Ariana Grande mówi, że chwilowo zawiesza karierę gwiazdy pop, bo angaż w musicalu „Wicked” rozbudził w niej marzenia o spektakularnym powrocie na Broadway. Nie będzie nowych piosenek na listach przebojów, nie będzie premierowych płyt, małe szanse, że wyruszy w najbliższej przyszłości w trasę koncertową. Co stracimy?
Rok powoli dobiega końca, więc można spokojnie pokusić się o kategoryczny werdykt. W mijających dwunastu miesiącach nowe albumy wydały najbardziej zasięgowe gwiazdy muzyki pop. Taylor Swift, Beyoncé, Dua Lipa, Justin Timberlake, Lady GaGa. Jednak tylko dwie osoby z pierwszej ligi mainstreamowej piosenki zaoferowały w tym roku materiał wyjątkowo wysokiej jakości – wyśmienity miks wytrawnych melodii i chwytliwych refrenów. Billie Eilish ze swoim znakomitym wydanym w połowie maja albumem „Hit Me Hard And Soft”, budowanym na ekscytującym zderzeniu kontrastów. I właśnie Ariana Grande, która w marcu opublikowała „Eternal Sunshine”, zestaw wysmakowanych synthpopowych piosenek układających się w konceptualną opowieść o sensie i bezsensie relacji romantycznych. To jej najlepszy album. Tym bardziej więc nikt nie spodziewał się, że niedługo po premierze tak dobrej płyty wyzna w wywiadach, że zamierza zwolnić tempo i poświęcić się karierze filmowej oraz teatralnej. – Powiem teraz coś, co napędzi niezłego stracha moim fanom, ale wierzę, że jakoś sobie z tym poradzą – oznajmiła w podcaście Bowena Yanga i Matta Rogersa „Las Culturistas”. – Zawsze będę tworzyć muzykę, grać koncerty, robić pop, słowo harcerki! Tyle że nie wyobrażam sobie, aby kolejna dekada była pod tym względem tak intensywna jak poprzednia – dodała piosenkarka. To jeszcze nie są stanowcze deklaracje, że od teraz tylko spektakle muzyczne i żegnajcie popowe refreny, ale fragmenty innych wywiadów i wypowiedzi publikowanych w mediach społecznościowych układają się w opowieść o kobiecie, która dziś – świadoma kosztów sławy – szuka szczęścia i ukojenia poza branżą, która ją wydrenowała.
Czy zobaczymy trasę koncertową promującą „Eternal Sunshine”?
Gdy brytyjski dziennikarz Zane Lowe zapytał Arianę Grande w wywiadzie dla Apple Music, czy zamierzać zagrać trasę koncertową promującą „Eternal Sunshine”, odpowiedziała tylko: – Naprawdę tęsknię za koncertami. Jeśli będzie czas pomiędzy premierami kolejnych części „Wicked” albo po premierze ostatniej (wiadomo, że w przyszłym roku do kin trafi sequel – przyp. red.), postaram się wrócić na scenę, ale tak jak musiałam zredefiniować moją relację z muzyką, tak samo rewizji wymaga mój stosunek do występów na żywo. Mam swoje traumy. W związku z tym, że jako młoda dziewczyna nie potrafiłam stawiać granic, wizja wyjścia na scenę bardzo długo uruchamiała we mnie stany lękowe – wyznała gwiazda.
Jak Ariana Grande z ulubienicy wszystkich stała się hejtowaną diwą?
Grande, obecna w muzyce rozrywkowej, od kiedy skończyła 18 lat i podpisała kontrakt płytowy z Republic Records, doświadczyła wielu form opresji, z którymi mierzą się młode kobiety w przemyśle muzycznym. Rozliczano ją ze związków, w które wchodzi. Z tego, jak wygląda. Z tego, jak mówi. Swego czasu krążyła opinia, że Grande jest wyniosła, zarozumiała i stawia ekscentryczne żądania. Na przykład domaga się, żeby ją wszędzie, dosłownie, nosić, bo jej stopa nie może dotknąć niegodnej gwiazdy posadzki. – Najpierw byłam tym przyjaznym, zabawnym rudzielcem z serialu „Nickeledeon” i wszyscy mnie lubili. A potem wydałam o jeden hit za dużo i uznano, że jestem złośliwą diwą – podsumowała w niedawnym wywiadzie dla „Vanity Fair”. Arianę Grande obserwuje dziś na Instagramie 376 mln kont – więcej niż Taylor Swift czy Beyoncé. A im więcej osób na ciebie patrzy, tym więcej zgłosi zastrzeżenia.
