Kiedy została mamą, brytyjska fotografka Sophie Harris-Taylor postanowiła stworzyć projekt, który uchwyciłby wszystkie aspekty karmienia piersią, dobre i złe. Efektem jej pracy jest „Milk”, seria intymnych portretów kobiet, które odnajdują swoją drogę przez ból laktacji po piękną więź pomiędzy matką a dzieckiem. Prawie trzy lata później, po urodzeniu drugiego dziecka, fotografka skierowała obiektyw aparatu na samą siebie. Tym razem dokumentowała swoją osobistą podróż przez ciążę, poród i pierwsze chwile z nowo narodzonym dzieckiem, a także wachlarz emocji, które się z nimi wiążą. Rozmawiamy z Sophie o jej doświadczeniach jako rodzica oraz wielu błędnych przekonaniach dotyczących macierzyństwa.
Jak czułaś się w ciąży?
Obie ciąże były dla mnie bardzo trudne, podczas nich ucierpiało moje zdrowie psychiczne. Ciało gwałtownie się zmieniało, a ja, jako osoba zmagająca się z zaburzeniami odżywiania, czułam się fatalnie, nie mając nad tym kontroli. Nie podobało mi się to, że byłam traktowana przedmiotowo. Chowałam się w coraz luźniejszych ubraniach i drżałam przed każdym komentarzem na temat mojego wyglądu. Tak naprawdę nikt nie rozmawia o zaburzeniach odżywiania w kontekście ciąży, a przecież te zjawiska współistnieją. I choć miałam szczęście zajść w ciążę dwa razy, praktycznie bez żadnych komplikacji, przy wsparciu kochającego partnera, a tym razem również podekscytowanego syna, była to dla mnie walka. Ciągle miałam poczucie, że jestem ciągnięta w dwóch różnych kierunkach, rozdarta między dwa przeciwstawne głosy. Jeden opowiadał się za zdrowiem dziecka, drugi – za moim problemem z odżywianiem.
Jak porównałabyś obie ciąże?
Druga ciąża była dużo trudniejsza niż pierwsza. Być może dlatego, że jedną miałam już za sobą, myślałam, że będzie łatwiej. Ale naprawdę męczyłam się w związku z przyrostem wagi, z brakiem kontroli nad swoim ciałem. Fizycznie odczuwałam ją zdecydowanie bardziej. Za pierwszym razem, pomimo dyskomfortu, cel, do którego dążyłam, wydawał mi się czymś ekscytującym, ważnym. Teraz wiedziałam, co mnie czeka. Byłam dużo bardziej zmęczona, pewnie dlatego, że nie mogłam tyle odpoczywać, biegając za trzylatkiem.
Twój poprzedni projekt, „Milk”, skupiał się na innych kobietach. Co sprawiło, że tym razem skierowałaś obiektyw na siebie?
Im bardziej niekomfortowo się czułam w czasie ciąży, tym bardziej chciałam to udokumentować, by choć trochę przejąć kontrolę nad tym, co się ze mną działo. Zawsze byłam strasznie nieśmiała i uciekałam przed aparatem, fotografowałam innych i w ten sposób opowiadałam swoją historię. Tym razem było inaczej, czułam, że jestem w tym doświadczeniu sama, bez żadnych punktów odniesienia. Miałam nadzieję, że robiąc zdjęcia i zapisując swoje uczucia, będę w stanie lepiej zrozumieć swoją wewnętrzną podróż – było to ujście emocji, którego potrzebowałam. Zastanawiałam się, czy publikować te fotografie, choć nie chodziło o empatię, a raczej o pokazanie tego, o czym się nie mówi, czego wiele kobiet się wstydzi, za co czują się winne, czego nie potrafią wyjaśnić nawet najbliższym sobie ludziom.
Czy miałaś jakąś z góry wyrobioną opinię na temat tego, jak wygląda poród?
Jestem cyniczna, nie zamierzałam tworzyć planu porodu, nie chciałam rozczarowania. Słyszałam wiele historii o porodach, które nie poszły zgodnie z planem. W pewnym sensie podeszłam do tego z zamkniętymi oczami. Gdy miałam skurcze, starałam się jedynie pamiętać o technikach oddechowych, których uczyłam się na pierwszych zajęciach w szkole rodzenia. Wiedziałam, że nie będzie przyjemnie, ale nie rozmyślałam o tym za bardzo. Miałam wrażenie, że wyjdzie mi na dobre, jeśli nie będę wiedziała, co mnie czeka do czasu, aż rzeczywiście się to wydarzy.
A jakie były twoje doświadczenia z porodu?
Mój pierwszy poród został wcześnie wywołany, pamiętam tylko ból, ale jak przez mgłę. Wspomnienia mojego partnera są dużo wyraźniejsze. Nigdy nie płakałam z radości tak, jak wtedy gdy po raz pierwszy przytuliłam oboje swoich dzieci. Pokochałam je od pierwszego wejrzenia, czułam przytłaczający miks radości, dumy i ulgi.
