Daddy issues utrudniają kobietom budowanie związków. Czym jest „syndrom tatusia”?
Psychoterapeuta Jacek Masłowski razem z dziennikarką Magdaleną Adaszewską napisał książkę „Syndrom tatusia”, by pomóc kobietom zmierzyć się z daddy issues. Jak relacja córki z ojcem wpływa na jej późniejsze związki z mężczyznami? Jak nieobecność ojca krzywdzi dziewczynki? I wreszcie: jak wypracować nowoczesny model ojcostwa?
„Echo relacji z ojcem”, często wyparte, może wpływać negatywnie nie tylko na relacje, które kobieta nawiązuje w dorosłym życiu, lecz także na jej samoocenę, potencjał zawodowy, poczucie spełnienia. – Kobiety nie przychodzą do gabinetu, mówiąc, że dotyka je „syndrom tatusia”. Ta nazwa nie została jeszcze na tyle rozpowszechniona, żeby mogły się tym określeniem posługiwać. Opowiadają natomiast o problemach w budowaniu relacji z mężczyznami. Zabiegają o miłość, ale spotykają się z odrzuceniem. I nie znają źródła tych kłopotów. W czasie terapii musimy wspólnie sięgnąć w przeszłość, by to źródło dostrzec. Ale, oczywiście, nie wszystkie problemy z relacjami wynikają z daddy issues – mówi Jacek Masłowski. – W procesie terapeutycznym bierzemy pod uwagę relacje nie tylko z rodzicami, lecz także z rodzeństwem i relacje rówieśnicze. Przyzwyczailiśmy się trochę za bardzo do tego, żeby odpowiedzialnością za problemy obarczać rodziców. Mam wiele doświadczeń terapeutycznych, które ocierają się o pracę z szeroko pojętą traumą, dotyczących wykluczenia z grupy. Solidny fundament w postaci dobrych relacji z rodzicami może niwelować trudności w grupie rówieśniczej – dodaje.
W jaki sposób kobiety z daddy issues budują związki z mężczyznami?
W książce „Syndrom tatusia” napisanej wspólnie z Magdaleną Adaszewską psychoterapeuta wyjaśnia, w jaki sposób daddy issues utrudniają dorosłym córkom budowanie związków. W relacjach w dorosłym życiu może nastąpić wtórna wiktymizacja – w wyniku specyficznej dynamiki relacji z ojcem takie kobiety mogą przeżywać siebie jako gorsze w związkach z mężczyznami, niejako powracając do znanych sobie emocji i wydarzeń, które je wywołują. Dobrze, aby zyskały świadomość źródła tych sytuacji – tzw. syndromu tatusia.
Kobiety z „syndromem tatusia” potrzebują akceptacji, szukają potwierdzenia swojej wartości u mężczyzn, panicznie boją się odrzucenia. Strach przed samotnością mogą odczuwać tak silnie, że godzą się na funkcjonowanie w toksycznym związku, byle uniknąć stawienia czoła prawdziwej przyczynie problemu.
Nieumiejętność tworzenia zdrowych relacji partnerskich może objawiać się na wiele sposobów – kobiety z daddy issues albo idealizują partnerów, albo mają ogólnie złe zdanie o mężczyznach, albo nie potrafią się zaangażować w związek, albo otwierają się zbyt szybko, albo wybierają mężczyzn emocjonalnie niedostępnych, albo oczekują, że partner spełni wszystkie ich potrzeby. Gdy relacja z pierwszym ważnym mężczyzną w życiu dziewczyny rodzi ból, córce brakuje prawidłowych wzorców. Wybierają więc albo mężczyzn podobnych do ojca i wówczas powtarzają schemat znany z domu, albo jego przeciwieństwo – wtedy oczekują, że związek da im poczucie bezpieczeństwa, którego im brakowało. Gdy córka szuka w partnerze drugiego, lepszego ojca, może uwikłać się w dysfunkcyjne związki, które bazują na nierównym rozkładzie sił między kobietą a mężczyzną. Kobieta, próbując kupić miłość, na którą w swoim odczuciu nie zasługuje, godzi się na więcej, zatraca siebie, stawia mężczyznę na piedestale, bo uważa, że tylko on jest w stanie się nią zaopiekować.
Na przeciwległym biegunie leży relacja ojca rozpieszczającego, który wychowuje „córeczkę tatusia”, małą księżniczkę. Z jednej strony, jej poczucie własnej wartości rośnie, z drugiej jednak – zachwyt ojca każe dorastającej dziewczynce dopasowywać się do ideału, który widzi w niej ojciec, kosztem własnej osobowości. Później sama idealizuje mężczyzn, niejednokrotnie narażając się na zranienie.
W skrajnych przypadkach syndrom tatusia przekształca się w kompleks Elektry – na pewnym etapie dzieciństwa córka zaczyna konkurować z matką o względy ojca, co w przyszłości może powodować m.in. nieumiejętność nawiązywania relacji z mężczyznami w tym samym wieku, roszczeniową postawę wobec partnera, posługiwanie się szantażem emocjonalnym.
„Syndrom tatusia” najczęściej wiąże się z nieobecnością ojca – fizyczną albo emocjonalną
Daddy issues to nie jest pojęcie naukowe. Nie oznacza choroby czy zaburzenia, lecz wynikające z relacji z ojcem zranienie z okresu dzieciństwa, które pozostawia ślad także w dorosłym życiu. Zjawiskiem zajęła się z początku psychoanaliza, pojawia się także w kontekście teorii stylów przywiązania, sformułowanej przez psychiatrę i psychoanalityka Johna Bowlby’ego.
