Debiut Charlotte Wells „Aftersun” o wakacjach, które młody ojciec spędza z córką u progu jej dojrzewania, porusza publiczność od canneńskiej premiery. – Zawarłam w nim mój smutek, mój żal, moje uczucia – mówi reżyserka. Od 3 lutego film można oglądać w polskich kinach.
Nostalgia to obosieczny miecz. Momenty, które wydawały się ważne, zapominamy, te, których kiedyś nawet nie zanotowaliśmy, urastają do rangi przełomowych. Tak działa czas. Czas, który dzieli nas od wydarzeń, sprawia, że inaczej myślimy o momencie minionym. W „Aftersun” czas toczy się nieregularnie – prozaiczne sceny wydłużają się, widzimy je niemal w czasie rzeczywistym, a chwile ciężkie od emocji się urywają. Do porządku przeżyć i wspomnień dochodzi trzeci – warstwa opowieści. Ta znów się rozwidla. Opowieść snuje dorosła kobieta, która wie, jak skończyła się tamta historia. Na bieżąco dokumentują ją natomiast bohaterowie – i ona, i jej tata – na amatorskich nagraniach kamerą wideo.
Na nostalgię osobistą nachodzi też nostalgia za epoką – odrobinę siermiężnymi latami 90., w których turecki kurort, gdzie Calum (Paul Mescal) spędza wakacje z córką Sophie (Frankie Corio), już wydaje się przebrzmiały. Przytłumione barwy zjeżdżalni, obszerne T-shirty noszone przez dzieciaki, światło dyskoteki rozpraszające ciemność. Pulsujące reflektory przenoszą dorosłą Sophie w przeszłość. Na imprezie nie tańczy, tylko stoi, zapatrzona w dal. Jest znów dziewczynką u progu dojrzewania, która jedzie na wakacje z tatą.
„Aftersun”: Już nigdy nie będzie takiego lata
Młody tata nie jest już z mamą. Trochę się miota. Czasami znika. Bardzo się stara. Sophie wie o nim dużo, ale nie wszystko. On chce wiedzieć o niej jak najwięcej. – Możesz mi powiedzieć o wszystkim, nawet o narkotykach, które będziesz brała – mówi jej. Calum budzi w Sophie wszystkie uczucia, które wywołuje rodzic – zażenowanie, gdy niezgrabnie tańczy, niepokój, gdy zachowuje się w nieodpowiedzialny sposób, zniecierpliwienie, gdy chce „rozmawiać o życiu”.
Calum składa Sophie obietnicę, że będzie przy niej trwać. Podskórnie czujemy, że jej nie spełni. Że zostały im tylko te wakacje. Ona z kumplem będzie grała na flipperach, a ze starszymi dzieciakami w bilard, z tatą poopala się, popływa, pożartuje. Trochę ponudzi. Bo przecież doświadczenie dziecięcych wakacji to też bezbrzeżna nuda. Na tę wolność czeka się, pisząc w szkole dyktanda, a potem nie wie do końca, co z nią zrobić.
Trzydziestoletni Calum też nie wie, co zrobić ze swoją wolnością. Chciałby chcieć – poukładać sobie sprawy z mamą Sophie, którą wciąż kocha, zająć jakąś pracą, zarobić trochę pieniędzy. – Możesz być, kim zechcesz – powtarza córce, choć sam nie ma pojęcia, co będzie dalej. Podczas gdy Sophie – nawet w momentach wakacyjnej próżni – codziennie się zmienia, jego coś blokuje. Ona za chwilę zacznie dojrzewać, on pewnie powinien dorosnąć, ale nie wie, jakim dorosłym chce zostać. Czy dane mu będzie zobaczyć, kim stanie się córka? Czy jej dane będzie zobaczyć, kim stanie się tata? I jeszcze prościej – czy możemy naprawdę poznać najbliższe nam osoby?
Reżyserkę Charlotte Wells oszołomiło, jak osobiście widzowie odbierali jej film. – Zawarłam w nim mój smutek, mój żal, moje uczucia – mówi reżyserka. Jednocześnie podkreśla, że nie chciała stworzyć dosłownie autobiograficznej opowieści. Osoby, z którymi rozmawiała o filmie, opowiadały jej własne historie – o depresji rodziców, o stracie, o żałobie. Inaczej czytają „Aftersun” ci, którzy widzą się w roli rodzica – złamanego, ale próbującego poskładać się dla dobra dziecka, inaczej dzieci, które wciąż noszą w sobie brak, pustkę, wyrwę.
Ale „Aftersun” w żadnym momencie nie staje się dosłowne. Także za sprawą poruszająco prawdziwej relacji między aktorami – nominowany do Oscara Paul Mescal prowadzi za rękę debiutantkę Frankie Corio, która w żadnej scenie nie popada w przesadę właściwą niektórym dziecięcym aktorom. Nie wdzięczy się, nie wysładza, nie funduje tanich wzruszeń.
Ostatnie wakacje to pożegnanie – z ojcem, którego córka znała i nie znała, z dzieciństwem, z niewinnością. Jak wszystkie istotne momenty w tym wieku, odgrywa też rolę rytuału przejścia. Gdy coś się skończy, coś się zacznie. Sophie wie, że jej życie będzie już na zawsze naznaczone tymi kilkoma letnimi dniami.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.