Zwykle to przyszła żona dba o dopracowanie ślubu i przyjęcia weselnego w najmniejszych detalach. Łatwo sobie więc wyobrazić efekt, jaki uzyskały współpracujące ze sobą dwie panny młode. Alice Delahunt i Reese Lasher, choć pierwotnie planowały skromną ceremonię w urzędzie, ostatecznie powiedziały sobie „tak” z godnym pozazdroszczenia rozmachem – w irlandzkim Zamku Ashford, mając na sobie projekty Ralpha Laurena i Caroliny Herrery.
Alice Delahunt, dyrektorka do spraw technologii w Ralph Lauren, poznała menadżerkę jednego z muzycznych bandów, Reese Lasher, przez aplikację randkową Raya. – Nie odpisywałam jej przez jakieś trzy tygodnie – wspomina Reese. – Pamiętam, że aplikacja nas do siebie dopasowała, a ja miałam dziwne uczucie, że skądś ją znam – jakbyśmy wcześniej się spotkały, choć tak nie było. Szczerze mówiąc, myślę, że zwlekałam z odpowiedzią na jej wiadomość, ponieważ przeczuwałam, że gdy w końcu to zrobię, moje życie zmieni się na zawsze.
– Reese ma rację – trwało to dobre trzy tygodnie, ale w końcu udało mi się zaprosić ją na pierwszą randkę w Los Angeles – mówi Alice. – Przez ponad miesiąc pisałyśmy do siebie bez przerwy, więc miałam duże oczekiwania. Alice była tak zdenerwowana, że przyjechała na miejsce pół godziny przed czasem. Z kolei Reese chwilę się spóźniła. – Byłam zauroczona jej dyskretną pewnością siebie – mówi Alice. – Z powodu mojego akcentu nie rozumiała ani słowa z tego, co do niej mówiłam. Ale udało się, a dziś jesteśmy tu, gdzie jesteśmy!
Podwójne zaręczyny
Spotykały się przez dwa lata, po czym oświadczyły się sobie nawzajem. – Zaręczyłyśmy się dwa razy, ponieważ… jesteśmy dziewczynami! – żartuje Reese. – Alice oświadczyła się jako pierwsza. Wszystko robi pierwsza! Bycie z nią przypomina trochę jazdę Ferrari 200 km/h z niezapiętymi pasami. Wiem, że dzięki jej podejściu w stylu „życie jest zbyt krótkie, by czegoś nie zrobić” osiągnę w życiu o wiele więcej, niż byłabym w stanie sama.
Gdy mieszkały w Los Angeles, często jeździły rowerami do Shutters w Santa Monica, gdzie oglądały zachody słońca, więc było to najlepsze miejsce, w którym Alice mogła poprosić Reese o rękę. – Gdy tam weszłam, jedna z naszych ulubionych piosenkarek, Garrison Starr, śpiewała właśnie naszą piosenkę „Lucky One” – wspomina Reese. – Było bardzo romantycznie. Specjalnie na tę okazję przyleciały do nas nasze rodziny.
Na horyzoncie pojawiła się perspektywa przeprowadzki do Nowego Jorku, która miała dla pary duże znaczenie. – Chciałam się oświadczyć przed przeprowadzką, by pokazać Reese, jak poważnie myślę o naszym związku – mówi Alice. – Reese wie, ile znaczy dla mnie historia społeczności LGBT+. Dużo czytałam o tych, którzy walczyli o nasze prawa w przeszłości. Jej oświadczyny były bardzo wzruszające – zrobiła to przy świeżo postawionym pomniku na molo Christopher Street, które teraz nosi nazwę Hudson River Park.
Powrót do Irlandii
Alice pochodzi z Irlandii, więc w czasie, gdy się spotykały, kilka razy odwiedziły Zamek Ashford. Na początku chciały zorganizować niewielką ceremonię w urzędzie, ale jak to często bywa w trakcie planowania ślubu, w jakiś tajemniczy sposób plany eskalowały, aż do przyjęcia na zamku. – Łatwo dać się ponieść – mówi Reese. – Szczególnie, gdy są dwie panny młode!
Para współpracowała z firmą Michelle Rago Destinations, która pomogła im w organizacji jedynego w swoim rodzaju weekendu weselnego. Inspiracją była dla nich ojczyzna Alice. – Alice wychowała się we wsi Wicklow, praktycznie na plaży – wyjaśnia Reese. – Krajobraz jest tam pięknie surowy, a ona najlepiej czuje się w otoczeniu natury. Chciałyśmy oddać hołd temu miejscu, decydując się na trochę dzikie i naturalne dekoracje kwiatowe.
