Formuła jest prosta: 10 prywatnych galerii – warszawskich gospodarzy – zaprasza do swoich przestrzeni gości – zaprzyjaźnione galerie z zagranicy. Tak powstaje 10 wspólnych wystaw, które reprezentują polskich i zagranicznych artystów. – Sytuacja spotkania, współpracy, rozmowy to elementy, na których najbardziej nam zależy – mówi Zuzanna Hadryś z Galerii Stereo, a Michał Woliński z Piktogramu dodaje: – Chcemy też pokazać coś świeżego, poszukać nowego kierunku, zmienić kanon.
Czy łatwo jest ściągnąć ciekawą prywatną galerię z Londynu, Berlina czy Aten na wystawę do Warszawy?
Z.H. Tak, zagraniczne galerie bardzo chętnie przyjeżdzają do Warszawy już od lat. Gościem Galerii Stereo jest gruzińska galeria LC Queisser, z którą łączą nas nie tylko przyjacielskie relacje, lecz także podobny ogląd rzeczywistości i świata sztuki. Mamy na koncie kilka mniejszych wspólnych inicjatyw, od dawna też planowaliśmy większą wystawę, więc Constellation jest doskonałą ramą.
Poza tym sama Warszawa ze swoją młodą, dynamiczną sceną artystyczną i witalną energią jest dla zagranicznych gości bardzo interesująca. Zależało nam bardzo na tym, aby Constellation odbyło się wiosną, kiedy Warszawa jest naprawdę wspaniała.
M.W.: W moim przypadku proces też był naturalny. Zaprosiłem m.in. Nicolausa Schafhausena dlatego, że jest cenionym kuratorem, wielokrotnie przygotowującym wystawy na weneckie Biennale, był dyrektorem liczących się instytucji, m.in. rotterdamskiej Witte de With i wiedeńskiej Kunsthalle, a od roku w Brukseli prowadzi prywatną i bardzo ambitną galerię KIN, która reprezentuje m.in. Zuzę Golińską i Dorotę Jurczak. To artystki, którymi od dłuższego czasu opiekuje się Piktogram, więc z KIN na co dzień współpracujemy dość blisko. Dodatkowy kontekst jest taki, że z Nicolausem przyjaźnię się od 20 lat. Po prostu miło było stworzyć projekt, do którego zaprasza się takie osobowości. Zresztą każdy galerzysta, który uczestniczy w targach regularnie, dużo ogląda i podróżuje, z biegiem czasu tworzy podobne relacje. Kluczem są artyści, zainteresowania czy specyficzne rozumienie sztuki.
Organizujecie środowiskowy festiwal?
Z.H.: To wydarzenie dla artystów, kuratorów, galerzystów i kolekcjonerów, ale też szerszej publiczności. Poza weekendem otwarcia wystawy w poszczególnych galeriach będą trwały co najmniej do końca kwietnia. Nie kładziemy zasadniczego akcentu na komercyjny wymiar imprezy, zależy nam na szeroko pojętym spotkaniu, zarówno między profesjonalistami świata sztuki, jak i na spotkaniu między warszawską publicznością a twórczością zaproszonych artystów.
W wywiadach z polskimi kolekcjonerami i kolekcjonerkami zebranymi w książce „Zbieram nową sztukę” temat wyzwania, jakim jest dla poważnych kolekcjonerów otwieranie się na międzynarodowych artystów i artystki, powtarza się jak mantra.
Z.H.: Zależy nam, aby polscy kolekcjonerzy kupowali za granicą, ponieważ postrzegamy rozwój polskiego rynku sztuki długofalowo i perspektywicznie. To ważne, aby uczynić z Warszawy atrakcyjny rynek dla galerii z Zachodu. Przez jakiś czas przeszkodą mógł być cennik, prace artystów niemieckich czy brytyjskich były droższe. To się obecnie znacząco wyrównuje, głównie dzięki sukcesom polskich artystów na świecie, więc sądzę, że to kwestia czasu, aby polskie kolekcje nabrały międzynarodowego wymiaru.
W praktyce okazuje się, że to wciąż wyzwanie: zafascynować się twórczością artysty czy artystki z innego kraju, wejść w jego/jej kontekst.
