Bez randek, chłopaków i seksu. Bycie boysober to emocjonalny detoks
Wypalenie randkowe, rozczarowanie relacjami z osobami poznanymi za pośrednictwem aplikacji randkowych i ich odinstalowanie. Czy w roku 2024 coraz częściej będziemy robić sobie przerwę od romantycznych związków na rzecz dbania o więź z samą sobą? Hope Woodard ze Stanów daje sobie na bycie boysober rok. Maja z Warszawy dopiero zaczęła swój detoks od randek i jeszcze nie wie, jak długo on potrwa. Co je do tego popchnęło?
Trzeźwość od chłopaków? „Tylko nie nazywajcie tego celibatem” – zastrzega Hope Woodard, 27-letnia komiczka, która postanowiła zrobić sobie roczną przerwę od randkowania i uprawiania seksu. O swoich doświadczeniach opowiada podczas odbywających się co miesiąc biletowanych spotkań w brooklyńskim klubie Purgatory i na swoim TikToku. O haśle „boysober”, które Hope ukuła, by określić swój aktualny status, świat usłyszał 3 lutego tego roku, gdy napisał o tym „The New York Times”. Woodard podkreśla, że chciałaby, aby boysober traktować jako pojęcie inkluzywne, oznaczające powstrzymywanie się od wchodzenia w relacje romantyczne z osobami jakiejkolwiek płci.
Choć hasło jest nowe, to postawa Woodard wpisuje się w powszechne już zjawisko, które można nazwać wypaleniem randkowym. Czym to skutkuje? Kasowaniem aplikacji randkowych, rezygnacją z umawiania się z innymi osobami, często też zwątpieniem w możliwość znalezienia miłości. Detoks pozwala jednak często nawiązać czy naprawić inną niezwykle ważną relację – z samą sobą.
Cienie i blaski seryjnego randkowania
Na początku tego roku z randek postanowiła zrezygnować 26-letnia Maja. – W połowie stycznia zakończyłam kilkutygodniową relację z chłopakiem poznanym przez Tindera. Zwykle wracałam w takich sytuacjach do aplikacji. Ale nie tym razem – zaczyna swoja opowieść. Z aplikacji zaczęła korzystać 4 lata temu, licząc, że będzie to proste i funkcjonalne narzędzie, które pomoże jej szybko znaleźć miłość. – To miała być bułka z masłem, jednak nie była. Na jakiś czas poszukiwania miłości uniemożliwiła Mai pandemia, wciąż też czuła się nowicjuszką w poznawaniu ludzi przez internet. W zeszłym roku postanowiła się jednak wziąć za to na poważnie i intensywnie randkować. – To był szalony czas – przyznaje. – Chodziłam na wiele randek, czasem kończyło się na jednym spotkaniu, czasem było ich od kilku do kilkunastu, ale wciąż nie mogłam znaleźć kogoś, przy kim serce zabiłoby mi mocniej. Mimo wszystko uważam, że nie był to stracony czas, poznawałam różne osoby i przy okazji siebie. Wyrobiłam się w small talku, zaczęłam rozpoznawać swoje potrzeby, to, co mi się podoba w mężczyznach, a jakich zachowań absolutnie nie zaakceptuję, na przykład nietolerancji albo braku szczerej komunikacji.
Pod koniec roku Maja poznała interesującego chłopaka, on jednak nie był gotowy na związek, którego ona szukała. Chciał się z kimś luźno spotykać, uprawiać seks. – Zdecydowałam się spróbować takiej relacji, korzystać z tego, co przynosi los. Było miło, nie żałuję, ale uświadomiłam sobie, że w tym momencie to nie dla mnie. Przy okazji dotarło do mnie, że może powinnam od razu komunikować, czego szukam. Na moich randkowych profilach zwykle nie chciałam tego określać, wydawało mi się, że to ogranicza mi wybór, że mogę przegapić kogoś wartego uwagi, kto ma inne cele. Okazuje się, że takie określanie ma jednak swoje zalety.
