcze daleka”. Opis kusi: „W 1914 roku osiemnastolatek Willie Dunne opuszcza Dublin, swoją rodzinę i ukochaną Grettę, którą planuje poślubić. Zaciąga się do wojska, by niosąc pomoc Belgii, stawić czoła Niemcom na froncie zachodnim w szeregach Królewskiego Pułku Fizylierów Dublińskich. We Flandrii czeka go orgia przemocy i niewyobrażalna groza, a przy życiu trzymają go tylko listy od bliskich, towarzysze broni i Dostojewski”. Przekład Tomasza S. Gałązki też kusi.

„Drugie życie czarnego kota”: Spacer po Warszawie

W Agorze wypatrzyłam co najmniej dwie książki warte wydania pieniędzy. Pierwsza to „Drugie życie czarnego kota” Stanisława Łubieńskiego. Kto czytał „Dwanaście srok za ogon”, nawet nie będzie się zastanawiał i od razu w kwietniu – bo na kwiecień zapowiadana jest premiera – pobiegnie do księgarni. Tym razem autor zaprasza do wspólnego obserwowania drzew, ptaków, chrząszczy, porostów w Warszawie, prowadzi nas w zakątki stolicy, do których rzadko trafiłoby się samemu.

„Muszę ci coś powiedzieć”: Miłość w cieniu choroby

Natomiast w maju nareszcie nowa powieść Aleksandry Zbroi, po „Mireczku” dostaniemy „Muszę ci coś powiedzieć” – i raczej wesoło nie będzie. Za to literacko na pewno czeka nas uczta. I tu przytoczę zapowiedź wydawcy: „To opowieść o poszukiwaniu miłości w cieniu nieuleczalnej choroby, której towarzyszy kulturowa stygma. Tytułowe słowa nie chcą przejść głównej bohaterce przez gardło, ale właśnie od tego wyznania rozpoczyna się ta historia: »Drogi, muszę ci coś powiedzieć. Mam HIV«. Zahukana, lekko zakompleksiona dziewczyna z polskiej prowincji właśnie znalazła się na Tajwanie, przyjechała tutaj ze swoim pierwszym poważnym chłopakiem i we własnej głowie rozgrywa bajkowe love story, które w rzeczywistości nie wygląda wcale tak różowo. Informacja o zarażeniu wirusem HIV to kompletny szok, ale też groźba wydalenia z kraju, w którym nie ma miejsca dla takich jak ona. Za pomocą emocjonalnego rollercoastera, jakim są losy jej bohaterki, Ola Zbroja znowu opowiada o Polsce, społecznym awansie i z rozmysłem pociąga za naderwaną skórkę, spod której sączy się krew, ale i sypie złoty brokat”.

„Theft”: Wyczekiwana powieść noblisty

W sierpniu fanów Abdulrazaka Gurnaha czeka literacka gratka – najnowsza powieść brytyjskiego pisarza urodzonego na Zanzibarze, której angielski tytuł brzmi „Theft”. To pierwsza książka napisana przez autora po otrzymaniu literackiego Nobla w 2021 roku. Na stronie brytyjskiego wydawcy Bloomsbury (angielska premiera książki planowana jest na marzec 2025) można przeczytać zarys fabuły: „Na przełomie XXI wieku troje młodych ludzi wkracza w dorosłość w Tanzanii. Karim wraca do swojego sennego rodzinnego miasteczka po studiach, pełen nowej pewności siebie i ambicji. Fauzia dostrzega w nim szansę na ucieczkę od duszącego wychowania. Oboje oferują schronienie Badarowi, biednemu chłopcu, który wciąż nie jest pewien, czy przyszłość ma mu cokolwiek do zaoferowania. W miarę jak turystyka, technologia i nieoczekiwane szanse oraz zagrożenia docierają do ich spokojnego zakątka świata, każde z nich odkrywa, co naprawdę oznacza wzięcie losu w swoje ręce”. Powieść ukaże się w Wydawnictwie Poznańskim w przekładzie Aleksandry Walulik.

Maria Fredro-Smoleńska
  1. Kultura
  2. Książki
  3. 15 książek, na które czekamy w 2025 roku
Proszę czekać..
Zamknij