Czy gdyby mężczyźni potrafili mówić o swoich trudnych emocjach, gdyby wiedzieli, jak je przeżywać, lepiej radziliby sobie z brakiem sukcesów? Czy nie mieliby tak często poczucia, że coś przegrali albo kogoś zawiedli? Rozmawiamy z psychologiem Michałem Sawickim.
Czy mężczyźni, z którymi spotykasz się w gabinecie, mówią o swoich porażkach?
W tym tygodniu co najmniej kilka razy słyszałem już o porażce. To słowo nie zawsze zostało wypowiedziane wprost, ale to, jak mężczyźni opisywali trudności w pracy, zdradę, problemy z erekcją czy nawet spadek ochoty na seks, zdradzało, że mają poczucie porażki. Nie radzą sobie z nim. Czują się, jakby kogoś zawiedli albo coś przegrali.
Zdrada to porażka?
W oczach pacjentów często tak właśnie jest postrzegana. Zdradziłem, więc przegrałem ze sobą.
Myślałem, że to osoby zdradzone czują, że poniosły porażkę.
One też, ale jeśli chodzi o mężczyzn, mam wrażenie, że częściej w kategoriach porażki postrzegają swoje zdrady. Kiedy zdradzają, mają poczucie, że są słabi, bo nie wytrzymali w jakimś schemacie. Chociaż najbardziej przeżywają wyjście zdrady na jaw.
Bo wtedy trzeba skonfrontować się z konsekwencjami.
To na pewno jest ciężkie, ale działa tutaj trochę bardziej skomplikowany mechanizm. Kiedy zdrada zostaje ujawniona, godzi w obraz mężczyzny – w oczach partnerki lub partnera, znajomych, ale przede wszystkim w jego własnych oczach. Przypomina mi się pacjent, który utrzymywał w tajemnicy romans z koleżanką z pracy – trwało to ponad rok. Dopóki nikt o nich nie wiedział, nie odczuwał wielkiego dyskomfortu. Dopiero kiedy sprawa wyszła na jaw i ludzie wokół niego dowiedzieli się, że nie żyje w zgodzie z tym, co publicznie deklaruje, poczuł się źle.
Pamiętajmy, że porażka to jest bardzo subiektywne określenie. To, czy jakieś zachowanie będziemy postrzegać jako swoją porażkę lub sukces, zależy od tego, czy będzie ono w zgodzie czy w konflikcie z naszymi przekonaniami. A sporo z tych przekonań wynika ze stereotypów płciowych, czyli z tego, jaki powinien być mężczyzna, a jaka kobieta.
Jaki powinien być mężczyzna, zgodnie ze stereotypami, które obserwujesz w swoim gabinecie?
Widzę, że mężczyźni często odwołują się do trzech obszarów: praca, związek, szacunek. W pracy najlepiej, żeby były same sukcesy, wysoka pozycja. Związek to z kolei dla wielu pacjentów miara męskości. Poza nimi dobrze mieć coś, co będzie wzbudzało powszechny szacunek – to może być bogactwo, osiągnięcia sportowe, artystyczne. W zasadzie nie ma znaczenia, w jakiej dziedzinie będą te osiągnięcia, ale w takim stereotypowym obrazie męskości gdzieś być muszą.
Nieważne jest, w jakim wyścigu bierzemy udział, ważne, żeby jakiś wyścig wygrać?
Dokładnie. Nie musisz od razu sięgać po mistrzostwo świata w popularnym sporcie. Ale jeśli jesteś kolekcjonerem mebli, masz na tym polu sukcesy i odbierasz podziw ważnej dla ciebie grupy, to czujesz, że jesteś szanowany, a przez to czujesz się bardziej męski.
Załóżmy, że mam pracę, którą średnio lubię, jestem singlem, chociaż wolałbym być w związku i, szczerze mówiąc, nie mam żadnej życiowej pasji wzbudzającej szacunek. To porażka?
