Na nasze pierwsze urodziny staraliśmy się przygotować numer wyjątkowy. Chwalimy się w nim tym, co nowe, co nasze. Zaprosiliśmy polskich artystów, którzy są doceniani na świecie, najzdolniejszych młodych projektantów, ludzi, których podziwiamy za to, co robią. Jest się z czego cieszyć. Jednak nie sposób teraz patrzeć na sesję okładkową, która powstała między innymi w Gdańsku, tak samo, jak wtedy, kiedy ją robiliśmy. To, co pod koniec 2018 roku wydawało nam się radosne, dziś budzi melancholię. Choć według mnie w niczym nie odbiera zdjęciom piękna.
Wiadomo, przy okazji urodzin nie ucieknę od wspomnień. Rok temu pierwszy numer „Vogue’a” ukazał się, jak teraz, w Walentynki. Rozpocząłem ten dzień dosyć wcześnie, bo o ósmej rano, przejażdżką samochodem po Warszawie z Jarosławem Kuźniarem. Opowiadałem mu o naszym „Vogue’u”, a transmisja szła na żywo w internecie. Ratowały mnie kawa i gorąca czekolada ze stoisk, które tego dnia stanęły w kilku punktach miasta – chcieliśmy zrobić czytelnikom podwójną przyjemność, żeby mogli kupić magazyn i przy okazji napić się czegoś gorącego. Jeśli rozmowa nie do końca się kleiła, proszę wybaczyć – poprzedniej nocy redakcja świętowała do późna premierę pisma. Kiedy mijaliśmy Pałac Kultury, jak zawsze pomyślałem, że dla mojego pokolenia warszawiaków ma on znaczenie nie tyle symboliczne, co emocjonalne, niezależnie od swej historii, dziś jest „nasz”. Dlatego też praktycznie już na początku pracy nad magazynem jednomyślnie postanowiliśmy, że Pałac pojawi się na pierwszej okładce, razem z Małgosią Belą i Anją Rubik (no i czarną wołgą). Jednym pomysł się podobał, innym nie, w każdym razie okładka przeszła do historii polskiej popkultury. Choć zdjęcia powstały kilka miesięcy wcześniej, nie one były pierwszymi, jakie zrobiliśmy do tamtego marcowego numeru. Ten zaszczyt przypadł sesji prezentującej wiosenno-letnią kolekcję Proenzy Schouler, marki z Nowego Jorku. Tam też została wykonana przez fotografa Stanisława Bonieckiego. Panujący wówczas upał, niespotykany jak na wrzesień, z rozrzewnieniem wspominałem podczas pluchy, jaka zastała nas na placu Defilad.
Przygotowując drugą okładkę, chcieliśmy pozostać w naszej strefie geograficznej. Stąd pomysł, by zaprosić pierwszą „wschodnią” modelkę, która zdobyła taką sławę, że znana była po prostu jako Eva. Nazwisko – Herzigová– nikomu nie było już potrzebne. Okładkowy słowiański tryptyk zamknęła w maju Natalia Vodianova. W wywiadzie opowiedziała mi między innymi o licznych akcjach społecznych, których jest inicjatorką. Dawnonikt nie zrobił na mnie takiego wrażenia.
Równie zaangażowana okazała się bohaterka numer 4, Adwoa Aboah. Zaczęło się od tego, że poprosiliśmy ją o wsparcie dla Czarnego Protestu. Adwoa nagrała film wideo, w którym opowiedziała o swojej aborcji. Potem zgodziła się wystąpić na okładce, by przy tej okazji móc podzielić się swoją niełatwą historią. A kiedy po sesji poprosiłem, by przyjechała do Polski na spotkanie z czytelniczkami, miesiąc później była już w Zamku Ujazdowskim. Z kolei dzięki okładce wakacyjnej miałem szansę po długiej przerwie spotkać się znowu z Kasią Smutniak. Zabraliśmy ją na zdjęcia do Słowińskiego Parku Narodowego, którego nie znała. Tak jej się tam spodobało, że zaczęła rozważać zakup działki w okolicy.
Nowy sezon w modzie rozpoczęliśmy hucznie. Na wrześniowej okładce wystąpiła Christy Turlington – jedna z pierwszych supermodelek. Gdy zaproponowała, żebyśmy przyjechali do niej do East Hampton, nie trzeba nam było tego powtarzać. Kilka kilometrów od jej domu fotograf Chris Colls znalazł piękną drewnianą willę, w której Christy pozowała aż do zmroku. Jakby mało było nam Stanów, październikowy numer zaniósł nas do Chicago, gdzie odwiedziliśmy mieszkającą tam chwilowo Monikę Jagaciak. Wydanie listopadowe z dużą częścią Art okazało się wyzwaniem. Pracująca z nami gościnnie artystka Paulina Ołowska wyreżyserowała na wulkanicznej wyspie Stromboli dwie sesje i dwie okładki. Czuliśmy się jak uczestnicy performansu. Poza pięknymi zdjęciami, przytrafiło się nam jeszcze zaćmienie księżyca. I to na tle wulkanu. Magia. Dla grudniowej okładki w londyńskim studio wyczarowaliśmy dyskotekę i bar karaoke, w którym supermodelka nowego pokolenia Edie Campbell dała popis wokalny i taneczny. W styczniu Magdalena Cielecka wspięła się na wyżyny pozowania na zapleczu warszawskiej Opery Narodowej. Pierwszy rok na polskim rynku zakończyliśmy okładką z fenomenalną Joanną Kulig, za którą Małgosia Bela pojechała do Los Angeles(zdj. 14), by czuwać nad koncepcją zdjęć.
Przy wielu sesjach Małgosia działała za kulisami, ale po roku powróciła na okładkę „Vogue’a”. Zamknęliśmy cykl.
Z okazji naszych pierwszych urodzin wszystkich czytelników zapraszamy 16 i 17 lutego na Vogue Festival do Pałacu Kultury i Nauki (miejsce nieprzypadkowe). Będzie się tam można spotkać z naszymi bohaterami i zespołem redakcyjnym, obejrzeć zorganizowane specjalnie na nasze urodziny wystawy fotograficzne. Wstęp wolny za okazaniem najnowszego numeru. Więcej informacji znajdziecie, jak zwykle, na Vogue.pl. Cieszę się, że będę miał okazję Was poznać. Jak Wy czekaliście rok temu na pierwszy numer, tak teraz my czekamy na Was. Do zobaczenia!
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.