W modzie trendy, choć istotne i najbardziej napędzające jej rytm, to nie wszystko. To zmiany i przetasowania, rozstania i debiuty, spektakularne upadki i jeszcze głośniejsze powroty. To celebracje jubileuszów i nostalgiczne spoglądanie w przeszłość, świętowanie historii i młodości, przestrzeń przecięcia się wirtuozerii i młodego talentu. W sezonie jesień-zima 2024 doświadczymy ich wszystkich, dlatego – by nie pogubić się w nadmiarze bodźców i przekazów – przygotowaliśmy krótki przewodnik po nowym rozdaniu w modzie.
Boho powraca dzięki Chemenie Kamali
Odmieniona przez najróżniejsze przypadki, a następnie nieco skazana na zapomnienie estetyka bohemy triumfalnie powróciła do mody dzięki debiutanckiej kolekcji Chemeny Kamali dla Chloé. Dla projektantki objęcie stanowiska w domu mody założonym w 1952 roku przez Gaby Aghion także było nostalgicznym comebackiem – to tam zaczynała karierę świeżo po studiach, a następnie stawiała pierwsze kroki jako projektantka u boku ówczesnej dyrektorki artystycznej marki, Phoebe Philo.
Kamali, tworząc pierwszą autorską kolekcję, sięgnęła po motywy lansowane niegdyś przez dawną mentorkę, za najważniejszy cel stawiając sobie powrót do korzeni Chloé: uchwycenie stojących u jej fundamentów idei wolności, niezależności i nonszalancji oraz przetłumaczenie ich na aktualny język mody. Być może dlatego jej projekty równie mocno zachwyciły pasjonatów historii mody, co współczesne it-girls z Instagrama. Pierwsi docenili nawiązania do ery Karla Lagerfelda, który przewodził Chloé dwukrotnie, drugie z zaintrygowaniem podziwiały nietypowe interpretacje klasycznych motywów boho.
Ciąg dalszy wyczekiwanych debiutów: Sean McGirr u McQueena i Pelagia Kolotouros w Lacoste
W tym sezonie to Paryż stał się centrum najbardziej wyczekiwanych debiutów na stanowiskach dyrektorów kreatywnych. Oprócz Chemeny Kamali pierwsze kolekcje dla domu mody McQueen i Lacoste zaprezentowali odpowiednio Sean McGirr i Pelagia Kolotouros. I o ile w przypadku Greczynki krytycy zgodnie chwalili jej świeżą, ale i jednoznacznie nawiązującą do dziedzictwa marki wizję, o tyle dla McGirra nie wszyscy byli łaskawi.
Na kilka dni przed debiutanckim pokazem McGirr mówił w wywiadach o inspiracji kulturą młodzieżową, po którą przed laty chętnie sięgał także Alexander McQueen, o roli, jaką w procesie kreatywnym pełni improwizacja, a także o „agresywności pomieszanej z zabawą”. Niektórzy chwalili śmiałość i odwagę, z jaką wszedł w rolę dyrektora artystycznego jednej z najważniejszych współczesnych marek mody, inni oskarżyli o zbyt swobodne oddalenie się od motywów najmocniej zakorzenionych w estetyce brandu.
Najmodniejsze torebki mają burgundowy kolor
Różnorodność fasonów torebek, jaka zdominowała wybiegi na jesień i zimę 2024, zbilansowana została ich kolorystyczną spójnością. Wiadomo już więc, że najmodniejsze torebki o rozmaitych rozmiarach, konstrukcjach i wykończeniach łączyć będzie kolor głębokiego burgunda. Po odcień ten sięgnęli chociażby Matthieu Blazy w Bottedze Venecie, Maximilian Davis w Ferragamo i Sabato de Sarno w Gucci.
Oprócz tego, że jest doskonałą alternatywą dla torebki w klasycznej czerni, bordowa torba tej jesieni urzekać będzie elegancją i uniwersalnością – ma pasować do różnych stylizacji, na wiele okazji i na każdą porę dnia.
Muza projektantów? Dama, elegantka, bywalczyni salonów
Kreatorzy mody równie mocno, co w stronę funkcjonalnego i uniwersalnego minimalizmu, kierują się w tym sezonie w stronę elegancji retro. Interpretują styl tzw. socialites, czyli bywalczyń salonów, o których nieskazitelnym wizerunku przypomniał serial „Konflikt: Capote kontra socjeta”, przywracają elementy, które 60 lat temu lansowały członkinie nowojorskich i paryskich elit, na nowo rozbudzają nostalgię za wytwornymi i dopracowanymi w najmniejszych szczegółach stylizacjami.