To nie ja znam odpowiedź na to pytanie, bo porażka jest określeniem subiektywnym. Mogę powiedzieć jedynie, że to, co mówisz, brzmi bardzo podobnie do tego, co słyszę od wielu mężczyzn na pierwszej sesji. Kiedy pytam, z czym przychodzą, zaczynają od wyliczenia, w których obszarach życia nie odnoszą sukcesów. O tym, jak się czują, mówią mniej albo wcale.
Trochę jak ewaluacja w pracy.
Przypomnij sobie, jak wychowywani byli chłopcy 20 czy 30 lat temu. Chłopak, a później mężczyzna, powinien być twardy. Co to znaczy w praktyce? Nie powinien wykazywać emocji, nie powinien odczuwać lęku, a już na pewno nie powinien dać po sobie znać, że się boi. Bezsilność też wylądowała w katalogu zakazanych emocji dla chłopców. Na dziewczynki również narzucany był zestaw stereotypowych oczekiwań, ale jeśli chodzi o przeżywanie emocji, to one mogły korzystać z dużo bogatszej palety. Chociaż z kolei złość była u nich blokowana, co może objawić się w trudnościach w stawianiu granic.
Wśród emocji akceptowanych kiedyś u chłopców najważniejsza była chyba złość.
I to nawet jeśli przybierała formę agresji – a już na pewno bardziej skłonni byliśmy wybaczyć agresywne zachowania chłopcom niż dziewczynkom. Oprócz złości dodałbym do tego zestawu jeszcze radość i podniecenie – tych emocji chłopcom nikt nie ograniczał.
Chłopcy, którzy dorośli i stali się mężczyznami, od kogoś musieli się nauczyć tych stereotypów. Od ojców?
Mówimy o dzisiejszych 30-latkach i 40-latkach. Ich ojcowie często byli nieobecni, niedostępni, zdecydowanie mniej zaangażowani w proces wychowania niż matki. Nieobecny ojciec jednak też wysyła pewien komunikat. Nie było go fizycznie, ale i tak kształtował swoim zachowaniem osobowość syna.
Skoro ich nie było, bo ciągle siedzieli w pracy, to nie mieli jak nauczyć przeżywania różnych emocji.
Matki z kolei brały na siebie ciężar wychowania, w tej dziedzinie czuły się pewnie, ale nie były chętne, by włączać do niej swoich partnerów. Wcale nie musiało być tak, że zupełnie nie rozmawiały ze swoimi synami o emocjach. Ale kiedy pojawiały się lęk, bezsilność, smutek, to rzadko były oswajane, a raczej traktowane jako problem, którego chłopcy powinni się pozbyć.
Gdyby mężczyźni oswoili trudne emocje, porażki wyrządzałyby im mniej szkód?
Jestem przekonany, że tak właśnie by było. Widzę po pacjentach, którzy dopiero uczą się rozpoznawać swoje emocje, jak niepowodzenie w pracy potrafi momentalnie zrujnować ich poczucie własnej wartości.
A jak to odreagowywali dotychczas?
Alkohol. Albo inne substancje psychoaktywne, seks, sport, praca. Wszystko, co jest w stanie szybko odciągnąć uwagę od nieprzyjemnych emocji, się sprawdza – serial w telewizji albo książka też mogą być. Chociaż zdecydowanie najczęściej korzystają z ucieczki w alkohol, który wciąż pozostaje najbardziej skuteczną i społecznie akceptowalną formą szybkiej poprawy nastroju. Zauważ, że płacz mężczyzny w miejscu publicznym, na przykład na ławce w parku, ciągle wzbudza większe zdziwienie niż facet, który pociąga sobie wódkę z butelki.
Lepiej byłoby popłakać?
Popłakać albo po prostu chwilę pobyć w tych emocjach, na przykład w poczuciu bezsilności. Nie uciekać od nich od razu. Czasami słyszę od mężczyzn, że oni nie doświadczają niektórych emocji – niekiedy wypowiadane jest to z poczuciem dumy. Nie wierzę w takie deklaracje, bo każda osoba przeżywa całe spektrum emocji. Może być rzeczywiście tak, że emocja są blokowane, nie wychodzą na powierzchnię, ale one prędzej czy później o sobie przypomną. Pewnie, że można się od nich odizolować, ale wrócą pod postacią problemów ze snem, wrzodów żołądka, obniżonej odporności czy problemów w seksie. A zwłaszcza przy tych ostatnich łatwo wpaść w nakręcającą się spiralę.
