Dlaczego dorośli zrywają kontakt z rodzicami? Co ich do tego skłania?
Trudne relacje dorosłych dzieci z rodzicami często prowadzą do zerwania. Psycholożka Magdalena Sękowska radzi, jak uniknąć radykalnego kroku.
Dlaczego dorośli zrywają kontakt z rodzicami?
Bywa to formą obrony przed kontrolą, wymaganiami, którym trudno sprostać, i brakiem akceptacji rodzica. Najczęściej decydują się na to osoby, które podjęły próby porozumienia z rodzicami, a te – ze względu na perspektywę rodziców – nie przyniosły efektu.
Rodzice inaczej zapamiętali różne sytuacje.
Nadali inne znaczenie mniej lub bardziej ważnym wydarzeniom z życia rodziny i temu, co robili. Czasami mówią wprost, że zachowali się najlepiej, jak mogli, i nie chcą brać na siebie winy. Tymczasem dzieci nie czują się widziane i słyszane, więc kierują złość na rodziców. Jeśli nie mają siły na kolejne próby rozmowy, podejmują decyzję o odcięciu się.
Znam rodziców, którzy nie pamiętają o urodzinach dzieci, nie kojarzą, czym dzieci zajmują się w pracy. Albo za każdym razem podają na obiad mięso, mimo że dzieci go nie jedzą.
To mogą być drobne rzeczy, ale zwykle tak radykalny krok robią osoby, których granice w dzieciństwie zostały przekroczone, wobec których dochodziło do emocjonalnych, fizycznych albo seksualnych nadużyć. Mam w procesie terapii dorosłych, którzy decydują się na rozmowę z rodzicem, mówią o krzywdach, których doświadczyli w dzieciństwie, albo o tym, co teraz im w relacji z rodzicami przeszkadza. Liczą na szacunek wobec swoich decyzji, tego, jak żyją. Czasem przez długie lata mają nadzieję na to, że zostaną przez swoich rodziców przyjęci takimi, jacy są.
Nie chodzi o przeprosiny, tylko o akceptację?
W pewnym momencie tak. Niestety nie dostają tego. Kiedy zbierają się na odwagę i mówią, o co chodzi, w odpowiedzi słyszą: „A co ty opowiadasz, wcale tak nie było!”. Albo: „Czy ty wiesz, do kogo mówisz?”. Wina znów zostaje przerzucona na dzieci, więc narasta w nich złość, kontakt z rodzicami staje się zbyt bolesny. Nie przynosi żadnego ukojenia, zadośćuczynienia, przypomina za to o niezagojonej ranie.
Kontakt z kimś, kto nas nie słyszy, jest bardzo wyczerpujący.
Jeśli w dzieciństwie nie doświadczyliśmy relacji z bezpiecznym dorosłym, który odpowiada na nasze potrzeby, to ten brak będzie nam bardzo utrudniał funkcjonowanie w dorosłym życiu. Stworzy kontekst, podglebie do niepowodzeń w życiu emocjonalnym, w budowaniu relacji. Krótko mówiąc: jeśli nie zrozumiemy, co się wydarzyło, będziemy ten schemat powtarzać. Dlatego dobrze zobaczyć zachowanie naszego rodzica w szerszej, międzypokoleniowej perspektywie. Może rodzic zachowywał się w konkretny sposób dlatego, że sam był tak traktowany?
To jest trudne, bo rodzice rzadko opowiadają o swoich emocjach z dzieciństwa.
To prawda, raczej zamykają w sobie cierpienie i znoszą je w milczeniu. Ich rodzice przeżyli wojnę, przesiedlenia, mnóstwo traumatycznych wydarzeń, do których nikt nie chciał wracać. W ich rodzinach nie było zwyczaju rozmawiania o emocjach. My jesteśmy oswojeni z terapią, ale to nie jest narzędzie, które oni wybierają. Brak, który przeżywali, nie zamykał się więc w opowieściach, anegdotach, w ogóle w ekspresji, tylko w milczeniu. I często w chorobach somatycznych.
Mamy dostęp do lektur poświęconych rodzicom niedojrzałym emocjonalnie, narcystycznym matkom, parentyfikacji. Łatwiej nam nazwać i zrozumieć pewne mechanizmy.
