Znaleziono 0 artykułów
26.05.2024

Dlaczego dla matek jesteśmy bardziej surowi niż dla ojców

26.05.2024
Fot. Getty Images

Teraz rozumiem kobiety, które ciągle słyszą, że nie mogą być dobrymi kierowcami – mówi Łukasz Dominiak, który na co dzień mierzy się ze stereotypami dotyczącymi męskiego zaangażowania w rodzicielstwo. W rozmowie z Olgą Święcicką twórca profilu Who’s your Daddy? na Instagramie i ambasador fundacji Share the Care nawołuje obie płcie do przekraczania swoich ograniczeń.

Mama na spacerze z dzieckiem najczęściej słyszy: „Gdzie czapeczka?”. Kiedy z kolei wózek prowadzi tata, spotyka się to z pomrukiem pełnym uznania i podziwu dla jego poświęcenia. Znasz te sceny ze swojego życia?

Łukasz Dominiak: Znam aż za dobrze, bo niestety w naszym społeczeństwie stereotypy dotyczące ról matki i ojca mają się świetnie. Choć i tak mam poczucie, że w ostatnich latach jest tego mniej. Oczywiście mowa o wielkich miastach. Na prowincji tata zmieniający pieluchę to nadal wydarzenie. Pamiętam, jak pojechałem w moje rodzinne strony, kiedy dzieci były jeszcze małe, i jaką minę zrobili mój brat i ojciec, gdy zabrałem się za przewijanie. W ich oczach nie znalazłem podziwu, tylko raczej strach i pewien rodzaj zniesmaczenia, że jestem aż takim pantoflarzem. Wtedy to było trudne. Dziś moja rodzina mówi, że zazdrości mi więzi, jaką mam z dziećmi, i żałują, że nie mieli w swoim życiu czasu, żeby samemu taką wytworzyć.

Nie mieli czasu albo nie mieli ochoty. Umówmy się, że to jest poniekąd kwestia wyboru.

W większości przypadków tak. Choć nie jest to łatwy wybór. Doskonale pamiętam teksty, które słyszałem w pracy, kiedy po raz kolejny brałem L4 na dziecko. Przewracanie oczami i dopytywanie się, czy żona też chora, że nie może się zaopiekować. Mam poczucie, że ojcowie, którzy chcą się realizować w tej roli, dostają mocno po tyłku od pracodawców. Zajmuję się rekrutowaniem ludzi i sporo się tego naoglądałem. Sam na początku swojej rodzicielskiej drogi żyłem w mocnym rozbiciu, bo z jednej strony chciałem być w partnerskim układzie z żoną i dzielić się opieką pół na pół, a z drugiej czułem, że jako ojciec muszę zapewnić im byt. Zarabiać więcej, pracować dłużej.

Przewracanie oczami i komentarze na pewno nie pomagały. Reagujesz w takich sytuacjach?

Zawsze mówię, że jestem tatą i chce być nim na 100 proc., a to wymaga poświęceń. Nigdy nie interesowała mnie rola substytutu rodzica. W polskim społeczeństwie przyjęło się, że tata w tym całym rodzicielstwie ma do zagospodarowania jakieś 30 proc. Nie godzę się na to. Jestem rodzicem równie ważnym i chcę, żeby moje dzieci widziały moje zaangażowanie. Nie było tak od początku, bo wychowałem się w domu, gdzie ojciec był odpowiedzialny za byt, a matka, choć sama pracowała – za opiekę nad nami. Na szczęście uciekliśmy z tego tradycyjnego układu.

I faktycznie udało wam się stworzyć w pełni partnerski podział obowiązków?

Zaryzykuję, że tak, ale to był długi proces. Na początku trudno było mi się zaangażować, bo czułem się niedoceniany. Wydawało mi się, że jak zrobię coś ekstra, czego nie robią moi koledzy, to należą mi się brawa. Musiałem mocno poprzestawiać sobie w głowie, żeby zrozumieć, że to „ekstra” to normalność i że Marcie nikt nie bije brawa, jak nakarmi dziecko czy wyprowadzi je na spacer. Druga rzecz, która była przeszkodą w tym partnerskim podziale, to właśnie wspomniane już zapewnianie bytu. Co prawda moja żona zawsze pracowała i zarabiała na podobnym poziomie co ja, ale długo męczyłem się z poczuciem, że to jednak mi przypada w udziale odpowiedzialność za bezpieczeństwo finansowe. W końcu jednak uświadomiłem sobie, że moje najlepsze wspomnienia z dzieciństwa dotyczą czasu, który spędzałem razem z rodzicami, a nie rzeczy, którymi mnie obdarowali. Mogę więc jeździć fiatem tico, ale za to z całą rodziną w środku.

