– Życie w schronie to jak coś, co widziałeś w filmach, ale nigdy nie myślałeś, że ci się to przydarzy – mówi fotografka Anna Ozerchuk, która udokumentowała codzienność ludzi ukrywających się przed atakami bombowymi w piwnicach Kijowa. – Większość osób szybko zgadzała się na zdjęcia. Próbowali nawet pozować. Zdali sobie sprawę, że to nowa część naszej historii.
W Kijowie prawie każdy budynek ma jakiś schron, ale bardzo się od siebie różnią. W naszym przypadku wybieraliśmy między bardzo głęboką i zakurzoną piwnicą bez dostępu do klimatyzacji i wody, a zdecydowanie mniej bezpieczną starą siłownią na poziomie -1. Tu była wentylacja i łazienka. Ale doszliśmy do wniosku, że jeśli w nasz budynek uderzy bomba, w obu przypadkach nie mamy dużych szans. To nie były profesjonalne schrony, tylko piwnice. Wybraliśmy więc siłownię.
Jednej z pierwszych nocy rozeszła się wiadomość, że Rosja szykuje szczególnie brutalny atak na Kijów. Pół nocy spędziliśmy pod grubym kocem, żeby chronić twarz i skórę przed kawałkami szkła, nosiliśmy zatyczki do uszu, żeby nie doznać szoku. Mieliśmy szczęście, nic nie uderzyło w nasz budynek.
Podziemne miasto
Razem z nami mieszkało tu jeszcze 40 osób, myślę, że byli wyjątkowymi „sąsiadami”. Drugiej nocy mężczyźni znaleźli starą drewnianą deskę, którą położyli tak, żebyśmy nie spali na betonowej podłodze. Takie warunki panowały w pierwszych dniach wojny. Po miesiącu schrony przypominały już podziemne mieszkania – ludzie zorganizowali śpiwory, zapasy wody i jedzenia.
Wszyscy zabijaliśmy nudę – mój przyjaciel próbował przeczytać książkę. Ja robiłam zdjęcia i je edytowałam. Inni grali w karty i mafię. Poza tym ciągle sprawdzaliśmy newsy w telefonie.
– Kolejne zbombardowane miasto, śmierć. Rosjanie mordowali cywilów, bombardowali szpitale, szkoły, przedszkola. Tymczasem w rosyjskich wiadomościach podawano, że to operacja wojskowa, której celem są tylko bazy wojskowe. To szalone, jak ponad 140 mln ludzi może zostać zahipnotyzowanych kłamstwem jednego dyktatora.
W schronie żyjesz od jednej eksplozji do drugiej, od jednej rozmowy przez telefon z bliskimi do kolejnej. Najbardziej doskwiera stan wiecznego niepokoju – być może w kolejnej minucie coś się wydarzy i umrzesz tu na miejscu. Próbowaliśmy też spać i czasami to działało. Ale nie pamiętam, co mi się śniło.
Z czasem wojna się normalizuje
Pierwszego dnia nie wychodziliśmy w ogóle ze schronu, ale już po kilku dniach, na kilka godzin wracaliśmy do mieszkania – żeby wziąć prysznic czy zrobić coś ciepłego do jedzenia. Czwartego dnia po raz pierwszy opuściłam budynek, musiałam kupić żywność.
Czy można przyzwyczaić się do wojny? Jest jak w książce Ericha Marii Remarque’a – nie wyobrażasz sobie, że ludzie w trakcie wojny mogą spacerować po parkach czy odwiedzać kawiarnie. Teraz wiem, że tak można. A potem widzisz zdjęcia z masakry Buczy czy Irpinie i po prostu nie możesz tego zrozumieć. Jak w 2022 r. możliwe jest ludobójstwo? W takiej rzeczywistości żyjemy 24 godziny na dobę, przez 7 dni w tygodniu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.