Bluza z kapturem, granatowe dżinsy, płaskie botki – najprostsza z możliwych stylizacji, dzięki świetnemu gustowi i pewności siebie aktorki, nabiera mocy.
Zima nadciąga, a ja z dnia na dzień jestem coraz bardziej podekscytowany. Po miesiącach upałów i połowicznego ubierania się na Zooma, moje nogi błagają o spodnie, remedium na zaniedbanie czasu lockdownu. Fantazyjne w pasy z połyskującej satyny, a może luźniejsze, w których mógłbym potańczyć? Myślę także o uszyciu ich z aksamitnych zasłon, niczym Maria von Trapp, która jest dla mnie prawdziwym wzorem. Po dokładniejszej analizie garderoby Shirley Bassey rozważam również cekiny. Moje nogi potrzebują luksusowej niewygody, drapiących świecidełek lub miękkości jedwabiu. Spodnie czynią mężczyznę.
W internecie nie brak inspiracji. Siostry Olsen jak zwykle pokazują pogodę ducha (nieraz i ja chciałbym nawiedzić Manhattan osnuty dymem Marlboro Lightów w marokańskich mulach z zakrytymi palcami). Natomiast Hailey Bieber nieustająco przypomina mi o mini. Cate Blanchett jest ucieleśnieniem tych małych szykownych papierosów, które paliło się w Paryżu w latach 70., ale to także ikona monumentalnych palazzo. I choć wciąż łaknę najwyższego krawiectwa w wydaniu Diora, wzywają mnie frywolne imprezowe spodnie.
Doceniam komediowe „Hot Girl Fall” w wykonaniu Jimmy’ego Fallona i Megan Thee Stallion, ale już jestem gotowy na „Hot Woman Winter”. I nie ma kobiety, która zimuje lepiej niż nowojorczanka Katie Holmes. Zawsze wygląda dobrze, choć nie wynalazła koła.
Obecnie w modzie mamy sporo hałasu, ekstrawagancji i krzykliwości. Codziennie mierzymy się z presją, aby odkrywać garderobę na nowo, doskonalić nasz wizerunek z zeszłego tygodnia i się rozwijać. W opozycji staje Holmes, która nie wywołuje rewolucji, nie wynosi mody na inny poziom, nie przenosi nas na inną planetę. To przecież nie Björk, ani Billie Eilish, tylko mama z Nowego Jorku, dzięki której The Row ma ambasadorkę. Wizytówką Katie jest funkcjonalny minimalizm: bluzy z kapturem Gap i szpiczaste buty, golfy oraz szmaragdowe slippersy. To jak fryzura, która mimo stylizacji na francuską nonszalancję, kosztuje fortunę. Nie każda mama łapie taksówkę w kaszmirowej braletce i kardiganie do kompletu (to zestawienie było genialne). Nigdy nie ubiera się ciężko ani krzykliwie. Wypróbowała każdą z możliwych kombinacji dżinsów ze swetrami, i nigdy nie wygląda nudno.
Przeglądając zdjęcia tej królowej minimalizmu, przypomniałem sobie o wiecznych i wiernych niebieskich dżinsach. Są uniwersalne i przy nich nigdy nie musisz kwestionować swojej samooceny. Gdy Katie wyjmuje swoje z szafy, jedyne co mi pozostaje, to ukłonić się przed mistrzynią. Chciałbym ubierać się jak Danny Zuko na szkolnym balu. Czarny jak smoła garnitur i brzoskwiniowa koszula z klapami. W międzyczasie wyciągam z szafy niebieskie dżinsy.
Artykuł po raz pierwszy ukazał się na Vogue.com.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.