Swoje klientki ubierają więc w bezbłędnie skrojone ołówkowe sukienki, sięgające połowy łydki płaszcze z wyraźnie zaznaczoną talią, krótkie futerka (tym razem sztuczne, bo niektórych wzorców z przeszłości nie wypada powielać) oraz szyte z koła i pełne objętości spódnice, które polecają nosić z eleganckimi czółenkami z wąskim noskiem i torebką o fasonie kuferka.
Nicolas Ghesquière świętuje dziesięciolecie pracy w Louis Vuitton
W zeszłym roku dziesięciolecie pracy na stanowisku dyrektora kreatywnego w domu mody Rabanne obchodził Julien Dossena, w tym taki sam jubileusz świętuje Nicolas Ghesquière w Louis Vuitton. Na tym jednak absolutnie nie kończy swej przygody z jednym z najznamienitszych francuskich domów mody. Koncern LVMH, do którego należy marka, w listopadzie zeszłego roku przedłużył jego kontrakt.
Kolekcję na jesień-zimę 2024, która tradycyjnie zakończyła paryski tydzień mody, Ghesquière potraktował jak retrospektywę – zarówno własnego artystycznego dorobku, jak i wszystkiego, co do tej pory ukształtowało Louis Vuitton. Nostalgia nadal jest dla niego polem do eksperymentu – szansą do zestawiania historii z futuryzmem, mieszania tradycji z innowacją, kreowania i realizowania wizji opartej na radości, optymizmie i wrażliwości.
Ostatnia kolekcja Pierpaolo Piccioliego dla Valentino
Przeciętny widz, oglądając pokaz Valentino na jesień-zimę 2024, mógł nie zdawać sobie sprawy, że doświadcza wizji Pierpaolo Piccioliego po raz ostatni. Nieco bardziej wtajemniczeni branżowi insiderzy być może czuli nadchodzący wiatr zmian. O tym, że Piccioli odchodzi z włoskiego domu mody, marka poinformowała bowiem 22 marca – pokaz odbył się 18 dni wcześniej.
Pierpaolo Piccioli w Valentino spędził łącznie 25 lat – najpierw jako projektant akcesoriów, później jako dyrektor kreatywny. Początkowo funkcję tę pełnił wspólnie z Marią Grazą Chiuri, jednak gdy ta w 2016 r. przeszła do Diora, przejął samodzielne stery nad marką Valentina Garavaniego. Na stanowisku dyrektora artystycznego zastąpił go rodak, Alessandro Michele.
Młode gwiazdy projektowania podbijają tygodnie mody
Duran Lantink i Marie Adam-Leenaerdt to przedstawiciele nowego pokolenia projektantów, o których po zakończonych tygodniach mody na jesień-zimę 2024 mówiono w samych superlatywach i którzy mają szansę najbardziej ukształtować krajobraz mody przyszłości. Choć ich wizję i podejście do kreatywnego procesu różni wiele, oboje stawiają na konsekwencję, bezkompromisowość i autentyczność.
Mieszkający i tworzący w Amsterdamie Lantink markę założył zaledwie pięć lat temu. Warstwę projektową jego kolekcji cechują zaburzone proporcje i trójwymiarowość, ale równie ważne, co unikatowa forma, jest dla niego świadome podejście do projektowania. Będąc orędownikiem zrównoważonej i odpowiedzialnej mody, staje się ambasadorem nowej generacji, która udowadnia, że oryginalny i zrównoważony design jest jedyną odpowiedzią na wyzwania, jakim musi dziś stawić czoła branża mody.
Z kolei pochodząca z Belgii Adam-Leenaerdt na paryskim tygodniu mody zadebiutowała w 2023 roku. Jej projekty określono wtedy mianem „dziwacznego szyku” – z pozoru minimalistyczne i funkcjonalne, niosły w sobie sporą dozę awangardy, wyrazistości i niezwykłości. Dziś ten osobliwy kontrast w swych kolekcjach uwzględniają także inni twórcy, czyniąc z niego jeden z najbardziej znaczących motywów w modzie. 28-letnia Belgijka przed założeniem autorskiej marki zawodowe szlify zbierała w Balenciadze i Givenchy – savoir-faire, na których zbudowano oba te domy mody, widoczny jest także w jej brandzie. Projektantka stawia bowiem na bezbłędne konstrukcje i dopracowane rzemiosło, których używa do redefiniowania kobiecości.
Więcej inspiracji na nowy sezon znajdziesz we wrześniowym wydaniu "Vogue Polska". Zamów numer już dziś z jedną z trzech okładek do wyboru na vogue.pl .
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.