Ślubu udzieliła im przyjaciółka, Bevin Prince. – Zakochałyśmy się w sobie, gdy byłyśmy na jej weselu w Turks and Caicos. Jesteśmy bardzo wdzięczne, że się zgodziła – mówi Alice. W związku z tym, że kariera Reese związana jest z muzyką, szczególny nacisk położono na piosenki grane w czasie ceremonii. Druhny ubrane w smokingi marki Cristina Ottaviano pojawiły się przy ołtarzu przy dźwiękach „Poetry” Wrabela. – Dziewczyny szły ramię w ramię. Wyglądały pięknie – mówi Reese. Gdy The Nova Quartet zaczął grać „Canon in D,” oczom gości ukazała się Alice w szytej na zamówienie sukni i pelerynie Ralpha Laurena. Suknia miała odkryte plecy, ręcznie robioną koronkę, kołnierzyk-stójkę oraz jedwabne guziki. Na moment wejścia Reese miała na sobie również aksamitną zieloną pelerynę i pasującą kokardę z rypsu.
„Jestem twoja”
Ceremonia była bardzo emocjonalna. – Gdy chwyciłam moich rodziców za ręce i zaczęłam iść z nimi do ołtarza, poczułam, że nerwy mnie opuszczają – mówi Alice. – Zobaczyłam wszystkich naszych przyjaciół i rodzinę, a wtedy zdałam sobie sprawę, jak ogromne mamy szczęście, że nas wspierają. Gdy zobaczyłam Reese, moje emocje sięgnęły zenitu. Wyglądała jak najpiękniejsze zjawisko, jakie kiedykolwiek widziałam. Zabrzmi to jak banał, ale jej widok dosłownie zaparł mi dech w piersiach. Nie mogłam opanować emocji.
Reese miała na sobie kolumnową suknię Hayde od Caroliny Herrery z plisowanym trenem wykonanym z charakterystycznego dla marki kwiecistego żakardu. Jej siostra nosi to samo imię – Reese potraktowała to jako znak. – Nie wiem, co takiego jest w tej sukni, ale gdy pierwszy raz ją założyłam, poczułam, jak ogarniają mnie niesamowite emocje – mówi. Towarzyszyła jej muzyka, którą na jej prośbę skomponował jej klient François-Paul Aïche i która była hołdem dla jej wybranki. – Nosi tytuł „Alice” i jest zachwycająca – mówi Reese. – Podczas ceremonii swoją cudowną piosenkę „The Lucky One” zaśpiewała Garrison Starr. Na wyjście, już jako świeżo upieczonym żonom, grała „Party of One” Brandi Carlile, której powtarzające się słowa brzmią „I am yours”.
Przyjęcie stanowiło mieszankę irlandzkich i amerykańskich tradycji, a prawdziwymi mistrzyniami ceremonii były matki panien młodych. – Nasi ojcowie wznieśli niesamowicie wzruszające toasty, a wieczór zakończył się naszymi przemowami – mówi Alice. – Toast Reese był cudowny – od miłych pochwał po obietnicę, że nigdy nie obejrzy beze mnie żadnego odcinka „Żon Beverly Hills”. Goście płakali ze wzruszenia i śmiechu.
Gdy wszyscy zjedli kolację, celtyccy bębniarze zaprowadzili ich z powrotem do pawilonu w ogrodzie, gdzie zaczęły się tańce. Na powitanie wystąpili artyści wykonujący tradycyjny irlandzki taniec oraz skrzypek. Michelle Branch zaśpiewała piosenkę „Hold My Girl” George’a Ezry jako akompaniament do pierwszego tańca, a potem „Everywhere”. Następnie na scenę wszedł londyński The Ambassador Band oraz DJ Tommy Elliott, między którego setami odbywały się pokazy tańca irlandzkiego. – Na after party wróciliśmy do zamku, do baru Prince of Wales, na tacosy i tequilę – mówi Alice. Reese dodaje: – Co wydarzyło się w Ashford, zostaje w Ashford!
Panny młode ze wzruszeniem obserwowały tęczę, która pojawiła się nad Zamkiem Ashford w czasie ich weselnego weekendu.
Przed ślubem goście mogli założyć kalosze i trochę pozwiedzać teren wokół zamku. Mieli do wyboru też wiele innych aktywności – strzelanie, łucznictwo, jeździectwo, a nawet spacer z jastrzębiami.
Na kolację przedślubną Alice i Reese ubrały się w smokingowe suknie Ralpha Laurena, a w dłoniach miały torebki Hayden Lasher.
Toasty wznoszone przez przyjaciół panien młodych podczas kolacji przedślubnej sprawiły, że wszyscy jednocześnie śmiali się i płakali. Na zdjęciu widać Rachel Crowther.
Jezioro Lough Corrib o poranku w dniu ślubu.
