Od cięć sięgających ramion po te kończące się wraz z linią żuchwy. Francuska odsłona boba łączy w sobie to, co kochamy najbardziej – doskonałe modelowanie i paryskie wykończenie.
– Długość włosów w bobie wyznaczały do tej pory usta, szczęka lub broda – mówi Luke Hersheson, dyrektor generalny Hershesons. – Teraz, gdy tylko wspominamy fryzury paryżanek, mamy przed oczami coś niewymuszonego, celebrowanie niedoskonałości, stylizację, która nie wymaga wysiłku, a mimo to skrywa w sobie elegancję. Istotą francuskiego boba jest perfekcyjna nieperfekcyjność. Łatwy w utrzymaniu i szykowny – oto trend z miasta czerwonego wina, miłości i świateł.
Hersheson zdradza, że ekspercka sztuczka polega na stworzeniu „postrzępionych końców”, które sprawiają wrażenie, jakby zostały obcięte przypadkowo bez pomocy profesjonalnego fryzjera. Do uzyskania wielu pasm o ostrych końcówkach używa się brzytwy, która jednocześnie pozwala stworzyć niewidoczne warstwy zachowujące swobodny look przy każdym ruchu.
Fryzura pasuje wszystkim, bez względu na owal twarzy, wiek czy teksturę włosów, chodzi przede wszystkim o to, by dostosować ją do konkretnej osoby – jej osobowości i energii. – Pytanie, czy bliżej ci do Drew Barrymore? Czy może Demi Moore w latach 80.? – pyta Hersheson. – Albo współczesnych – Kai Gerber, Cary Taylor i Elsa Hosk – wszystkie doskonale wpasowują się w paryską nonszalancję.
Piękno francuskiego boba – czy może powinniśmy nazwać go frob? – polega głównie na tym, że nie wymaga wielkiego nakładu pracy przy codziennej stylizacji. Luke poleca Hershesons Everything Cream, czyli produkt pomagający uniknąć puszenia się włosów i rozdzielający pojedyncze pasma. Kluczowe jest jednak dobre cięcie, bez którego żadne ilości, nawet najlepszego produkt na świecie, nie są w stanie stworzyć czegoś, czemu później z łatwością nadamy lekkość.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.