Czas na detoks, czyli bycie boysober w praktyce
Kiedy ta casualowa relacja zakończyła się w połowie stycznia, Maja postanowiła nie szukać pocieszenia w randkowaniu. – Złapałam się na tym, że narzekam na aplikacje randkowe, że są złe i że nie da się przez nie poznać nikogo sensownego. Nakręcałam się negatywnie. Kiedy emocje opadały, wciąż czułam, że aplikacje są dobrym narzędziem do łączenia ludzi w pary, tylko ja jeszcze nie trafiłam na tego kogoś. Nie chciałam stracić funu z randkowania, który miałam na początku, i skreślić Tindera czy Bumble. Dziś to normalne, że w sieci znajduje się miłość czy przyjaźń. Uznała, że sposobem na rosnącą frustrację będzie zrobienie sobie przerwy od aplikacji, a co za tym idzie, od spotkań z kolejnymi mężczyznami.
Oczywiście randkując online, poznała smak ghostingu, sama też zakończyła jedną czy dwie znajomości bez słowa wyjaśnienia. Była na randkach, na których okazywało się, że ktoś wygląda zupełnie inaczej niż na zdjęciach, były randki, po których czuła niesmak. Jednak pamięta też o spotkaniach, podczas których był flow, o zwiedzaniu Nowego Jorku z lokalsem i innych ciekawych doświadczeniach. Nie jest przeciwniczką aplikacji.
Woodard podczas swoich wystąpień też dzieli się doświadczeniami z randek. Mówi o tym, jak zwodziła innych czy przymykała oko na czerwone flagi. Uznała więc, że potrzebuje roku, by oduczyć się złych randkowych schematów.
Maja nie ustaliła czasowej granicy swojego detoksu od facetów z aplikacji. Jeszcze nie wie, do kiedy potrwa. Uznała, że zna siebie na tyle, że poczuje, kiedy będzie rzeczywiście gotowa wrócić do randkowania. W pierwszym tygodniu bez Tindera i Bumble była zachwycona. – Wreszcie nie czułam presji, że muszę się z kimś umówić, nikt do mnie nie pisał, nie zaprzątał mi głowy, nie było stresowania się pierwszymi randkami. Po kilku dniach zaczęło jej jednak brakować ekscytacji związanej z poznawaniem nowych osób, szykowaniem się na randki. – Siedziałam pod kocem w domu, za oknem ciemno, deszcz ze śniegiem. W takich warunkach fajnie mieć crusha. Byłam bliska zainstalowania z powrotem którejś z aplikacji randkowych, ale przecież zrobiłam sobie tę przerwę – postanowiłam być boysober – także dlatego, żeby nie uzależniać swojego szczęścia od tego, czy ktoś jest w moim życiu, od relacji romantycznych. Nie jest to łatwe, ale się tego uczę. Dziś, po miesiącu detoksu, czuję się lepiej, apki mnie nie kuszą. I jest to dla mnie sukces w stosunku do intensywności mojego randkowania przez ostatni rok. Myślę, że potrzebuję jeszcze przynajmniej miesiąca takiego spokoju.
Zalety bycia boysober
Presja związków bez wątpienia istnieje w naszym społeczeństwie. Trudno nie zauważyć, że najpopularniejszym schematem wciąż jest życie w parach. Maja cieszy się, że przetrwała walentynki, kiedy wszędzie roi się od zakochanych. Ona jeszcze nie doświadczyła miłości, ale wierzy, że wszystko przed nią. Ma szczęście, ponieważ jej znajomi z Warszawy i okolic rozumieją, że są różne drogi życiowe. Ma przyjaciółki będące w parach, jak również singielki z wyboru. Ona sama obecnie uznaje się za singielkę i nie ma z tym problemu. Czasem tylko w pracy widzi współczujące spojrzenia innych, gdy rozmowa schodzi na relacje, na temat tego, kto z kim się spotyka, i okazuje się, że ona jest sama. – Sama, ale nie samotna – podkreśla. – Ostatnio mówię, że robię sobie detoks od randkowania, zgodnie z prawdą, co z kolei spotyka się ze zdziwieniem – mówi ze śmiechem. – Chcę teraz dać sobie przestrzeń na inne rzeczy.