– Założyłam suknię ślubną Hayden od Caroliny Herrery. Hayden to również imię mojej siostry! – mówi Reese. – To kolumnowa suknia z odkrytymi ramionami, z plisowanym trenem z charakterystycznego dla marki kwiecistego żakardu.
Jedna z dziewczynek niosących kwiaty miała chusteczkę z napisem: „Dziś trzymasz koszyk z kwiatami, ale pewnego dnia będziesz trzymać bukiet. Oto coś starego, co będziesz mogła mieć przy sobie w dniu Twojego ślubu. Kochamy Cię, ciocia Alice i ciocia Reese”.
Przygotowując prezent ślubny, Reese współpracowała z jubilerem Zameerem Kassarem. Dała Alice piękny naszyjnik z diamentami i szafirami. Został zaprojektowany tak, że każdy jego element ma szczególne znaczenie dla ich związku.
– Miałam szczęście, że moimi druhnami były najlepsze przyjaciółki na świecie – mówi Alice. – Tu widać niektóre z nich, gdy pomagają mi przed samą ceremonią.
– W mojej sukni uwielbiam kołnierzyk ze stójką i odsłonięte plecy – mówi Alice. – Projekt Ralpha Laurena jest mocny, ale i kobiecy, co bardzo mi pasuje.
– Alice upewnia się, że ma wszystko pod kontrolą – żartuje Reese.
Piękna siostrzenica pary młodej, Grey McGuiness.
– Nie widać tego na tym zdjęciu, ale na środku bukietu miałam żółtą różę z Teksasu. Był to pomysł mojej mamy – mówi Reese. – Myślę, że teksańskiej dumie dorównuje tylko duma Irlandczyków. Na masztach w Ashford powiewały flagi Teksasu i Irlandii.
Benny gra na kobzie w Zamku Ashford od 30 lat. Przygrywał gościom przybywającym na ceremonię.
Podczas ceremonii goście z jednej strony widzieli Lough Corrib, z drugiej zamek. Za przygotowanie każdego detalu odpowiedzialna była firma Michelle Rago Destinations.
Joan Schnitzer-Levy, ciotka Reese.
Obrączki nieśli George Kolasa, David McGuiness, Thomas Delahunt i William Lasher (którego nie ma na zdjęciu) z siostrzeńcem pary młodej, Liamem.
– Ramię w ramię, para za parą, pojawiły się te pełne pasji, energiczne i piękne kobiety w białych smokingach. Każda z nich trochę inna, każda mająca wiele do powiedzenia – nie wahałabym się powierzyć im przyszłości świata – to słowa naszej przyjaciółki, Karen Harvey, której pięknie udało się oddać nasze uczucia.
– Byłam zachwycona moją suknią ślubną od Ralpha Laurena – mówi Alice. Miała odkryte plecy, ręcznie robioną koronkę, kołnierzyk-stójkę oraz jedwabne guziki. Ralph zaprojektował również przepiękną, zieloną, aksamitną pelerynę i pasującą kokardę z rypsu.
– Do ołtarza prowadzili mnie moi rodzice, Syl i Grace – mówi Alice. – Zawsze wspierają mnie we wszystkim, co robię. Był to bardzo emocjonalny moment dla nas wszystkich.
– Grace ćwiczyła rzucanie kwiatków od pół roku. Była bardzo szczęśliwa, że tak dobrze jej poszło! – mówi Reese.
Najstarsza z dziewczynek sypiących kwiaty, Anna Sheridan.
Sukienki dziewczynek zostały uszyte w Wielkiej Brytanii przez firmę Little Bevan.
– Jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam dzielić tę chwilę z moim tatą – mówi Reese.
– Szłam do ołtarza przy dźwiękach utworu, który mój wspaniały klient, François-Paul Aïche, skomponował na cześć Alice – mówi Reese. – Był niesamowity. Nasi najbliżsi przyjaciele Stacie Corliss, Lelia Quinn, Maria Morris i Justin Kalifowitz przeczytali tekst „Dance Me To The End of Love” Leonarda Cohena. Większość papeterii została wykonana przy pomocy marki Two Paper Dolls, a londyńska firma Nirvana CPH nadzorowała druk materiałów powitalnych, w których znalazł się program weekendu, zdjęcia oraz ręcznie pisana poezja.
– Moja mama, Grace, patrzy na Reese idącą do ołtarza – mówi Alice. – Na jej twarzy widać ogromne emocje. Jest bardzo szczęśliwa, że spotkałam kobietę moich marzeń. Na tę okazję ubrała się w suknię irlandzkiej projektantki, Maire Forkin.