Daddy issues wiążą się z nieobecnością ojca albo niewłaściwym funkcjonowaniem relacji ojca z córką. Fizyczna nieobecność ojca, spowodowana np. rozstaniem rodziców, to czubek góry lodowej. Nieobecny emocjonalnie ojciec, odmawiający udziału w życiu rodzinnym, krzywdzi córkę w podobnym stopniu.
Nie tylko ojciec nieobecny może utrudnić prawidłowy rozwój córki. Psychoterapeutka Maureen Murdock wyróżniła osiem głównych typów ojca. Ojciec dominujący, często także przemocowy (stosujący przemoc fizyczną, psychiczną, seksualną i ekonomiczną), wymaga pełnego podporządkowania. W efekcie córka nie może stworzyć własnej osobowości – dostosowuje się bowiem w pełni do jego oczekiwań. Natomiast ojciec uwodzący seksualizuje relację z córką. Nie musi za tym iść molestowanie, lecz to przekroczenie granicy sprawia, że córka zaczyna chronić się przed mężczyznami. Z kolei ojciec bierny nie może stać się dla córki autorytetem – wtedy matka w całości przejmuje odpowiedzialność za wychowanie. Ojciec rozpieszczający i idealizujący wychowuje „córeczkę tatusia”. Taki model może doprowadzić do wyparcia w kobiecie własnych potrzeb kosztem spełnienia pragnień ojca, a potem partnera. I wreszcie ojciec wystarczająco dobry, który wspiera córkę, dając jej poczucie bezpieczeństwa.
Jak postępować? Ekspertka od związków Caitlin Cantor postuluje trzy kroki w kierunku emocjonalnego zdrowienia. Najpierw należy daddy issues w sobie rozpoznać. Potem zadać sobie pytanie, czego nam brakowało w relacji z ojcem. Można ten błąd opłakiwać, można pozwolić sobie na gniew. Trzeci krok to lekcja zastępowania niewłaściwych wzorców zdrowszymi relacjami.
Jak stać się wystarczająco dobrym ojcem, nie tylko dla córek?
„Dobry ojciec jest jak polisa na przyszłość”, piszą Masłowski i Adaszewska. Tyle, że wielu współczesnych ojców też doznało krzywdy ze strony swoich rodziców. Często nie potrafią przyznać, że nie radzą sobie z wyzwaniami wychowania. – Podejście mężczyzn do ojcostwa się zmienia. Do niedawna ojcowie byli nieobecni, dziś ten trend się odwraca, ale nie znamy jeszcze jego skutków. Ojcowie zaczynają być „nadobecni”, a matki nieobecne. Widzę tu dwa potencjalne zagrożenia. Może wyrosnąć pokolenie córeczek tatusia, hołubionych przez ojców, któremu trudno będzie budować relacje ze względu na tę nadopiekuńczość ze strony pierwszego ważnego mężczyzny – tłumaczy Masłowski. Ojciec wystarczająco dobry nie musi być idealny, ale powinien przyznawać się do błędów. Obecność emocjonalna oznacza nie tylko okazywanie uczuć, lecz także wpuszczanie dziecka do swojego świata.
Współczesne ojcostwo zostało jednak również obarczone ryzykiem. – Współcześni ojcowie mogą generować dwa rodzaje zagrożeń. Po pierwsze, projektują własne niezaspokojone potrzeby na dzieci. Zamiast być w realnym kontakcie z dzieckiem i jego potrzebami, zaspokajają tak naprawdę własne potrzeby. Po drugie, ojcowie mają „kompleks tatusia” – przekonanie, że trudno im będzie dobrze pełnić tę rolę, bo oczekiwania społeczne są duże, a doświadczenia z własnymi ojcami –kiepskie. Tacy ojcowie mogą mieć trudność ze stawianiem dzieciom granic, „zalecają się” do nich, nie potrafią obsługiwać ich emocji. Wciąż pytają dzieci, czy się dobrze bawiły, jakby wymiar rozrywkowy był jedynym słusznym obliczem rodzicielstwa. Ogranicza ich też mit matki Polki, która wie wszystko najlepiej. Przeglądają się więc wciąż w oczach i dziecka, i partnerki – mówi Masłowski, który tworzy takie inicjatywy, jak warsztaty ojcostwa w Masculinum, podczas których ojcowie mogą dzielić się ze sobą doświadczeniami. – Tak pomagamy im budować autonomię rodzicielską – dodaje ekspert.
Masłowski ma pięcioro dzieci, w tym trzy córki, którym zadedykował książkę. „Moje ojcostwo trwa już blisko trzydzieści lat. Podzielone jest na kilka etapów. Mam trzy córki i dwóch synów. Najmłodsza córka ma siedem lat, średnia piętnaście, najstarsza dwadzieścia osiem. Nie ukrywam, że relacja z najstarszą córką jest trudna”, pisze we wstępie do książki. – Jestem ojcem po pięćdziesiątce. Jako ojciec małych dzieci jestem teraz zupełnie inny. Nie mam dylematów tych, co wcześniej – to nie wynika tylko z doświadczenia życiowego, lecz także z mojej pracy zawodowej. I ustawicznej pracy nad sobą. Nie chodzi o to, żeby się zmieniać, tylko żeby się coraz lepiej poznawać – dodaje w rozmowie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.