Tegoroczny sezon nagród filmowych, z licznymi nominacjami dla „Tár” i „Wieloryba”, ponownie zwraca uwagę na queerowe role, grane przez aktorów i aktorki hetero. Czy Hollywood nie powinno oddać więcej miejsca twórcom LGBTQ+?
Gdy Marin Alsop po raz pierwszy usłyszała o „Tár” Todda Fielda, poczuła się urażona – jako „kobieta, dyrygentka i jako lesbijka”. Lydia Tár, grana w tym filmie przez Cate Blanchett, jest światowej sławy kompozytorką, która żelazną ręką zarządza Filharmonią Berlińską, gdzie, z jej punktu widzenia, nie ma miejsca na demokrację. Jest za to przestrzeń na molestowanie seksualne i uwodzenie przez główną bohaterkę młodych aspirujących artystek. Tár zachowuje się niczym drapieżnik na polowaniu – instynkt przejmuje nad nią władzę. Prowadzi wyrachowaną, bezwzględną grę z ofiarami i ze swoją żoną, skrzypaczką Sharon (Nina Hoss), z którą wspólnie wychowują córkę. Marin Alsop, pamiętając własne zmagania z mizoginią bardzo zmaskulinizowanego środowiska muzyki klasycznej i symfonicznej na początku swojej kariery, ma żal do Todda Fielda, że zamiast opowiedzieć o trudach kobiety na stanowisku dyrygentki, stworzył z niej potwora. Nazwała „Tár” filmem antykobiecym, który podważa kompetencje kobiet jako liderek.
Tár jest lesbijką, natomiast grająca ją Cate Blanchett to jedna z wielu osób hetero, które zgarnęły nominacje do prestiżowych nagród za granie queerowych postaci (do 2022 roku aż 14 z nich otrzymało Oscara). Gdy coraz więcej mówi się o rażącej dyskryminacji osób LGBTQ+ w branży filmowej, pojawia się pytanie: „Czy aktorzy i aktorki hetero powinni grać queerowe role?”.
Można, jak Billy Porter, odpowiedzieć twardo: „Nie, nie powinni!”. Aktor, znany z serialu „Pose”, wracając pamięcią do swoich castingowych początków, wielokrotnie opowiadał, że jako gej miał szansę na rolę tylko wtedy, gdy przy opisie postaci pojawiło się słowo „ekstrawagancki”. Możliwość angażu jednak zmniejszał niebiały kolor skóry Portera, bowiem jeżeli nie zaznaczono inaczej, bohater był biały – domyślnie. Nieheteronormatywni aktorzy i aktorki – jak mówi gwiazda „Pose” – z reguły nie są obsadzani też w rolach heteryków i heteryczek (chlubnymi wyjątkami są Matt Bomer, Sarah Paulson czy Jonathan Bailey – białe osoby). Podwójne (a przez kolor skóry – potrójne) wykluczenie prowadzi do bezrobocia.
Cate Blanchett wspiera społeczność LGBTQ+ w walce o równe prawa
W Hollywood wcielanie się osób hetero w osoby LGBTQ+ określa się mianem „odwagi”. Choć dziś coming outy w branży filmowej są coraz częstsze, jeszcze do niedawna były odbierane jako coś niewygodnego. Przekonał się o tym Rupert Everett, który, jak twierdzi, po wyjściu z szafy popadł w castingową niełaskę. Po drugiej stronie dyskusji znajdują się queerowe osoby z branży, zarówno starsze (sir Ian McKellen), jak i młodsze (Russell Tovey), które uważają, że zawód aktora opiera się na udawaniu, również odmiennej orientacji czy tożsamości. Osoby hetero uważają pewnie podobnie, często również dlatego, że opłaca się to ich karierom.
Może zatem warto zadać inne pytanie: „W jaki sposób aktorzy i aktorki hetero z powodzeniem mogą wcielić się w queerową postać?”. Na pewno nie powinni porównywać tego doświadczenia z graniem osoby uzależnionej (jak Rachel Weisz, która ma na koncie fantastyczne queerowe role w „Faworycie” Yórgosa Lánthimosa i „Nieposłusznych” Sebastiána Lelio). Nie powinni posługiwać się stereotypem, jak James Cordon w „Balu” Ryana Murphy’ego, w którym przybrał gayface (co charakteryzuje się karykaturalnym przegięciem cech męskich lub kobiecych, specyficzną mową ciała, manieryzmami). Zdarza się też, że aktorzy czy twórcy hetero decydują się na wyrzucenie całego campu i szaleństwa, gdy te są wręcz niezbędne do przedstawienia postaci, jak w przypadku Ramiego Maleka i jego Freddiego Mercury’ego w ugrzecznionym „Bohemian Rhapsody”.