Z.H.: Wydaje mi się, że to wynika z tego, że polski rynek jest młody. Kolekcjonerzy, którzy stosunkowo niedawno zaczęli swoją przygodę z budowaniem kolekcji, wciąż jeszcze badają lokalny rynek, poznają polskich artystów – od klasyków przez awangardę aż po zupełnie nowe nazwiska, których jest całkiem sporo.
M.W.: Dużo zależy też od pokolenia. Sztuka współczesna, powstająca tu i teraz, dotykająca aktualnych wydarzeń, trafia do osób, które mentalnie zanurzone są w nowych czasach i patrzą do przodu – to trzydziesto-, czterdziestolatkowie. W tym pokoleniu nie ma podziału narodowego, internet sprawił, że wszyscy żyjemy w podobnej bańce. Problemem jest czas. To osoby, które intensywnie pracują zawodowo i mają mocno ograniczone możliwości poszukiwania. W praktyce wygląda to tak, że wpadają do galerii – a wybierają te, które mają już swoją renomę – rozmawiają i podejmują decyzję, zdając się na nasze doświadczenie i renomę. Sami nie mają często swobody, żeby jeździć po Europie na wystawy czy międzynarodowe targi sztuki. Szukać, wybierać, porównywać na rynku, który jest zresztą gigantyczny. Bo my tu mówimy o Europie, ale dlaczego nie Azja, Ameryka Południowa czy Bliski Wschód? Jest tak wielu ciekawych, godnych uwagi artystów i artystek. Ta skala może naprawdę przytłaczać.
Czujemy więc, że to naszą rolą – galerzystów – jest przygotowanie dobrej selekcji. Chodzi o to, żeby niezależnie od WGW czy innych wydarzeń w ciągu roku zaproponować coś zupełnie innego, świeżego, spoza kanonu. Chcielibyśmy, żeby Constellation wytyczyło nowy szlak, stąd zresztą nazwa – od zawsze dzięki najjaśniejszym układom gwiazd znajdowano drogę do celu.
Program, który proponujecie jest bardzo zróżnicowany. 10 galerii, w każdej po kilku artystów, co daje kilkadziesiąt nazwisk i pełen przekrój. Od fotografii Wandy Czełkowskiej z lat 70. zestawionych z archiwum rumuńskiej artystki Gety Brătescu (Monopol) aż po instalacje Moniki Sosnowskiej, które będą pokazywane wraz z pracami łotewskiej artystki Daigy Grantiny (Foksal Gallery Foundation). Do tego prężna 15-osobowa reprezentacja młodej sztuki z Polski i Wielkiej Brytanii w galerii Turnus.
Z.H.: Wszystkie galerie, które biorą udział w Constellation, charakteryzuje program i tożsamość, więc także wybory, jakich dokonały w ramach tego wydarzenia, zapraszając te, a nie inne galerie, ten kierunek podkreślają. W ten sposób patrzyłabym na całe wydarzenie. Chciałabym spojrzeć na warszawską scenę oczami galerii o podobnych programach, ale pochodzących z różnych kontekstów.
M.W.: To właśnie jest najważniejsza wartość tej imprezy: że dostajemy w jednym miejscu i czasie przegląd różnych stylistyk, mediów, pokoleń, tematów, kodów i kontekstów kulturowych. Warto zwracać uwagę na sztukę, która nas intryguje, przyciąga formą i jednocześnie ma w sobie tajemnicę, która nas zaskakuje i pragniemy ją zgłębić. Na obiekty, które są nośnikami czegoś autentycznego. Które nie są płytkimi ozdobami albo poprawnymi i koniunkturalnymi wypełniaczami trendów kuratorskich i światopoglądowych, a dotykają kwestii, które są dla nas ważne. Być może poprzez sztukę zaczniemy je widzieć z innej perspektywy. To jest wartość, której warto szukać, bo ona nas prawdziwie ubogaca.
Constellation trwa od 6 do 7 kwietnia 2024 r. w 10 wybranych prywatnych galeriach w Warszawie, pełen program można znaleźć na stronie wydarzenia
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.