Znaleziono 0 artykułów
06.12.2024

Książka „Czarne wesele” przypomina międzykulturową Polskę

06.12.2024
(Fot. George Rinhart/Corbis via Getty Images)

„Czarne wesele” Edwarda Pasewicza to przede wszystkim fascynująca i wciągająca powieść, trzymająca w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. W dodatku wielopoziomowa, bo akcja toczy się równolegle w różnych przedziałach czasowych, a postaci się mnożą – tak jak zależności między nimi. Wielopoziomowa, bo za kulisami głównego wątku rozgrywają się tragedie i dramaty, na wzór tych greckich, największego formatu.

O czym jest „Czarne wesele” autorstwa pisarza, dramaturga, poety i kompozytora Edwarda Pasewicza?

Przede wszystkim o Polsce, jakiej już dawno nie ma, bo tej międzywojennej, w której największą mniejszość stanowili Żydzi, o Polsce, która po wojnie została wymazana, przemilczana. O Polsce kolorowej i bardzo różnorodnej, bogatej w smaki i kulturę, i o diasporze żydowskiej, która dzieliła się na swoje wewnętrzne grupy, społeczności, często nieprzychylne sobie nawzajem.

Rzecz dzieje się na krakowskim Kazimierzu w 1927 roku – tu toczy się najważniejsza narracja, w której główne role grają Izaak Glassman i Arke Lieberman. Dwóch nieodłącznych przyjaciół, którzy mają po 18 lat, a poznali się 9 lat wcześniej na tytułowym czarnym weselu – żydowskim obrzędzie na poły religijnym, chasydzkim, na poły mistycznym, ludowym – słowem: na odbywającym się na cmentarzu ślubie, mającym odpędzić hiszpankę dziesiątkującą mieszkańców Kazimierza. Choć i tak żadne rytuały nie przegonią zarazy, tak jak nie przegonią nienawiści między ludźmi za to, że są inni. Niedługo po czarnym weselu – a był to rok 1918, październik, zamieszki, manifestacje – zostaną zabici ojcowie Izaaka i Arkego, Jakub i Mordechaj, którzy poszli na spotkanie w sprawie wyjazdu ich rodzin do Palestyny.

Izaak urodził się w Tel Awiwie, tam przez kilka lat mieszkali jego rodzice, Jakub i Rejza – oczytana i wykształcona kobieta nowoczesna, dziennikarka, ateistka, syjonistka, przyjaciółka Ze’ewa Żabotyńskiego – guru syjonizmu. Wrócili do Krakowa na chwilę, Jakub wciągnął się w politykę, namawiał innych do wyjazdu. Uczył trzyletniego Izaaka hebrajskiego, polskiego, niemieckiego, angielskiego. Przygotowywał syna do budowy państwa w Palestynie. Taki był plan, ale wszystko potoczyło się inaczej.

Matką Arke jest Chana, pobożna szwaczka. Teraz też od lat wdowa, jak Rejza. Izaak wyrósł na pięknego mężczyznę, do tego diabelnie inteligentnego, odważnego, zapowiadającego się na wspaniałego przywódcę. Przyciąga wzrok zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Arkemu brakuje pewności siebie, emanuje z niego lęk i delikatność, wpatrzony w Izaaka, nie odstępuje go ani na krok. Działają w ruchu syjonistycznym, choć targają nimi dziesiątki wątpliwości. Ciągle rozpatrują w swoich młodych umysłach: jak ich świat powinien wyglądać, gdzie jest ich miejsce – czy na Kazimierzu wśród krzywo na nich patrzących i spluwających na ich widok chasydzkich chałaciarzy, lewicowych antysyjonistycznych bundowców i antysemickich Polaków, czy może na pustynnych ziemiach Erec Izrael, skąd powinni wyrzucić panoszących się Anglików i rozprawić się z Arabami?

Teraz dostali zadanie śledzenia grupki Anglików, która zawitała nie wiedzieć czemu do Krakowa. Trzeba sprawdzić, czy są szpiegami mającym rozpoznać zaangażowanie Żydów w syjonizm i odbudowę swojego kraju w Palestynie, czy po prostu przyjechali się zabawić.

Sama fabuła to tylko scenografia, w której toczą się dyskusje tożsamościowe, patriotyczne, filozoficzne, polityczne. Dyskusje, które równie dobrze mogłyby toczyć się dzisiaj, bo ciągle nie zostały zakończone.

