Projektanci mody, szefowie kuchni, bywalcy i organizatorzy najważniejszych nowojorskich przyjęć pokazują, jak podejmują gości zimą 2024 roku, i specjalnie dla „Vogue’a” dekorują świąteczny stół. Prawdziwa uczta dla zmysłów.
Wiele z nas uczy się, jak nakrywać do stołu, już jako dzieci. Zadanie polegające na odpowiednim ułożeniu sztućców i serwetek jest z początku dość proste, uczy się go poprzez wyliczanki czy różne barwne opowieści, jak ta o nożu chroniącym łyżkę. (Rycerzu strzegącym księżniczki, pasterzu pilnującym swojej owcy). Jednak dla niektórych nakrywanie do stołu wykracza poza obowiązek pamiętany z dzieciństwa i staje się pełnoprawną formą sztuki.
„Vogue” poprosił pięć postaci ze świata kultury znanych ze swojej przyciągającej wzrok estetyki – od szefów kuchni uhonorowanych Nagrodą Jamesa Bearda, przez projektantów mody, po gościnie i organizatorki najważniejszych nowojorskich przyjęć – o stworzenie inspirujących, artystycznych dekoracji stołów. Jedyną wytyczną było to, że miał to być stół świąteczny. Niektórzy z nich natychmiast ją zignorowali. – Nie jestem miłośniczką świąt – mówi mi muza Warhola i filantropka Deeda Blair, podczas gdy pozostali ze wskazówki skorzystali w całej rozciągłości. W rzeczy samej, nominowany do nagród CFDA duet projektantów Tanner Fletcher otworzył na swojej stronie osobny sklep ze świątecznymi dekoracjami, gdzie znaleźć można między innymi zastawę stołową vintage i zabytkową.
Poniżej znajdziecie pięć zupełnie różnych dekoracji stołów, które mogą stanowić inspirację dla waszego wystroju na Boże Narodzenie, Chanukę i każde inne święto (oraz jedną, dzięki uprzejmości pani Blair, która może inspirować was przez cały rok).
Tanner Fletcher
– Najważniejszy jest tu klimat angielskiej wsi – mówi Fletcher Kasell o świątecznym stole należącym do niego i Tannera Richiego. Duet stojący za nominowaną do nagród CFDA marką modową Tanner Fletcher połączył koronkowy bieżnik z cedrową girlandą, a zamiast świec wybrał pięć różnych lamp vintage. Tak naprawdę wszystko, co znajduje się na ich stole, to projekty vintage: od srebrnych tac po obrączki do serwetek. (Gdybyście się zastanawiali, to włoski projekt z lat 60.). – Niektóre z tych rzeczy są od mojej mamy, ze środkowego zachodu. Przysyła nam całe pudła różnych przedmiotów – mówi Richie ze śmiechem.
Rzeczywiście, ich stół ma w sobie coś wyraźnie ludowego: jakby należał do szykownej babci w Cotswolds lub rodziny F. Scotta Fitzgeralda w St. Paul w Minnesocie z przełomy wieków.
Nawet jedzenie – domowa szarlotka – emanuje ciepłą, sentymentalną nieokreślonością. – Powinnaś czuć się, jakbyś była w świecie pełnym nostalgii, który jest zarazem nowoczesny – mówi Kasell.
Deeda Blair
92-letnia Deeda Blair, jedna z ostatnich przedstawicielek prawdziwej nowojorskiej socjety, nie bawi się w świąteczne dekoracje. – Pomyśl tylko o zakładaniu lampek na choinkę, ile to trwa i ile trwa ich zdejmowanie… To zabiera bardzo dużo czasu – mówi Deeda Blair i dodaje: – Poza tym mam dom, w którym nie mam ochoty na czerwień, a więc proszę.
Gdy „Vogue” wraz ze swoją fotografką wchodzą do jej mieszkania w River House – kultowym apartamentowcu, w którym mieszkali Henry Kissinger, Greta Garbo i Cornelius Vanderbilt Whitney – zgodnie z obietnicą w zasięgu wzroku nie ma nic czerwonego. Zamiast tego są tam odcienie niebieskiego, szarego i kremowego, a jej dom może poszczycić się powściągliwością chłodnych pasteli z akcentami nawiązującymi do neoklasycyzmu i skandynawskiego minimalizmu. (Mąż Blair, William „Bill” Blair, był ambasadorem w Danii, a potem na Filipinach). Przy oknie z widokiem na East River znajduje się okrągły stół z nakryciami dla czterech osób. Blair nigdy nie podejmuje większej liczby gości: po wielu dekadach wyprawiania wielkich, skomplikowanych w przygotowaniu przyjęć dla zagranicznych dyplomatów, gdy para przeprowadziła się do Nowego Jorku, Blair rzuciła okiem na swoją nową jadalnię i zamieniła ją w bibliotekę. – Wolę urządzić trzy kolacje dla czterech osób niż jedną dla 24 – zauważa. – To ciekawsze.
Co znajduje się na jej stole? Kompozycja od Zeze Flowers (firma przełożyła inne zamówienie, by obsłużyć panią Blair tego poranka), malowane rzeźby przedstawiające rośliny, XVIII-wieczna chińska porcelana (pozyskana zarówno z Paryża, jak i z Danii) oraz bambusowe sztućce, a wszystko to ułożone na obrusie tkanym w Gwatemali. W przerwach między opowieściami o przyjęciach w Kopenhadze i słomkowych kapeluszach od Christiana Lacroix noszonych w Paryżu Blair zachęca nas, byśmy poczekali, aż wyjdzie księżyc, który zapewni lepsze oświetlenie dla naszych fotografii. Następnie przechodzi do swojej przerobionej z jadalni biblioteki, by zapalić. Każdy, kto ma ochotę do niej dołączyć, jest mile widziany.