Wiemy, jak ważne są emocje, a mówienie o nich nie jest już ekshibicjonizmem, zdradą czy brakiem lojalności. Ujawnienie ich, nazwanie i próba zrozumienia mogą być oczyszczające. Mogą pomóc zamknąć historię, która nas drenowała. Jeśli nie możemy jej zamknąć wspólnie z rodzicami, warto to zrobić podczas terapii.
Co warto zobaczyć i zrozumieć, zanim zerwie się z rodzicami?
Dobrze przyjrzeć się, kim jesteśmy w historii rodziny, kim są oni, jaką wspólnie tworzymy opowieść. Odcinanie się, pozostawanie w roli ofiary systemu rodzinnego lub w roli osoby oskarżającej nie jest dobre, bo nie prowadzi do zamknięcia historii. Dlatego warto odpowiedzieć sobie na kilka pytań. Jak dalej pójdę w swoje życie? Co powiem swoim dzieciom? Jaką stworzę historię? Czy odcięcie ma dać mi czas na przemyślenie sytuacji, czy to raczej odwet?
Jak przeżywają to osoby, które decydują się na ten krok?
Znam ludzi, dla których to jest bardzo trudne. Oni zwykle mówią, że odcięcie nie przyniosło im ukojenia. Przyniosło chwilową ulgę, przestali czuć ciągłe napięcie związane z destrukcyjną relacją z rodzicami, oczekiwać nieustannie, że rodzice ich usłyszą. Ale nie rozwiązało problemu.
Bo w głowie wciąż prowadzą rozmowy z rodzicami?
No właśnie. Dlatego oprócz ruchów, które wykonujemy w rzeczywistym świecie, ważne jest to, co zrobimy w życiu wewnętrznym. Zawsze podkreślam, że warto porozmawiać z kimś, kto jest bezstronny, spojrzy na naszą rodzinę z zewnątrz i nada inne znaczenia temu, co nam się wydaje stałe. Bo może da się inaczej zaistnieć w relacji, w której jesteśmy z rodzicami? Może z naszej historii możemy się czegoś nauczyć? I nie przenieść tego na życie dzieci i wnuków.
Zwłaszcza że zwykle da się znaleźć coś dobrego.
Kiedy analizujemy rodzinne historie, coś, co nam się wydaje trudnością, brakiem, w innym kontekście może się okazać atutem, siłą. Matka pedantka sprawia, że dziecko czuje się w domu jak w laboratorium, ale dorasta, może docenić, że w domu było czysto, i samo teraz dba o porządek.
Lepiej próbować zrozumieć niż oceniać.
Zwłaszcza że historia takich zerwań w rodzinach zwykle się powtarza. Ktoś, kto odciął się od swoich rodziców, po wielu latach nie rozumie, dlaczego stracił kontakt ze swoimi dziećmi. Z historii, które znam, wynika, że radykalny krok wobec rodziców wcale nas nie zabezpiecza. Dopiero znalezienie własnej drogi, nadanie znaczenia historii rodzinnej pozwala spojrzeć na nasze miejsce w rodzinie w innym świetle.
Spotykasz rodziców, którzy czują się porzuceni przez własne dzieci?
Tak. I najczęściej nie rozumieją, co się stało. Dostają informację, że byli złymi rodzicami i że nie mają już dostępu ani do dzieci, ani do wnuków. Cierpią. Są też dorosłe dzieci, które przychodzą na terapię z rodzicami.
Żeby uniknąć odcięcia?
Żeby znaleźć wsparcie w rozmowie o przeszłości i teraźniejszości. Chcą się nawzajem wysłuchać i zrozumieć, nawet jeśli mieliby dalej pójść oddzielnie. Te sesje są bardzo poruszające, dotykają czułych miejsc. Ludzie pierwszy raz mówią sobie ważne rzeczy. Czasem pierwszy raz w życiu przepraszają się wzajemnie.
To wymaga niesamowitej otwartości rodziców.
Czasami nie wiedzą, na czym polega terapia, ale przychodzą, ponieważ dobrze życzą swoim dzieciom, sprzyjają im. Mówią: „Rozumiem, że moje dziecko czegoś szuka. Ja wtedy nie miałem pojęcia, że dzieje się coś złego, ale chcę o tym rozmawiać, jestem gotów”. To jest piękny punkt wyjścia, bo nie tylko dają przestrzeń dzieciom, lecz również często odkrywają coś dla siebie – zaczynają rozumieć, jacy byli ich rodzice i dziadkowie. Obie strony zostają w poczuciu, że zrobiły w swoim kierunku krok. Mogą żyć obok siebie albo przy sobie. Bez walki.