Zarówno te między samymi Żydami, jak rozmowa Rejzy z Jakubem, prowadzona jeszcze w Palestynie, o nowym, mającym powstać osiedlu, którą Rejza będzie wspominać tak:

„[Jakub] wiedział doskonale, że pierwsza osada poza granicami Jafy to Machane Israel. No tak, tylko tam mieszka za dużo Arabów.

– No i Żydzi mizrachim, którzy ci śmierdzą islamem, tak powiedziałeś wczoraj. – Rejza lubiła wbijać szpile mężowi.

Ten fuknął i wrócił do czytania gazety. Twierdził, że są zbyt podobni do Arabów i nie mają takiego zmysłu politycznego jak Żydzi z Polski i Niemiec.

– Zobacz, a ja przez całe życie myślałam, że Żyd to Żyd, tymczasem tak się pięknie różnimy – odgryzła mu się po raz kolejny.

(…)

– Żeby Arabom nie było przykro, zbierzemy cały ten piach i zamienimy w biały, lśniący beton – mówił Jakub.

Ona wzruszała ramionami, marząc o gęsich skwarkach i kiszonym ogórku, których w Jafie nie było”.

Jak i te prowadzone z Anglikami czy Polakami. Choćby pijacka rozmowa Izaaka z polskim oficerem, odbywająca się parę lat później w krakowskim burdelu należącym do Żydówki Chai Minc:

„Kto ma prawo do tej ziemi, Palestyńczycy czy wy? – zapytał Zarubin.

Wtedy Izaak powiedział zadziornie, że się urodził w Palestynie:

– To moja ziemia, mój piach”.

Pasewicz obrazowo i wielozmysłowo odmalowuje sceny rozmów, ulice, karczmy, burdel, zaułki. Czuć ich zapachy i fetory, szorstkość i gładkość skóry, błyszczą kolory, słychać muzykę, brzęk szklanek i kufli, stukot maszyny do pisania i maszyny do szycia.

Z tego snu o tętniącym życiem Kazimierzu wyrywa czytelników co chwilę w przyszłość, do roku 1942. Nie ma już kolorów, nie słychać śmiechów i krzyków. Narracja należy już tylko do Izaaka. Cudem udaje mu się uciec z transportu do obozu w Bełżcu, wyczołguje się spod sterty trupów i wytacza z pociągu. Wygłodniały i spragniony, śmierdzący śmiercią czołga się do pobliskiej wioszczyny. A przez jego głowę przetaczają się wspomnienia, analizy, jak do tego wszystkiego doszło, kto się okazał szpiclem, kto faszystą i antysemitą. Pojawiają się przed oczami polscy oficerowie, żydowscy zdrajcy, pojawia się przyjaciel Arke, kobiety, z którymi spał. Wściekłość i chęć zemsty mieszają się z beznadzieją i bezsensem.

Co było dalej? Co jest dzisiaj? Wszystko to wiemy, i co z tego?

Czy książka Pasewicza, „opowieść o wielokulturowym międzywojennym Krakowie, może stać się kluczem do zrozumienia dzisiejszego konfliktu izraelsko-plastyńskiego”? Takie pytanie pojawia się na okładce. Uważam, że nie. Napisano dziesiątki, jeśli nie setki książek o Izraelu, o Palestynie, relacjach żydowsko-arabskich, izraelsko-palestyńskich i czy pomogły one zrozumieć ten niekończący się konflikt? Na pewno tłumaczą wiele, snują teorie, ale nie dają odpowiedzi. Powieść Pasewicza też nie daje odpowiedzi, i nie sądzę, by taki cel stawiał sobie autor. W końcu trzeba by być prorokiem Eliaszem, żeby wiedzieć, dlaczego tego konfliktu nie można zakończyć, i czy jest z niego jakieś wyjście.

Dla mnie „Czarne wesele” to kolejna ważna cegiełka w odbudowywaniu pamięci o świecie wymazanym przez powojenną Polskę. Do tego pasjonująca lektura na długi, ponury, jesienny wieczór.

(Fot. materiały prasowe)

Edward Pasewicz, „Czarne wesele”, wyd. Wielka Litera

Maria Fredro-Smoleńska
  1. Kultura
  2. Książki
  3. Książka „Czarne wesele” przypomina międzykulturową Polskę
Proszę czekać..
Zamknij