W tegorocznym sezonie nagród filmowych powracającym często w mediach przykładem, dotyczącym przedstawiania postaci queerowych jest „Wieloryb” Darrena Aronofsky’ego. Co prawda film dotyczy chorobliwej otyłości, ale niektórzy krytycy (za aktorem Guyem Branumem) odczytują ją jako metaforę bólu gejowskiego. Charlie (ubrany w pogrubiający kostium Brendan Fraser, który właśnie święci triumfy), nie pogodziwszy się ze swoją orientacją, de facto skazuje się na zamknięcie w zapuszczonym mieszkaniu i obżeranie się fast foodem.
Według otwarcie biseksualnej Kristen Stewart aktorom i aktorkom może pomóc „trzymanie ręki na pulsie i pokazanie, że naprawdę się troszczą” o postać, ale też o społeczność LGBTQ+. W skrócie: są sojusznikami, sojuszniczkami. Tak zresztą właśnie zachowuje się Cate Blanchett, nazywana „lesbijską ikoną”, wspierająca społeczność LGBTQ+ w walce o równe prawa i jednopłciowe małżeństwa. W wielowymiarowy sposób portretowała lesbijki na ekranie – „Carol” Todda Haynesa, film o płomiennym romansie tytułowej bohaterki, granej przez Blanchett, z młodą sprzedawczynią Therese (Rooney Mara), ma status kultowego. Spodobał się też Amerykańskiej Akademii Filmowej, która przyznała mu aż 6 nominacji do Oscara (w tym dla obu aktorek).
W wywiadach przy okazji premiery „Tár” Blanchett opowiada, jak ważna była dla niej praca, razem z twórcami i twórczyniami, nad budowaniem przedakcji granej postaci. Pomagało to w niuansowaniu i zrozumieniu motywacji bohaterki. Podobnie uważa reżyser i scenarzysta Andrew Haigh, którego „Zupełnie inny weekend” należy do klasyki gejowskiego love story. Mimo że grający główną rolę Tom Cullen nie jest gejem, dzięki rozmowom z reżyserem przekonująco potrafił oddać nieheteronormatywne doświadczenie. Haigh zauważa jednak, że im więcej osób LGBTQ+ pracuje albo jest obecnych przy kręceniu filmu czy serialu o osobach ze społeczności, tym lepiej. „To wyzwalające uczucie” – stwierdził reżyser. Jego słowa można odnieść nie tylko do oddania autentyczności, lecz także sprawiedliwości tym, których przez lata pomijano (o czym mówił Billy Porter).
Orientacja seksualna jest jedną z cech postaci
Być może „Tajemnica Brokeback Mountain” Anga Lee to film przełomowy, ale portretował homoseksualność bohaterów (granych przez heteryków, Heatha Ledgera i Jake’a Gyllenhaala) jako zagrażającą im, nieakceptowaną ani przez społeczeństwo, ani tak naprawdę przez żadnego z nich. Happy end został zastąpiony morałem o tym, że trzeba współczuć biednym gejom oraz ich tolerować.
To, jak przez lata zmieniła się perspektywa w portretowaniu queerowości, pokazuje fenomen „Wszystko wszędzie naraz” Daniela Kwana i Daniela Scheinerta. Drugoplanowa bohaterka Joy Wang, grana przez Stephanie Hsu, jako lesbijka walczy o akceptację swojej rodziny, zmaga się też z niedostosowaniem społecznym i szuka własnej tożsamości. Hsu, jako osobie biseksualnej, mającej chińskie korzenie, łatwiej było oddać wewnętrzny ból i wściekłość nieheteronormatywnej postaci, wychowanej w kochającej, acz dysfunkcyjnej rodzinie emigrantów. Poszukiwanie i akceptowanie własnej tożsamości oraz strach przed odrzuceniem nie były aktorce obce.
Transpłciowa aktorka Jen Richards w dokumencie „Ujawnienie” Sama Federa powiedziała: „Jeśli gram postać transpłciową, nie gram transpłciowości”. Zauważa, że ważne jest, aby w filmie czy serialu pokazać całą postać, której tożsamość czy orientacja seksualna jest tylko jedną z cech, a nie określa tej osoby w całości. Jej słowa odbijają się w niedawnym oświadczeniu Toma Hanksa. Aktor przyznał, że dziś nie mógłby zagrać chorego na AIDS geja, w którego wcielił się w „Filadelfii”. Wypadłby nieautentycznie i nie zostałby zaakceptowany przez publiczność. Najważniejsze, by tego rodzaju gesty nie były puste, żeby producenci i producentki dopuszczali do głosu te osoby, które do niedawna były ignorowane. Dla nich też jest miejsce na czerwonym dywanie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.