Drugi poród przypominał bardziej przejażdżkę na rollercoasterze. Wydawało mi się, że wszystko poszło świetnie, do czasu gdy trzy dni później zaczęłam cierpieć z powodu wypadającej macicy. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Znalazłam się z powrotem w szpitalu na porodówce i żałowałam, że nie wiedziałam, że nikt mi nie uświadomił, jak temu zapobiec. Ale było już za późno. Będę potrzebowała czasu, by dojść do siebie, a konsekwencje prawdopodobnie będą towarzyszyły mi do końca życia. Myślę, że za mało rozmawiamy o porodzie i ciąży, a przecież wiele kobiet ma za sobą trudne historie, którymi nie chcą zupełnie szczerze dzielić się z innymi. Żałuję, że nie wiedziałam więcej i że nie postępowałam z większą świadomością.
Twoje zmagania z karmieniem piersią stanowiły inspirację dla projektu „Milk”, który pokazywał wiele aspektów karmienia, dobrych i złych. Czego dowiedziałaś się, fotografując inne matki?
Wydaje mi się, że wtedy była to dla mnie terapia. Udało mi się nawiązać więzi z innymi mamami mającymi podobne doświadczenia. Czułam, że wszystkie kobiety, które poznałam, miały własne, wyjątkowe historie, ale widziałam w nich wiele podobieństw.
Jak wyglądało twoje doświadczenie z karmieniem piersią przy drugim dziecku?
Przyszło dużo bardziej naturalnie, prawdopodobnie dlatego, że wiedziałam, czego się spodziewać. Za pierwszym razem było to bardziej skomplikowane. Czułam się, jak na polu minowym, na początku totalnie mnie to pochłonęło – karmienie co dwie godziny przez całą dobę to praca na pełny etat. Moje piersi w zasadzie w ciągu jednej nocy zrobiły się pięć razy większe, co było dla mnie niekomfortowe. Szybko zaczęłam cierpieć z powodu zapalenia gruczołu mlekowego. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że karmienie może wiązać się z takim bólem. Czasem to kochałam, czasem tego nienawidziłam. Uwielbiałam bliskość, jaką czułam wtedy z moim dzieckiem, a za którą tęskniłam, gdy przestałam karmić. Tym razem wyzwania były podobne, ale nie byłam nimi tak zszokowana. Myślę, że po prostu byłam lepiej przygotowana.
Jaki obraz macierzyństwa przedstawiają twoje zdjęcia?
Myślę, że szczerze pokazują wysiłek związany z macierzyństwem, poczucie samotności, bezbronności. Widać na nich kruchość. Odnoszę wrażenie, że wiele kobiet czuje wstyd, jeśli nie gloryfikuje ciąży i pierwszych dni z noworodkiem, ale to często czas wielkich trudności. Brak kontroli, poczucie, że tracimy siebie. Jeszcze nie wiem, co moje zdjęcia mówią innym ludziom, ale jeśli jakaś mama się z nimi utożsamia, czuję, że mają sens.
Co jest największym mitem związanym z macierzyństwem?
Jestem mamą dopiero od trzech i pół roku, więc nie mam jeszcze zbyt dużego doświadczenia. Wydaje mi się jednak, że matki mają ogromną, prawie nadludzką siłę – często muszą być dużo bardziej zorganizowane niż inni. W dzisiejszych czasach panuje przekonanie, że możemy mieć wszystko. W pewnym sensie rzeczywiście tak jest, ale wiąże się to z kompromisami i strasznym poczuciem winy. Nie znam ani jednej matki, która wystarczająco mocno docenia samą siebie za wszystko, co robi.
Czego macierzyństwo nauczyło cię o relacji ze swoją matką?
Od czasu, gdy sama zostałam matką, bardzo zbliżyłam się ze swoją mamą. Na początku chciałam pokazać, że wszystko jestem w stanie zrobić sama, nie chciałam być traktowana protekcjonalnie, ale zdarzały się chwile, gdy prosiłam mamę o pomoc przy synu. A teraz, gdy mam drugie dziecko, czuję, że jesteśmy ze sobą jeszcze bliżej. Dużo bardziej się doceniamy i rozumiemy i mam wrażenie, że łączy nas macierzyństwo. Stało się wspólną płaszczyzną. Po raz pierwszy, od nie pamiętam kiedy, proszę ją o rady i chcę słuchać o jej doświadczeniach. Już nie mam pretensji o to, co robiła w przeszłości, bo wiem, że zawsze na pierwszym miejscu stawiała moje dobro i że kochała mnie tak mocno, jak ja kocham swoje dzieci.
Artykuł po raz pierwszy ukazał się na Vogue.co.uk.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.