– Garrison Starr to niesamowita piosenkarka i autorka tekstów z Los Angeles – mówi Alice. – Reese wysłała mi jej piosenkę „The Lucky One” po tym, jak usłyszała ją na żywo w Hotelu Cafe, jeszcze przed jej premierą. Stała się jedną z naszych piosenek. Występ Garrison był moją niespodzianką zaręczynową dla Reese, z kolei Reese zaskoczyła mnie, zapraszając ją na nasz ślub.
Mark Grehan z firmy The Garden mieszczącej się w Dublinie, wspólnie z przyjaciółkami pary młodej, Rachel Crowther i Sabine Le Marchand, stworzył piękną przestrzeń, w której goście poczuli się jak w tajemniczym ogrodzie.
Pocałunek w otoczeniu róż Avalanche symbolizujących koniec i nowy początek.
Świeżo poślubiona para rozpoczęła podróż życia przy melodii „Party of One” Brandi Carlile, w której powtarzają się słowa „I am yours”.
Podczas spaceru, już jako małżonki.
Rodzinny portret zaraz po ceremonii.
Druhny były ubrane w szyte na zamówienie smokingi zaprojektowane przez Cristinę Ottaviano. Od lewej: Sabine Le Marchand, Rachel Crowther, Eavan Quinn, Rachel Anderson, Ana Maccarrick, Susie Fagan, Susie Delahunt, Maeve Delahunt, Hayden McGuiness, Daniela Helfet Cooper, Lauren Bush, Elizabeth Bender, Amy Kuney, Michelle Branch i Bevin Prince.
– Mój welon pochodzi z kolekcji Caroliny Herrery – mówi Reese. – Były na nim ręcznie naszywane aplikacje z jedwabnej tkaniny faille i delikatne paciorki podkreślające kwiatowy wzór. Wspaniała peleryna Alice to pomysł Ralpha Laurena, na który wpadł, gdy zobaczył, gdzie będzie odbywać się nasze wesele.
Wspólne chwile przed przyjęciem.
– W Irlandii goście witają nowożeńców, machając serwetkami. Nie wiemy, skąd pochodzi ten zwyczaj, ale jest on popularny – mówi Alice.
Kolacja została zorganizowana w sali Jerzego V. Została ona nazwana na cześć Księcia Walii, który został później królem. Jadalnia została zbudowana przez rodzinę Guinnessów na pamiątkę jego wizyty w roku 1905 i do dziś nosi jego imię.
– Na tym zdjęciu rozmawiam z przyjaciółmi rodziny, Josephami – mówi Reese. – Broszka przypięta do mojej sukni należała do mojej babci – jest to diamentowa czterolistna koniczyna. W czasie ceremonii była przypięta do mojego bukietu.
– To moja mama, Lynn Lasher. Mam nadzieję, że kiedy będziemy miały własne dzieci, będę choć w połowie tak dobrą mamą jak ona – zachwyca się Reese. – W swoich szerokich spodniach i wełnianej pelerynie od Ralpha Laurena wyglądała bardzo elegancko.
– Witamy się z przyjaciółmi – opisuje Alice. – Na tym zdjęciu rozmawiam z Sarą Manley i Christopherem Bailey.
Awanturnicy: Sabine Le Marchand, Lew Smith i Justin Tarquinio przed wejściem do zamku. Kompozycja stworzona przez firmę The Garden, inspirowana krajobrazem w Ashford.
Kompozycja stworzona przez firmę The Garden, inspirowana krajobrazem w Ashford.
Tort z nadzieniem o smaku szampana, kwiatów dzikiego bzu i truskawek został zrobiony przez Cove Cake Design. – Od dzisiaj będziemy kroić ciasta tylko za pomocą antycznych mieczy – żartuje Reese.
Po kolacji tempo wieczoru zostało podkręcone przez celtyckich bębniarzy, którzy zaprowadzili wszystkich z powrotem do pawilonu w ogrodzie, gdzie zaczęły się tańce.
Droga oświetlona była przez świece, pochodnie i piękny księżyc.
– W jednej ręce drink, w drugiej żona. Idziemy na imprezę! – mówi Alice.
W pawilonie gości powitali tradycyjni irlandzcy tancerze i skrzypek.
– Nasz pierwszy taniec do piosenki „Hold My Girl” George’a Ezry – zdradza Reese. –Zaśpiewała ją jedna z moich druhen, Michelle Branch.
– Reese przekonała Michelle, aby zaśpiewała „Everywhere”. Wtedy zaczęła się impreza – mówi Alice.
Energii gościom dodawał londyński The Ambassador Band. Potem zagrał miejscowy DJ Tommy Elliott, dzięki któremu wszyscy tańczyli do samego rana.
Chwila sam na sam. Zdjęcie zrobione iPhone’em przez Beth Keamy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.