Będzie wam trochę ciasno, ale rozumiem przesłanie. Brzmi to wszystko pięknie, ale pewnie przejęcie pewnych obowiązków, które kulturowo przypisane są mamie, nie było zawsze łatwe?

Najtrudniej było z karmieniem. Szczególnie gdy dzieci były małe i trzeba było je karmić butelką z odciągniętym mlekiem. Przyznam otwarcie: bałem się, że nie dam rady, ale też bardzo chciałem, żeby Marta mogła wyjść z domu, zrelaksować się. Mimo obaw udało się i myślę, że to karmienie niemowlęcia też zbudowało między nami fajną więź. 

Fot. Getty Images

Zapewne obawy miałeś nie tylko ty, ale też Marta. Jest pewien paradoks w tym, że matki chcą wolności, a jednocześnie boją się oddać kontrolę.

Oj tak. Słynne „A poradzisz sobie?” słyszałem kilka razy i doprowadzało mnie do szału. Tak jak teksty pełne lęku „A z kim zostanie dziecko?”, kiedy żona opowiadała rodzicom czy znajomym o jakimiś planowanym wyjściu. Tak jakby ojciec nie istniał. Strasznie to irytujące. Myślę, że podobnie czują się kobiety, które cały czas słyszą, że są złymi kierowcami. Powiedzmy to sobie otwarcie: kobiety są dobrymi kierowcami, a mężczyźni dobrymi ojcami. Potrafimy ubrać dziecko, nakarmić je i wyprowadzić na spacer.

Tylko nie zawsze tak, jak chce tego mamusia.

O – i tu jest problem. Apeluję zatem do mam, żeby, jak już oddają ojcom kierownicę, ją puszczały. My sobie poradzimy. W swoim stylu, ale na pewno nie ucierpi na tym dziecko. Co więcej, fajnie, żeby ono też doświadczało jakiejś różnorodności. Inaczej bawi się z mamą, a inaczej z tatą. I to jest naprawdę fajne. Trzeba tylko puścić.

Myślisz, że kobietom przychodzi to z trudnością

Wielu tak. Co więcej, z rozmów, które przeprowadziliśmy w fundacji Share the Care, której jestem ambasadorem, wynika, że części matek taka rola poniekąd odpowiada. Są zmęczone i wykończone, ale nie potrafią odpuścić kontroli, bo macierzyństwo i poświęcenie się mu to element ich tożsamości. To jest bardzo mocno zakorzenione w naszej kulturze. Mit matki Polki.

Zapewne potrzeba lat, żeby to się zmieniło.

To prawda. Ale powoli widać już drgnięcia. Chociażby wprowadzony ostatnio urlop ojcowski. Nie jest on idealny, ale to duża zmiana dla rodzin. Myślę, że pracować trzeba u podstaw, w myśl zasady, że przykład idzie z góry. Pracownikom łatwiej będzie sięgać po urlop, jeśli wcześniej zobaczą, że skorzystał z niego ich szef. Z badań we wspomnianej już fundacji wynika, że w tym roku aż 6 proc. mężczyzn zdecydowało się na urlop tacierzyński, w latach poprzednich był to 1 proc. Niby nadal mało, ale jednak gigantyczny skok procentowy.

To budujące.

Bardzo. Tym bardziej że zostanie z dzieckiem w domu pokazuje, jak to jest ciężka praca. Kiedy na swoim profilu pytam kobiety, co najbardziej denerwuje je w ojcach, to często wypominają im, że słyszą, że opieka nad dzieckiem to nie praca. Tekst „Ja byłem w pracy, więc muszę odpocząć, a ty cały dzień siedziałaś w domu” nadal słyszy się w domach w Polsce. To bardzo niesprawiedliwe.

A co słyszą mężczyźni?

Że nie potrafią, że zostaw – zrobię to lepiej, przesuń się, ja ci pokażę. Ojcowie żalą mi się, że kobiety wypychają ich na ławkę rezerwowych. A jak się tylko z niej wychylą, to dostają po głowie.

Patowa sytuacja.

Każda ze stron ma obszar do pracy, ale wierzę, że układ partnerski jest możliwy. Tylko raz na zawsze trzeba zapomnieć o tym, że opiekowanie się dzieckiem jest niemęskie. Jest męskie. I to bardzo.

Olga Święcicka
  1. Styl życia
  2. Społeczeństwo
  3. Dlaczego dla matek jesteśmy bardziej surowi niż dla ojców
Proszę czekać..
Zamknij