Dlaczego potrzeba bycia osobą rozumianą, zauważaną ma tak duży związek ze zdradzaniem? Kto najczęściej dopuszcza się zdrady emocjonalnej? W jaki sposób to doświadczenie może pozytywnie wpłynąć na związek? Wyjaśnia psycholożka Magdalena Sękowska.
Czym jest zdrada emocjonalna?
Sytuacją, w której bliskość zarezerwowana dla partnera oddawana jest komuś innemu. I dzieje się to w tajemnicy przed partnerem. Krótko mówiąc: zdrada emocjonalna jest uszczuplaniem intymności w głównym związku, za plecami bliskiej osoby. Ale poza przekroczeniem granicy i sekretem ważne jest też zaangażowanie – bez niego nie ma emocjonalnej zdrady. Bo mogę mieć różne fantazje, myśleć, że ktoś jest atrakcyjny, z jakiegoś powodu mnie fascynuje, ale jednak nie wchodzić z nim w relację. Nie angażować się i nie zapraszać do zaangażowania tej drugiej strony.
Czyli zdradą może być to, że przyjaźnię się z innym mężczyzną i ukrywam przed partnerem, że się z nim spotykam?
Że zaczynam mieć z nim pewną intymność związaną z dzieleniem się swoimi emocjami, opowieściami o tym, czym teraz żyję. Zwierzam mu się z tego, czego się boję, co mnie cieszy, a co smuci. I jeśli ta relacja staje się moim głównym doświadczeniem, które wzmacnia moje poczucie bycia widzianą i rozumianą, to ściąga mnie w inny nurt. Przestaję dawać budulec do tworzenia związku, w którym ciągle jestem.
Granice takiej zdrady wydają się bardzo płynne.
Oczywiście, ponieważ nie tylko każdy indywidualnie ma swoje granice otwartości i własną definicję zdrady, ale także każda para definiuje ją inaczej. I na coś innego zwykle się umawia. Dla jednych bliska przyjaźń partnerki z innym mężczyzną nie będzie problemem, dla innych owszem. Dlatego zdradę emocjonalną zawsze warto rozpatrywać w kontekście konkretnej relacji.
Definicję zdrady fizycznej też trzeba szyć na miarę – dla jednych masturbacja albo oglądanie porno jest niedopuszczalne. Dla innych trójkąty, seks grupowy albo zdrada kontrolowana to żadna zdrada. Idealne byłoby zorientowanie się, co dla drugiej strony jest przekroczeniem granicy. I aktualizowanie tej wiedzy raz na jakiś czas.
Czasem zadaję parom w gabinecie pytanie o oczekiwania partnera. Mówię: „Jak pani myśli? Czego chciałby pani mąż?”. Ona odpowiada i okazuje się, że rzeczywiście są to jego oczekiwania, ale sprzed 10 lat. Sprawdzanie, dowiadywanie się, czy to, na co się umówiliśmy, wciąż działa, jest jednym z głównych zadań związku. Jeżeli tego nie robimy, możemy się tylko domyślać, a domyślanie się to zwykle czynnik przynoszący w parze zakłócenia i nieporozumienia. Czasem jeden wieczór, a nawet jedno pytanie w stylu: „Na co sobie teraz pozwalamy? Wyjeżdżamy w tym roku na wakacje razem czy osobno? Jak to widzisz?” – może być na wagę złota.
Parom wydaje się to chyba mało romantyczne, trochę techniczne. Więc kiedy już padają kluczowe dla relacji informacje, to najczęściej podczas kłótni.
Albo już po przekroczeniu jakiejś granicy dowiadujemy się, że partner myśli albo czuje w określony sposób. Dobry związek nie oznacza wiedzy totalnej, dlatego lepiej sprawdzać, czy jesteśmy na bieżąco. Może i nie jest to bardzo romantyczne, ale daje poczucie, że nie gubimy się w zamęcie codzienności. A to z kolei sprawia, że czujemy się ważni – widzisz mnie i ja ciebie widzę, potrafimy siebie uwzględniać.
W zdradzie fizycznej często nie chodzi o kochanka ani nawet o seks, tylko o to, jak zdradzający czuje się w tej nowej sytuacji, która daje mu energię, ożywia go, odmładza. Co dostaje osoba, która zdradza emocjonalnie?
Może dostać bardzo dużo, ponieważ kontakt emocjonalny jest jedną z naszych podstawowych potrzeb. Dzięki temu, że zapewniają nam go pierwsi opiekunowie, jesteśmy w stanie przeżyć. Ta potrzeba rozpoznania emocjonalnego przez drugą osobę nigdy nie znika. I nie zmniejsza się.
Jeśli ktoś daje nam to poczucie w ukryciu, wtedy chyba jeszcze bardziej zachęca do kontynuowania relacji?
Emocjonalny, zaangażowany kontakt może być dla nas bardzo nagradzający. Może dawać poczucie wyjątkowości, ponieważ intensywność spotkania osób, które działają w konsekwencji pewnego braku – a tak często dzieje się w zdradzie – jest ogromne. I daje poczucie, że nie tylko mocno stoję na nogach, ale mam też lustro, które mi pokazuje, że jestem coś wart. To bardzo ważne, bardzo pociągające.
Czy pary często przychodzą z tym problemem do gabinetu terapeuty?
Dość często przychodzą z historią jakiejś pozazwiązkowej relacji, która zaburzyła nurt ich wspólnego związku. Czasem dzieje się to w gronie przyjaciół, nie musi chodzić o nikogo nowego. Zaczyna się od tego, że z przyjacielem dzielimy się poczuciem braku w tej sferze i zaczyna się między nami porozumienie, jakiś sojusz, i taka myśl, że może właśnie my powinniśmy ze sobą być.