Doświadczyłem jakiegoś niepowodzenia w pracy, tracę poczucie własnej wartości, a później w seksie...
... zdarza ci się na przykład problem z erekcją.
To w oczach pacjentów porażka?
Często tak wielka, że aż trudno o niej mówić. Słyszę od mężczyzn „mam problem ze swoją męskością”, co swoją drogą zdradza, jak bardzo wiążą erekcję z męskością. Wtedy zaczyna się błędne koło, które potrafi zdemolować poczucie własnej wartości.
Jak przerwać to błędne koło?
Poprzestawiać sobie przekonania, które nosimy w naszych głowach. Bardzo dobrze zdaję sobie sprawę, że nie jest to łatwe i nie należy oczekiwać zmian z dnia na dzień. Skoro całe życie wierzyłem, że o wartości faceta świadczą jego osiągnięcia, nie przestanę w to wierzyć ot tak. Ale czy my naprawdę oceniamy wartość naszych znajomych, przyjaciół czy partnerów na podstawie ich osiągnięć zawodowych czy sportowych? A jeśli nie, to istnieje duża szansa, że oni też nie oceniają nas w ten sposób.
Jeśli chodzi o seks, przekonania dotyczące męskości również mogą być ograniczające. Czy mężczyzna musi mieć zawsze i wszędzie ochotę na seks? Z jednej strony wiemy przecież, że to nieprawda, ale kiedy dochodzi do spadku libido, potrafi to mocno zachwiać pewnością siebie u mężczyzn. Kolejne przekonanie, o którym często rozmawiamy w gabinecie, dotyczy tego, czym w ogóle jest seks – w wyobraźni wielu mężczyzn seks równa się penetracji, więc jeśli mają z nią problem, nie potrafią czerpać przyjemności z innych aktywności seksualnych.
Dlatego warto opanować sztukę odpuszczania.
Na czym ona miałaby polegać w praktyce?
Zostańmy w sferze seksu i problemów z erekcją. A co, jeśli miałoby nie być tej erekcji? Co mógłbyś zrobić z partnerką lub partnerem, co pozwalałoby ci czerpać przyjemność z tego doświadczenia? Czasami proponuję pacjentom, żeby tak podeszli do seksu. A później razem w gabinecie rozmawiamy o tym, czy rzeczywiście było tak strasznie, jak to sobie wyobrażali. Seks generalnie nie lubi presji, im mniej jej sobie dołożymy, tym lepiej. Zresztą, poza sypialnią też przydałoby się mężczyznom odpuścić.
Trudno jednak odpuścić, jeśli dorastaliśmy w świecie, który podpowiadał mężczyznom, że życie to rywalizacja z innymi mężczyznami.
To przekonanie na szczęście zmienia się u młodszych pokoleń i mam wrażenie, że szczęśliwie czeka nas rewolucja. Osoby starsze od generacji Z radzą sobie z tym niestety gorzej. To prawda, że rywalizacja jest wpisana w przekazy, którym byli karmieni mężczyźni. Mogli albo podjąć rękawice i starać się udowodnić wszystkim swoją wartość lub przeciwnie, wykształcić w sobie strategie unikania wyzwań. Nic, tylko uczyć się od młodszych mężczyzn.
Michał Sawicki – psycholog, seksuolog, terapeuta par. Certyfikuje się w zakresie psychoterapii poznawczo-behawioralnej. Współpracuje z Instytutem Psychoterapii i Terapii Seksuologicznej SPLOT. Specjalista z zakresu edukacji seksualnej i równościowej. Wykładowca Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Wspiera organizacje pozarządowe, między innymi Projekt:Polska. W internecie działa pod nickiem @michal_sawicki_seksuolog.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.