Clare de Boer
Clare de Boer otwiera drzwi swojego domu w Park Slope, ubrana w zapinaną na guziki koszulę i bez makijażu. Jej pięcioletni syn Abraham ściska ją za rękę, by w końcu poczęstować mnie ciastkiem i zaprowadzić do jadalni, gdzie stół z wiśniowego drewna jest nakryty przepięknie, choć niezbyt wymyślnie. Białe talerze znajdują się na plecionych podkładkach marki Rush Matters, a po obu ich stronach leżą klasyczne, solidne sztućce od Davida Mellora. Na szczycie stołu umieszczono kompozycję z roślin zimozielonych. – Wszystko, co rośnie bujnie w grudniu, to właśnie to, co powinniśmy jeść i ścinać. W grudniu nie ma żadnych kwiatów, z wyjątkiem gwiazd betlejemskich – mówi de Boer. Następnie wskazuje na kosz czerwonych cebuli: – Czerwona cebula jest dla mnie jak grudniowa świąteczna bombka.
To właśnie ta hipersezonowość sprawiła, że de Boer stała się sławna: jest szefową kuchni, czterokrotnie nominowaną do Nagrody Jamesa Bearda za swoje restauracje King i Stissing House, w których menu zmienia się z dnia na dzień. Gdy siedzi przy stole, w najwyższym stopniu stawia na aspekty praktyczne: talerze te można myć w zmywarce, są one klasy restauracyjnej. (– Można by rzucić takim o ścianę, a on się nie stłucze – wyjaśnia). Jej serwetki są prawie że komicznie gigantyczne – stanowią odzwierciedlenie życia z trójką małych dzieci, którym podczas jedzenia trzeba przykryć kolana. Abraham z przejęciem pokazuje mi, że pod jedną taką serwetką mieści się cała jego głowa.
Jej stół nie jest jednak ascetyczny. De Boer przyznaje, że ma w sobie coś ze sroki – na maselnicy znajduje się przyciągająca wzrok solniczka vintage w kształcie muszli. Poza tym, jak wyjaśnia, stół ożywa w pełni, gdy poda się już posiłek: – Zawsze myślę o jedzeniu. Nie lubię przeładowanych stołów, które przeszkadzają w jedzeniu i konwersacji.
DeVonn Francis
Szef kuchni i założyciel marki Yardy World DeVonn Francis od wielu lat odnajduje inspiracje w dwóch pozornie przeciwstawnych estetykach: ponurej obfitości flamandzkich obrazów i kalejdoskopie barw jego własnego jamajskiego dziedzictwa. A jednak na stole, który nakrył dla „Vogue’a” – na którym znajdują się szalone kompozycje z piaskownicy zwyczajnej, daktyle i ciasta z tahini z czarnego sezamu z artystycznymi zawijasami lukrowej polewy – inspiracje te bez problemu się ze sobą łączą. – Chcę, by stół wydawał się zrównoważony, zabawny i świąteczny – mówi DeVonn Francis.
Podejmując gości, Francis zawsze stara się osiągnąć efekt niezobowiązującej elegancji. Po piękną porcelanę i srebro sięga nawet przy okazji kolacji z przyjaciółmi organizowanych zupełnie na ostatnią chwilę: – Zasady dotyczące tego, jak spędzamy razem czas, są głupie. Myślę, że każdy dzień jest wyjątkowy – mówi. Choć jest tradycyjnie wyszkolonym szefem kuchni, to gotując w domu, Francis stara się również unikać zobowiązujących dań. – Uwielbiam chwile w rodzinnej atmosferze – mówi z uśmiechem.
Romilly Newman
– To obrus, z którego korzystaliśmy w każde święta, gdy dorastałam – mówi Romilly Newman w swoim mieszkaniu na Brooklynie, wskazując na obrus D Porthault z motywem zielonego pnącza. Po tym, jak odziedziczyła go w spadku po swojej babci, korzystając z niego w Święto Dziękczynienia i Paschę, Newman z wielkim pietyzmem skomponowała kolekcję zastawy stołowej, która stanowi jego dopełnienie: to serwetki vintage w kształcie warzyw i sztućce marki Christofle, a także cienkie świece, które nadają nakryciom odrobiny nastroju. Często ustawia je tak, by były różnej wysokości. – Chciałam zachować romantyczną atmosferę i z biegiem wieczoru obserwować, jak ze świec kapie wosk, a one same tracą formę – mówi.
Ponieważ jest stylistką kulinarną, zawsze skupia się przede wszystkim na kwiatach i jedzeniu. W centrum stołu znajduje się kompozycja kwiatowa zrobiona z zielonego mchu i fioletowych kalli. – Chciałam, by sprawiały wrażenie, jakby wyrastały ze stołu – mówi o swoich kwiatach. Z kolei na srebrnej tacy leżą kandyzowane owoce z Fortnum and Mason. Newman przyznaje, że na pierwszy rzut oka jej stół może wydawać się bardzo stonowany. Jednak „tak naprawdę chodzi o to, jak dekoracja zmienia się z biegiem wieczoru”, wyjaśnia i dodaje: – Uwielbiam plamki na obrusie. Uwielbiam, jak wygląda jedzenie, kiedy po prostu nakładasz sobie góry pięknych potraw. Uwielbiam sposób, w jaki ludzie rozglądają się po stole.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.