Mówimy o doświadczeniach, w których nie ma seksu?
Tak. Czasami taka osoba mówi o tym swojemu partnerowi, chce coś zmienić. Gorzej, jeśli partner dowiaduje się przez przypadek sam. Bo potem myśli: „Co by było, gdybym tego nie odkrył? Odeszłaby ode mnie? Czy ukrywałaby to przede mną już zawsze?”. Element sekretu wzbudza zwykle silne emocje, bo bycie zdradzonym jest trochę jak bycie porzuconym. A na pewno niewidzianym, niezauważanym – na te aspekty trudno nie reagować.
Do tego żyjemy w czasach dość łatwego wykrywania zdrady – właściwie wszędzie możemy natknąć się nie tylko na ślady, ale wręcz na całą dokumentację romansu, także tego emocjonalnego.
Niektórzy zaczynają się w tym zbieraniu dokumentacji specjalizować: śledzą, sprawdzają, domagają się całej korespondencji, rachunków, zdjęć. Owładnięcie psychiki poczuciem bycia oszukanym może destrukcyjnie wpływać na osobę, która takie śledztwo prowadzi. Z drugiej strony, poczucie, że coś się dzieje w tajemnicy, poza nami, buduje poczucie zagrożenia, które potem możemy nieść dalej, przekładać je na inne relacje.
Ważne chyba, żeby zadać sobie pytanie, po co prowadzę śledztwo, czy na pewno chcę wiedzieć?
To wymaga dużej samoświadomości, żeby nie zapętlić się w nieustającym sprawdzaniu, nieufności, podejrzliwości. Czasem dobrze sprawdzić, czy chcę być sędzią, który oceni partnera, czy osobą, która czegoś doświadczyła i na tej podstawie podejmie decyzję, co dalej? Sytuacja zdrady emocjonalnej powinna nas zachęcić do zadania sobie pytań: Po co to było? Co mam przez to zobaczyć? Czy po tym doświadczeniu możemy się czegoś razem nauczyć?
Zdrada emocjonalna nie musi oznaczać przecież końca związku.
Może oznaczać naprawdę dobry początek związku, pod warunkiem że para wyciągnie wnioski. I nie przejdzie nad zdradą do porządku dziennego, nie zamiecie jej pod dywan. Znam pary, które po doświadczeniu emocjonalnej zdrady bardzo się wzmocniły, przeszły na inny poziom funkcjonowania – boleśnie, ale zobaczyły, czego nie robiły, albo dostrzegły coś, co robiły nadmiarowo, i były na tyle pokorne i skromne, że przemyślały to i wyciągnęły wnioski. Nie padły na kolana, tylko czegoś się nauczyły. Właśnie po to, żeby płynniej zbudować potem siłę bycia razem.
A może niewierność emocjonalna nie musi zdarzyć się z innym człowiekiem? Czy sytuację, w której zamiast partnera ktoś wybiera pracę albo pasję i nie ma czasu dla najbliższej osoby, można nazwać emocjonalną zdradą?
Nazwałabym to raczej lokowaniem zaangażowania poza relacją partnerską. To się zdarza, kiedy problem, który pojawia się w związku, rozwiązujemy poza nim. Psychologicznie takie zjawisko nazywamy triangulacją: aby związek mógł funkcjonować, jeden z partnerów zaprasza inny obiekt – to może być praca, pasja, alkohol albo zaangażowanie się w opiekę nad dzieckiem, ewentualnie koncentracja na zwierzaku. Poprzez trójkąt luzuje napięcie w parze, najczęściej nieświadomie. Oczywiście to, co zapobiega napięciom, wcale nie zapobiega frustracji, raczej oddala rozwiązanie jakiegoś dylematu, na chwilę daje parze emocjonalny dystans.
Kto najczęściej dopuszcza się zdrady emocjonalnej?
Na szukanie innych osób narażeni są ci, którzy nie ujawniają swojej frustracji, nie mówią o niej, zamykają ją w sobie i całymi latami potrafią wytrzymywać stres. Po takim czasie wystarczy niewielki czynnik spustowy: dobre słowo, pójście gdzieś, gdzie się przyjemnie poczujemy, poznamy kogoś, kto wyda nam się wyjątkowy, i pod wpływem atmosfery, którą akurat czujemy w domu, może wylać się z nas cała gorycz, przestajemy trzymać granice. A potem w sekrecie próbujemy dostarczyć sobie tego, czego nam tak bardzo brakuje.
Co, jeśli dopuszczamy się takiej zdrady? Jak sobie z nią poradzić?
Zapytać samego siebie: Co tu się dzieje? O co mi chodzi? Czego szukam? I czy na pewno nie mogę tego dostać od mojego partnera? Autorefleksja zawsze jest momentem zatrzymania, ochroną przed nami samymi, umiejętnością popatrzenia na siebie z helikoptera i wejścia w dialog ze sobą. To nie jest łatwe, ale może nas ochronić przed pójściem za jakąś reakcją.
I pozwolić na świadomą decyzję.
To bardzo ważne, może najważniejsze: świadome życie to seria decyzji, a nie seria reakcji. Tymczasem zdrada emocjonalna często ma charakter reaktywny. Dlatego naprawdę warto się czasem zastanowić i zadać sobie pytanie: Czy to jest moja decyzja? Czy chcę, żeby moje życie tak wyglądało? Czy biorę za to odpowiedzialność? Jeśli tego nie zrobimy, będziemy reagować na to, co się dzieje w naszym życiu, a nie podejmować decyzje.
Magdalena Sękowska jest psycholożką, psychoterapeutką, terapeutką par, coachką
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.