Początkowo Maja wpadła w panikę, bała się, że nie będzie wiedziała, jak zagospodarować wolny czas. Szybko jednak przezwyciężyła ten lęk. – Nie może być tak, że nie mogę żyć bez randkowania, bez wirtualnych poszukiwań faceta. A jego chwilowy brak u boku to nie koniec świata. Przekonanie, że szczęście da nam miłość, partner, jest powszechne. Stąd być może bierze się presja zakładania rodziny, życia w związkach. Jednak szczęście jest przecież zależne przede wszystkim od nas samych. Podobnego zdania jest nasza bohaterka. Maja zaczęła poświęcać więcej uwagi samej sobie. Sesje rozciągania ciała czy lekcje francuskiego mogłaby oczywiście zmieścić między randkami, ale teraz tworzy własne rytuały i czerpie z tego przyjemność. Uczy się na nowo spędzać czas sama ze sobą. – Kiedyś lubiłam być sama, dobrze się czułam we własnym towarzystwie. Intensywnie randkując, zatraciłam tę umiejętność. Maja odbudowuje relację z samą sobą, chodzi sama na spacery, na wystawy czy do kina.
Jedna z przyjaciółek Mai poznała chłopaka przez Bumble zaraz po założeniu aplikacji. Spotykają się od kilku tygodni i są zakochani po uszy. – Czyli da się – mówi z nadzieją Maja. Pozostałe przyjaciółki żartują, że od kiedy jest na detoksie, nie dostarcza im zabawnych randkowych historii. – Miałam przez chwilę takie poczucie, że co ja teraz będę opowiadać, że muszę natychmiast założyć apkę, ale przecież nie może też być tak, że gadamy tylko o facetach, że oni tak bardzo zaprzątają nasze myśli. Uświadomiłam przyjaciółkom, że ta monotematyka bywa męcząca. Poza tym randkowanie online to wyczerpujące zajęcie – najpierw żmudne przeglądanie setek profili, później pisanie, umawianie się, stres. – Fajnie słucha się historii z randek, ale one pochłaniają czas, energię, powodują zawsze jakiś stres – wymienia Maja.
Boysober jako prawdziwe oczyszczenie
Przyjaciółki może i żartują, że brakuje im randkowych historii Mai, ale przede wszystkim wspierają ją w jej postanowieniu. – Mówią, że przechodzę prawdziwe oczyszczenie, że to moje katharsis i są ze mnie dumne. Przetrwałam kryzysy. Dałam sobie czas. Może na wiosnę wrócę do umawiania się przez aplikacje – odmieniona, bez tak dużej presji, ze świeżym spojrzeniem. I utwierdzona w przekonaniu, że szukam miłości.
Hope Woodard podczas bycia boysober dba o swoje zdrowie psychiczne, o siebie, uczy się stawiać granice, mówić „nie”, słuchać własnych potrzeb i rozpoznać, skąd wzięła się w niej presja bycia w związku, nieustającego randkowania. Roczny post od relacji romantycznych może nie mieścić się nam w głowie, ale czy to nie najwyższy czas, aby zauważyć, że bardziej kuriozalne jest to, że nie potrafimy pozbyć się starych wzorców, nie dajemy sobie nawet przestrzeni, by zastanowić się, czy one faktycznie nam odpowiadają. Wydawałoby się, że wejście na wydeptane przez pokolenia ścieżki to gwarancja łatwego i szczęśliwego życia. Niestety okazuje się, że tej gwarancji wcale nie ma.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.