Kiedy odcięcie okazuje się konieczne?
Ono ma sens wtedy, kiedy czujemy, że rodzic stosuje wobec nas przemoc, nie respektuje naszych granic i nie chce słyszeć, czego potrzebujemy. Wtedy odłączenie się może być skuteczne.
Co jest w odłączeniu ważne?
Konsekwencja. Jeśli ktoś mówi, że potrzebuje czasu i przestrzeni dla siebie, a potem przychodzi na rodzinny obiad, to rodzic uzna, że to zwykły szantaż, niewiele znacząca groźba. I dalej będzie robił swoje. Tylko konsekwentne zachowanie może przekonać rodziców do tego, że jeśli chcą spotykać swoje dziecko, muszą zmienić zachowania.
A co, jeśli nie chcemy kontaktu z rodzicem, ale on nalega?
Możemy powiedzieć wprost: „Teraz tego potrzebuję”. I być w tym nieugiętym. Nie powinniśmy ulegać manipulacjom. Ważne, żebyśmy mieli poczucie, że to my decydujemy. Bierzemy sytuację w swoje ręce. Inaczej wrócimy na pozycję dziecka.
Dlaczego odcięcie od rodzica – nawet krzywdzącego – jest tak źle postrzegane?
Przyzwyczailiśmy się do myśli, że dziecko i rodzic to pierwotna, wręcz święta więź. Coś, co jest sednem i sensem naszego życia. Dużo mówi się o szacunku i granicach, ale to zwykle dotyczy rodzica, a nie dziecka. Poza tym dopiero od niedawna dziecko w naszej kulturze traktuje się podmiotowo, wcześniej po prostu nie miało głosu. No i żyjemy w katolickim kraju.
Czcij ojca swego i matkę swoją – to przykazanie sieje wielkie spustoszenie.
W miejsce słowa „czcij” lepiej byłoby wstawić „szanuj”. Czci się bogów, a ustawienie w tej roli rodziców powoduje, że nie wolno im się sprzeciwiać. A to przecież nieporozumienie. Nie myślimy w ten sposób na co dzień, ale wciąż w naszych przekonaniach kulturowo-religijnych posłuszeństwo wobec rodziców jest ważne. Występowanie przeciwko nim jest aktem obalenia ważnego wzorca.
Co traci dorosły, zrywając kontakt z rodzicem?
Część swojej historii, więc też część siebie. I przynależność do rodziny – ustawiamy się poza wspólnotą, w pewnym sensie wykluczamy się, patrzymy na nią z zewnątrz. Tymczasem bycie w grupie to jedna z naszych podstawowych potrzeb. Z jednej strony więc chronimy siebie, z drugiej pozbywamy całego systemu, który dawał nam strukturę i poczucie ciągłości.
Jaka jest różnica między wybaczeniem a pojednaniem?
Wybaczyć można komuś, kto żałuje tego, co zrobił. Widzi znaczenie swojego czynu, nie upiera się, że zrobił coś dobrego. Widzimy akt skruchy, dobrej woli, chęć zmiany, więc wybaczamy. Natomiast pojednanie jest ważne, żeby móc iść dalej: przyjmujemy, że ktoś coś nam zrobił, ale nie chcemy trzymać w sobie emocji z przeszłości, bo to rujnuje nasze życie, wkracza w tu i teraz, uniemożliwia radość i spokój. Czasami pojednanie daje siłę, żeby iść dalej, ale niekoniecznie razem.
Co może nam pomóc w akceptacji rodzica?
Dostrzeżenie całego kontekstu, tego, że być może on sam nie dostał tego, czego potrzebował. Zaakceptowanie rodzica takim, jaki jest to jednocześnie uznanie faktu, że być może też kiedyś będziemy potrzebować akceptacji.
Ale najważniejsza jest taka myśl, że ktoś kiedyś nas chciał i dzięki temu żyjemy. Bo to ostatecznie przecież coś dobrego. Dzięki temu możemy tworzyć swoją rodzinę, na własnych warunkach.
Magdalena Sękowska – psycholożka, psychoterapeutka, konsultantka zarządzania, coach. Dyrektorka Kliniki Rodzina-Para-Jednostka w Poznaniu. W pracy z rodziną wykorzystuje autorską metodę obserwacji relacji dziecka z rodzicami w naturalnych warunkach rodzinnych.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.