Podczas gdy większość z nas jest już po lub w trakcie oglądania piątego sezonu serialu „The Crown” (produkcję w dniu premiery obejrzało ponad milion widzów), jest pewien człowiek na świecie, który nie obejrzał jeszcze ani jednego odcinka. I nie zamierza tego robić. To Sam McKnight, dawny fryzjer Lady Di.
Słynny fryzjer, redaktor współpracujący z działem urody brytyjskiego „Vogue’a” i twórca linii kosmetyków do włosów Hair by Sam McKnight, spędził siedem lat, pracując z księżną Dianą jako jej osobisty stylista fryzur, aż do jej przedwczesnej śmierci w 1997 roku. – Nie miała wielkiej świty, ale w trakcie tych siedmiu lat byłem przy niej w każdej podróży zagranicznej, m.in. podczas odwiedzin u matki Teresy w Indiach i w obozie dla uchodźców przy granicy Afganistanu, który był naprawdę przerażający – mówi McKnight w rozmowie telefonicznej. – Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem.
Właśnie podczas tych podróży McKnight stworzył niektóre z fryzur księżnej, które do dziś mają status kultowych. Czy zdawał sobie wtedy sprawę, że jego praca będzie wspominana przez wiele następnych lat? – Na początku nie, ale po pewnym okresie pracy z nią już tak. Pamiętam, jak pojechaliśmy do Tadż Mahal. Było nas zaledwie kilkoro, a i tak zamknęli dla nas świątynię, co było niewiarygodne. Zdjęcia, które zrobiono Dianie w środku, stały się kultowe. Ale wtedy nie myślałem o tym w ten sposób. Miałem pracę do wykonania!
Para zaczęła razem pracować po sesji dla „Vogue’a” z udziałem nieżyjącej już redaktor mody Anny Harvey i fotografa Patricka Demarcheliera w 1990 roku. W trakcie sesji McKnight użył triku, który sprawił, że włosy Diany wyglądały na krótkie. – Chciałem unowocześnić jej look i odciąć ją od lat 80. – tłumaczy. Ten powiew świeżości skłonił Dianę do zadania pytania o to, co powinna zrobić z włosami. – Powiedziałem, że ja bym je obciął, skrócił i zaczął wszystko od nowa – mówi. –To była era fryzur w stylu Lindy Evangelisty i wszystkich innych supermodelek. Odchodziliśmy od dużych, bufiastych rękawów na rzecz o wiele bardziej dopasowanych kształtów, charakterystycznych dla silnych kobiet biznesu. Dotarcie do tego miejsca z Dianą zajęło nam kilka lat, ale w końcu to osiągnęliśmy.
Zajęło to trochę czasu, bo Diana, jak wiele innych kobiet, w kwestii włosów często uciekała do znanej sobie strefy komfortu. – Dużo wtedy podróżowałem. Wykorzystując to, potrafiła zrobić sobie w tajemnicy przede mną trwałą – śmieje się McKnight. – Gdy wracałem, musiałem ją ogarnąć, wyczesując na szczotkę i suszarkę, dzięki czemu jej włosy szybko wracały do cieniowanej fryzury. Wspomniana trwała sprawiała, że Dianie łatwiej było samej układać włosy podczas wypełniania obowiązków w Wielkiej Brytanii. Na szczęście ten etap nie trwał długo.
Podobną ewolucję przeszła jej garderoba. – Zbyt duże zmiany przyciągały zbyt duże zainteresowanie prasy – nawet ułożenie przedziałka na drugą stronę wywoływało sensację –mówi. – Była tego świadoma i nie chciała odwracać uwagi od swojej działalności charytatywnej. Zajęło mi dwa lata, by odzwyczaić ją od niemodnej trwałej. Musiałem ją przekonać, że wcale jej nie potrzebowała.
Diana ostatecznie porzuciła trwałą, gdy jej styl stał się symbolem nowej fazy życia, zaraz po rozwodzie. Wraz z „jaskrawymi spódnicami Versace i męskimi garniturami” poszła do salonu Daniela Galvina w Londynie, by „złagodzić odcień i sprawić, by pasemka były bardziej kremowe”. Pomogło jej to poczuć się nowocześnie, szykownie i gotową na podbicie świata. W rzeczywistości to Samowi przypisywała odmianę swojego życia, gdy ten obciął jej włosy. To właśnie moc nowej fryzury. – Nie tylko jej wizerunek rozkwitł w okresie po rozwodzie. Ona sama również – uśmiecha się McKnight.
Pracując w jej prywatnej siedzibie w pałacu Kensington, która nie była „nadmiernie wystawnym miejscem”, ale „uroczym, wytwornym wiejskim mieszkaniem dziewczyny – jej schronieniem”, para stworzyła więź, którą McKnight ceni sobie do dziś. A co sądzi o perukach noszonych przez Elizabeth Debicki w „The Crown”? – Z tego, co widziałem, są prawdopodobnie lepsze niż te, które pojawiały się we wcześniejszych przedstawieniach Diany. Ale to dziwne uczucie. Mam do tego szczególne podejście. Oglądanie kogokolwiek wcielającego się w nią jest zawsze jak oglądanie odcinka „French & Saunders” – czekam na moment, aż Dawn French wejdzie cały na biało. Rozumiecie, co mam na myśli? – pyta retorycznie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.