Według serialu „I tak po prostu” kobiety po pięćdziesiątce są niepewne siebie, niezdolne do komunikowania się i boją się nawet najbardziej podstawowej szczerej rozmowy z bliskimi, twierdzi Claire Cohen. Co stało się z przekonaniem, że wraz z wiekiem coraz mniej dbamy o to, co myślą o nas inni?
Wygląda na to, że mogłam się mylić, drogie panie. Myślałam, że zgadzamy się co do jednej rzeczy: im jesteśmy starsze, tym mniej przejmujemy się tym, co ktoś o nas myśli, za to mówimy to, co naprawdę czujemy i prosimy o to, czego chcemy. Większość tej młodzieńczej samoświadomości znika wraz z upływem lat, a nie wcześniej.
Głupia ja. Okazuje się, że jest wręcz przeciwnie – a przynajmniej według drugiego sezonu „I tak po prostu...”. Jeśli chodzi o rzeczywistość w sequelu „Seksu w wielkim mieście”, kobiety po pięćdziesiątce są niepewne siebie, nie potrafią się komunikować i boją się nawet najbardziej podstawowej szczerej rozmowy z bliskimi. Jest więc na co czekać.
Serialowi nie jest obca krytyka, zarzucano mu, że oryginalne postaci są nie do poznania, nowo powstałe zbyt jednowymiarowe, a linie fabularne przypominają listę problemów, które scenarzyści czuli się zobowiązani poruszyć oraz odhaczyć, zamiast zgłębić.
Ale w tej niepewności bohaterek, która wyszła na jaw w ostatnich odcinkach, jest coś, co sprawia, że chce mi się krzyczeć; ta cecha jest sprzeczna ze wszystkim, na co czekałam, ponieważ zbliżają się moje własne lata czterdzieste i pięćdziesiąte.
momenty w życiu – niezależnie od wieku – kiedy twoja wiara w siebie słabnie i bardzo przejmujesz się tym, co myślą o tobie inni. Prawdopodobnie niektóre z tych momentów pokazywane są na ekranie, od poczucia żalu przez sprawy związane z seksualnością po przeżywanie syndromu pustego gniazda. Nie wspominając już o tym, że bohaterki prawdopodobnie przechodzą menopauzę.
Im więcej lat mija, tym więcej trudnych momentów możesz doświadczyć. Takie sytuacje uczą, jak przetrwać, ale także pozbawiają cierpliwości – co oznacza, że masz mniej czasu na tolerowanie bzdurnych zachowań innych ludzi. To dlatego przyjaźnie mogą się rozpadać, gdy ludzie, o których myślałeś, że możesz na nich polegać, po prostu nie pojawiają się przy tobie w trudnych chwilach lub zachowują się, jakby zawsze chodziło tylko o nich, nawet kiedy ty przeżywasz kryzys.
Jako autorka książki o kobiecej przyjaźni rozmawiałam z dziesiątkami kobiet po pięćdziesiątce, sześćdziesiątce, siedemdziesiątce... a nawet dziewięćdziesiątce i wiem, że przyjaźnie mogą cierpieć z powodu nieporozumień na każdym etapie życia. Tymczasem jedyna prawdziwa przyczyna zwątpienia w siebie bohaterek „I tak po prostu...” – porażka ich przyjaźni z Samanthą – nie została zgłębiona ani nawet wspomniana w kilku pierwszych odcinkach nowej serii.
Liczyłam na coś więcej od kobiet, które pokazały mojemu pokoleniu, jak mogą wyglądać nasze lata dwudzieste i trzydzieste, przekazały, że możemy mówić, co myślimy, wyrażać nasze pragnienia i obnażać nasze emocje przed partnerami i przyjaciółmi.
A co z pomysłem na fabułę, która celebrowałaby sposoby, w jakie kobiety mogą odkrywać siebie na nowo po pięćdziesiątce i czerpać z tego korzyści – bez pełnej drżenia niepewności? Czy nie byłoby to bardziej ekscytujące i nie oferowałoby więcej możliwości zmian i rozwijania się przyjaźni niż istniejąca fabuła, w której Carrie dzwoni do Che, aby odbyć nastoletnią rozmowę o randkach z Franklynem? Owszem, kobiety mogą mieć do czynienia z powtarzającymi się scenariuszami, ponownie przeżywać takie same sytuacje, jak przed trzydziestką, ale założenie, że zareagują w taki sam sposób, jak kiedyś, jest rozczarowujące.
Te odnoszące sukcesy, wcześniej świadome i pewne siebie, odważne kobiety zostały sprowadzone do nieśmiałych wersji ich dawnych charakterów. To zmarnowana okazja, by pokazać, że w większości przypadków starsze kobiety wiele ocen, spraw, stresów mają gdzieś.
Książka Claire Cohen „BFF?: The truth about female friendship” jest już dostępna.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.