Dwie wielkie tragedie w karierze piosenkarki
Grande musiała mierzyć się z wycelowanymi w nią spojrzeniami, gdy przeżywała publicznie dwie gigantyczne tragedie. W 2017 roku na jej koncercie w Manchesterze zamachowiec samobójca przeprowadził atak terrorystyczny. Zginęły 22 osoby. Rok później w wyniku przypadkowego przedawkowania zmarł jej były partner, raper Mac Miller, a pod adresem wokalistki padały wówczas komentarze, że zostawiła chłopaka na pastwę depresji i pojawiała się publicznie z innym, gdy tamten cierpiał. Grande w tej samej rozmowie dla „Vanity Fair” przyznaje, że trudno funkcjonować w świecie, który co chwilę zmienia zdanie na twój temat. Raz jesteś superbohaterką, raz łotrzycą. Raz ofiarą, innym razem oprawczynią.
Jak Ariana Grande przygotowywała się do roli w „Wicked”?
Ale decyzja o tym, by szukać azylu w musicalu, nie była impulsem. – Każdy dzieciak grający w teatrze marzy, żeby kiedyś wystąpić w „Wicked”. To znaczy… Każdy dzieciak grający w teatrze przede wszystkim marzy, żeby stracić dziewictwo, ale zaraz potem, żeby wystąpić w „Wicked” – żartowała w monologu otwierającym odcinek „Saturday Night Live”, w którym była gospodynią. Gdy tylko po branży rozeszły się plotki o potencjalnej ekranizacji musicalu, strategicznie rozpoczęła przygotowania. – Zaczęłam brać lekcje gry aktorskiej. Chodziłam na lekcje śpiewu, by wytrenować mój głos w sopranie koloraturowym. Podeszłam do sprawy z szacunkiem, którego wymaga – opowiadała w show Jimmy’ego Fallona. Serię castingów rozpoczęła trzy lata temu. Gdy zadzwonili, że mam tę rolę, dostałam pierwszego zawału. Gdy powiedzieli, że zagram u boku Cynthii Erivo, dostałam drugiego ataku serca. Wciąż nie żyję – śmiała się u Fallona.
„Wicked”, kultowy broadwayowski spektakl wystawiony po raz pierwszy 20 lat temu, opowiada historię dwóch czarownic z Krainy Oz, Glindy i Elphaby. W oryginale był refleksją nad naturą dobra i zła, filozoficzną w formie, polityczną w morałach. Nowa kinowa wersja dokłada warstwę rozmyślań nad wymagającą praktyką siostrzeństwa. Dwie czarownice, które dzieli temperament i światopogląd, szukają porozumienia. Ariana Grande gra Glindę, towarzyską gadułę w różowych tiulach. Cynthia Erivo – Elphabę, zdystansowaną introwertyczkę w czerni. „Wicked” nie tylko ma wykorzystywać wokalne zdolności Grande, ale i jej fantastyczny zmysł komediowy, którego dowiodła, chociażby występując w „Saturday Night Live” – skecze z jej udziałem niosą się jak porządne wirale – i w satyrycznym serialu grozy „Królowe krzyku”. Rola w „Wicked” jest dla niej nostalgicznym powrotem do początków kariery w przemyśle rozrywkowym. Zanim zaczęła grać w popularnych telewizyjnych produkcjach dla dzieciaków i zanim wydała swój debiutancki album, Grande występowała w musicalach teatralnych. Nie była rozpoznawalna. Nie musiała odpowiadać na zaczepki. Nic dziwnego, że chciałaby wrócić do tamtego czasu. Ale choć „Wicked” wzbudza raczej pozytywne emocje, Ariany Grande znów nie oszczędzają. Gdy ruszyły zdjęcia, media plotkarskie spekulowały, że romansuje z żonatym kolegą z planu. Gdy dziś promuje film, komentujący w internecie piszą, że nagle zaczęła mówić wysokim, piskliwym głosem – a więc pewnie udaje kogoś, kim nie jest.
Przerwa w szczytowym momencie kariery?
Gdy wydawała ostatni album, też zaglądali jej do łóżka. „Eternal Sunshine” to płyta pisana na zgliszczach małżeństwa z Daltonem Gomezem, choć bardzo uniwersalna w wymowie. Balansująca na granicy świadomie ekshibicjonistycznej opowieści o sobie (zawsze piękny gest przejmowania kontroli nad narracją) i kreacji literackiej, bo przecież nie wszystko wydarzyło się naprawdę, nawet jeśli niektórzy podglądacze założyli, że owszem. Grande najpierw pyta, skąd wiadomo, że związek, w który wchodzimy, będzie dla nas dobry. A na koniec zastanawia się, skąd wiadomo, czy związek, z którego wychodzimy, był dla nas dobry. Płyta z miejsca wylądowała na szczycie Hot 200 „Billboarda”, a single promujące album też były numerami jeden. Nic dziwnego, „Eternal Sunshine” to świetny album. Błyskotliwie napisany, inteligentnie zaaranżowany. Zagraniczne media również go doceniły, chwaląc dojrzałe teksty i nowatorską produkcję. Tym trudniej więc pogodzić się z myślą, że Ariana Grande przez jakiś czas nie wróci do studia. By zawieszać karierę w szczytowym momencie, trzeba mieć w sobie niemało brawury. Albo być po prostu grande.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.