Dior wiosna-lato 2021: W katedrze Diora
Kwieciste hafty, tureckie wzory, barwy wschodnich przypraw. Maria Grazia Chiuri ponownie inspiruje się niezwykłymi artystkami, by stworzyć kolekcję łączącą tradycję Diora z oczekiwaniami współczesnych kobiet.
W tym roku dyrektor kreatywna Diora, Maria Grazia Chiuri, otworzyła się na dwie niezwykłe kobiety, które umożliwiły jej zrealizowanie pokazu w pandemicznej rzeczywistości. Chcąc złożyć „hołd zaangażowanej poezji i sztuce kolażu Lucii Marcucci, jednej ze swoich tegorocznych inspiracji”, poprosiła włoską reżyserkę Alinę Marazzi o nakręcenie krótkiego dokumentu o artystce. Wideo rozpoczyna prezentację kolekcji na sezon wiosna-lato 2021, w której „obrazy i słowa przeplatają się, tworząc hymn pochwalny dla kobiecego umysłu oraz krawiectwa”.
W paryskim Jardin des Tuileries powstaje ascetyczna, ogarnięta mrokiem sala. Proste ławy, betonowa podłoga i gotyckie witraże. Jednak słońce nie wlewa się do pomieszczenia przez szklane wizerunki świętych, a kolaże Lucii Marcucci. Świetliste iluminacje łączą się z operowym akompaniamentem. Głosy kilku śpiewaczek nakładają się na siebie, spiętrzają, a powstałą symfonię odzwierciedlają projekty, które prezentują pierwsze pojawiające się na wybiegu modelki. Muślinowe sukienki, luźne, kolorowe tuniki i indiańskie poncza. Maria Grazia powraca do początków kariery Marcucci, przypadających na lata 60. i 70., skąd chłonie energię dzieci kwiatów.
Tak powstaje patchworkowa suknia w kolorze kurkumy, ecru i czerni. Kwiatowe panele układające się w barwną mozaikę łączą taśmy białej koronki, a delikatność materiałów przełamuje, narzucona na wierzch, skórzana kamizelka. Zwiewne tkaniny pojawiające się na większości projektów, dekorują motywy paisley lub orientalne wzory. Zdobienia na kardiganach przywodzą na myśl francuskie tapiserie, innym razem włoskie freski, a niekiedy są to żakardowe tkaniny obiciowe, niczym z ludwikowskich foteli.
Dom mody Dior reinterpretuje także flagowe tiulowe suknie. Tym razem zyskują odcienie mahoniu, palisandru i szafranu. A spod ich transparentnych gorsetów przedzierają się prążkowane braletki dziergane z kilku odcieni beżu. Powstają wełniane poncza i tuniki z szydełkowych kwadracików, które przypominają serwety z lat. 60. Żakardowe płaszcze w perskie wzory z zewnątrz rażą czerwonością, by w rytm kroków modelki ujawniać kontrastową poszewkę w monochromatyczne, florystyczne printy. Klasyczna, choć lekko wyblakła czerń przebrzmiewa przez odnowioną sylwetkę „New Look”. Rozkloszowaną spódnicę otula spięte kilkoma paseczkami, kaszmirowe kimono. A całą fuzję lat 60. i 70. uzupełniają apaszki zdobiące głowy modelek, plecione sandały ze skóry i torby z frędzlami.
Jak mawiał poeta Jean Cocteau, enigmatyczne nazwisko Dior łączy w sobie słowo „dieu” (bóg) i „or” (złoto). Choć w tym roku złota prawie nie było, widać było boski geniusz mistrza, który wlewał barwy na projekty przez witraże w paryskim Jardin des Tuileries.